Szetlandy. Na samą myśl o tych wyspach można tylko westchnąć. Fenomenalne, puste, dalekie od hałaśliwych europejskich miast i aglomeracji. Piękne niezwykłym, tajemniczym pięknem, które jest niezależne od człowieka. Wydają się być idealnym miejscem dla tych, którzy nie chcą oglądać swoich sąsiadów, którzy chcą być wolni od jakiegokolwiek przymusu. Tyle w teorii. W praktyce Szetlandy, jak każde oddalone od świata miejsce, jest wolnością i niewolą, pięknem i brzydotą, marzeniem i przekleństwem, rajem i piekłem, scenerią szczęścia i zbrodni.
Cleeves w swojej już pięciotomowej serii zdaje się uwypuklać wszystkie te dobre i złe cechy Szetlandów. Pokazuje ich mieszkańców jako pasjonatów i szaleńców, marzycieli i ponuraków. W skrócie – pokazuje ich takimi, jakimi są wszyscy inni ludzie na całym świecie. Szetlandy można kochać albo nienawidzić. Można też nie mieć do nich absolutnie żadnego stosunku. Można się przyzwyczaić do zimna i wiatru, można tam zakładać drogie hotele albo mordować. Jak wszędzie na świecie.
Martwa woda to opowieść o tej zwyczajności wysp, gdzie wszystko dzieje się dokładnie tak samo, jak gdzie indziej, gdzie ludzie popełniają te same błędy, kochają i nienawidzą dokładnie tak samo, jak w Paryżu czy Rzymie. Różnica polega na środkach lokomocji. Po Szetlandach można się poruszać dobrym samochodem albo można je opłynąć łodzią. Pierwszy środek jest wygodniejszy, drugi – szybszy.
I od łodzi zaczyna się opowieść, która wciąga, zanurza i wręcz topi czytelnika w tych zimnych wodach oceanu. Rhona Laing, urocza pani prokurator, która szuka na wyspach samotności, pewnego ranka odkrywa, że jej yoal odpłynął od brzegu. Porządna i dokładna Rhona postanawia przyciągnąć yoal do przystani. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że w łodzi znajduje zwłoki pewnego dawnego mieszkańca wysp. Złoty chłopiec Jerry Markham, syn lokalnych przedsiębiorców, leży martwy w yoalu pani prokurator. I wtedy wszystko się zaczyna. Dłubiąc w przeszłości Jerry'ego, lokalna policja odnajduje wiele ciekawych wątków. Niektóre z nich prowadzą do Rhony. Jak pokazuje śledztwo, nikt nie jest tak niewinny, jakby chciał, nikt też nie jest tak winny, jak się wszystkim wydaje. Łącznie z Rhoną.
Jak każda z poprzednich książek Ann Cleeves, Martwa woda to nie kryminał, ale powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. Bardzo zręcznym, sensownym i logicznie spiętym. Ale nawet bez tego wątku powieść jest pasjonująca. Narrator nie zachwyca się bezrozumnie pięknem Szetlandów, ukazując je przy okazji, bez dłużyzn, które miałyby za zadanie przekonać wszystkich opornych, że zimno, wiatr i ponury krajobraz to najpiękniejsze miejsce na świecie. Szetlandy Cleeves to raj dla introwertyków i dla tych, którzy uwielbiają awantury. Tu każdy ma rację. Brzmi znajomo? Oczywiście. Wystarczy zmienić krajobraz i przenieść akcję na Sycylię i wszystko będzie tak samo aktualne. Po prostu autorka zastosowała wciąż aktualny trik. Znacie? To posłuchajcie...
Serdecznie polecam Martwą wodę. To dobra, solidnie skonstruowana historia z intrygującym tłem. Niektórzy z was po lekturze mogą pytać o najtańsze loty na Szetlandy. Odpowiedź na to pytanie też jest w tekście.
Niecierpliwie czekam na kolejny tom historii z wysp. Mam nadzieję, że będzie równie porywająca.
W słynnym obserwatorium ptaków na Fair Isle zostaje odnalezione ciało kobiety. Już na pierwszy rzut oka jej śmierć wydaje się bardzo podejrzana...
Siódmy tom „Serii Szetlandzkiej”, wielokrotnie nagradzanego, kultowego cyklu kryminalnego! Szetlandzka zima. Ulewne opady deszczu powodują...