Magia na ulicach Warszawy
Wielki Czarodziej nawiedził Warszawę. Na początku nie było wiadomo ani skąd się wziął, ani po co przybył do akurat tego wielkiego europejskiego miasta. Wygląda na to, że spodobał mu się „prezent“ towarzysza Stalina – Pałac Kultury i Nauki, zwany krótko PeKiNem. To właśnie tam Czarodziej i jego smok zaparkowali na dłużej. Jedni magię widzą i jej doświadczają, inni nie mają o niej pojęcia – związane jest to z bezpośrednim kontaktem organoleptycznym z magią. A Czarodziej snuje swoją nić i pokrywa nią coraz większe przestrzenie miasta. Władze miasta – i nie tylko one – mają problem. Wielki problem. przy którym ozonowana śmierdząca zawartość rur „Czajki“ to zwyczajny pikuś.
Maciek Jeżewski, skromny, sfrustrowany inżynier wsparcia w dziale IT Urzędu Miasta, ma to szczęście, że wplątuje się w magiczną aferę. W nieodpowiednim czasie znajduje się w nieodpowiednim miejscu, a dobrzy ludzie wykorzystują go jak husteczki higieniczne – zgodnie z zasadą „użyć i wyrzucić". Maciek wraz z pewnym agentem służb specjalnych zostają nadwornymi paziami Czarodzieja. Tymi od „przynieś, wynieś, pozamiataj“. W przypadku Macieja ma to nawet jakiś sens, bowiem okazuje się, że jest on w pewien sposób odpowiedzialny za osiedlenie się Jego Magiczności w stolicy.
Po co przybył Czarodziej? Czy może równie łatwo „wybyć"? Kto może mu w tym pomóc i jak? Oto są pytania.
Minas Warsaw, najnowsza powieść Magdaleny Kozak, to czysta literatura rozrywkowa. Zasadniczo poprawna (nie tylko politycznie) i nieprzesadnie zaskakująca. Opowieść toczy się dwutorowo. Wątek współczesny przeplata się z baśniowym, a łącznikiem między nimi jest ów bardzo zdolny były student informatyki. Biedak – mimo swoich wysokich kompetencji, osiągnął tylko skromne stanowisko w UM. Co ciekawsze – i jakże fantastyczne – jego równie uzdolnieni koledzy cieszą się, że mogą zmywać naczynia lub smażyć kurczaczki w znanych sieciówkach. Z rzeczywistością ma to niewiele wspólnego i mocno wzmacnia urban fantastyczną stronę powieści. Wątek baśniowy, fantastyczny jest lepszy od tego luźno osadzonego w realiach współczesnych. Odniesienia do teraźniejszości są oklepane i mało w sumie zabawne. To nieustannie powtarzane bon motty, które z czasem nabierają charakteru prawd absolutnych. W wątku fantastycznym, baśniowej rzeczywistości równoległej, postacie i wydarzenia są ciekawsze. Pozbawione potrzeby okraszania wydarzeń niezbyt dowcipnymi komentarzami. I to ten wątek bawi i cieszy, przynajmniej do momentu osiągnięcia punktu wspólnego obydwu torów narracji. Historię znakomicie ożywia w nim postać złodziejaszka Wędrowca, stale pakującego się w kłopoty oraz jego pomocnika, demona-nieudacznika, w postaci mocno wyrośniętego kociaka. W ich towarzystwie jest ciekawie i zabawnie.
Książka jest nierówna, miejscami mocno schematyczna. Urzędnicy są „błe", specjalsi są OK. Mag jest najczęściej nieobecny. Informacje militarno-wojskowe mogą być ciekawe, ale tylko dla laików. Postaci w większości są zaledwie naszkicowane. Pojawiają się, znikają. Nie pozwalają się ze sobą identyfikować. Nie ma w Minas Warsaw iskry, nie ma napięcia, nie ma pełnego zaangażowania autorki w tworzony świat. Jak więc ma się zaangażować weń czytelnik? I tak książka niby nie taka zła, ale jakże niełatwa w rekomendowaniu.
Kiedyś Jerzy Arlecki, nowy nabytek Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, nie chciał wierzyć w wampiry, ani tym bardziej w ich doborową jednostkę, chroniącą...
Czasem okazuje się, że osiągnąć szczyt marzeń, to dopiero początek prawdziwych kłopotów. Od kiedy Vesper został lordem, na jego głowę spadają same problemy...