Recenzja książki: Malowany człowiek, księga I

Recenzuje: Damian Kopeć

Wiek Zniszczenia

Wszystko ma swój czas. Jest czas radości i czas smutku. Czas pokoju i zabawy, czas wojny  i płaczu. Czas pracy i czas odpoczynku. Czas nieubłaganie płynie. Wiek Niewiedzy, Wiek Wybawiciela, Wiek Nauki, Wiek Zniszczenia. Jest czas ucieczki i jest czas walki. Powoli nadchodzi czas walki.

Wkraczamy w świat z pozoru inny niż nasz, ale przecież w gruncie rzeczy tak nam bliski, przynajmniej na poziomie emocji, uczuć, problemów. Ludzie, dobrzy i źli, targani wichrami namiętności. Ludzie, bezsilni wobec nieubłaganych kolei losu. Jak zwykle, nieliczni są ci, co sobie świetnie radzą, co czerpią pełnymi garściami z dobrodziejstw życia i wszelkich przemian rzeczywistości, dominują za to tłumy biedaków i przeciętniaków, uwijających się przez cały dzień, byle tylko dało się jakoś przeżyć. Zapadłe prowincje, wzgardzane przez tych, którzy czują się lepsi od reszty świata, przez mieszkańców Wolnych Miast, ale też owe miasta, pławiące się w chwale jakoby lepszych miejsc na Ziemi. Nieustanna rywalizacja pełnych pychy włodarzy owych miast-twierdz. Ubóstwo jednych, chciwość drugich. Złoto, które stwarza i podsyca konflikty pustoszące świat, w którym ten kruszec jest wartością. Podziały, które są nieodłączną częścią także i tego świata. Podział na role społeczne, zadania do wykonania, na dostęp do bogactwa, do suto zastawionego stołu, rzadkich dóbr czy do wiedzy. Podział, jak to zwykle bywa, ani dobry, ani uczciwy, ani specjalnie sprawiedliwy. Tylko śmierć wydaje się w tym świecie jednakowa dla wszystkich, jednak tylko w sensie konieczności, a nie - czasu jej nadejścia.

Autor kreśli jednoznaczny i prosty w zamyśle (choć bogaty w różnorakie szczegóły) obraz: słabo rozwinięty pod względem techniki i nauki świat, biedne wioski i bogatsze miasta. Ludzie kryjący się wraz z zapadającym zmierzchem za murami i ścianami domostw, uciekający przed nacierającymi pod osłoną nocy tajemniczymi potworami - Otchłańcami. W tym oto świecie pojawiają się ludzie, którzy nie przyjmują do wiadomości tego, co jest, którzy chcą coś zmienić. Którzy zmiany - co istotne - zaczynają od siebie.

Trzy wątki, trzy wiodące postaci. Nastoletni Arlen Bales z Potoku Tibeta, którego matka umiera wskutek ran zadanych przez demony. Chłopak, pełen jakże charakterystycznej dla młodych ludzi postawy buntu, wybujałego krytycyzmu wobec innych i nadzwyczajnej pobłażliwości dla samego siebie. Osądzający innych, w tym swojego ojca, bardzo surową miarą. Uciekający w końcu w świat w poszukiwaniu czegoś lepszego niż dotychczasowe życie - według niego: zbyt marne. Prawie trzynastoletnia Leesha z Zakątka Drwali, oczekująca na małżeństwo z osiłkowatym Garedem. Skonfliktowana z próżną matką, szukająca swojej drogi w życiu i nie za bardzo wiedząca, co wybrać. Wskutek głupoty swojego chłopaka decydująca się na terminowanie u miejscowej starej zielarki, Bruny. Zdradzająca wybitne zdolności w ziołolecznictwie. Mały Rojer, zamieszkały koło jednego z Wolnych Miast. Sierota, cudem ocalały z ataku Otchłańców...

Losy tych trzech postaci to nici rozwijane z różnych szpuli. Czy spotkają się kiedyś, przetną, czy - choć poplątane - miną się obojętnie? Możemy się spodziewać, że splotą się ze sobą - i to w okolicznościach, które trudno nam przewidzieć.

Dziwny jest ten świat, mimo, że nikt tu tak nie śpiewa. Świat Wieku Zniszczenia. Podzielony wyraźnie na dzień i noc. W dzień większość ludzi pracuje w pocie czoła, walcząc o byt. W nocy kryją się w domostwach za znakami runicznymi, które chronią ich przed demonami. Z Otchłani, wraz ze zmrokiem, wychodzą demony wody, ziemi, ognia, drzew i powietrza. Przerażające Otchłańce materializują się i szukają pożywienia: żywych istot. Niosą śmierć, cierpienie i trwogę. Większość ludzi z nimi nie walczy - ogarnięci lękiem, kryją się oni tylko za znakami magicznymi, których działania sami wcale nie rozumieją.

Bardzo wyrazista jest ta wizja. Prosta, dosadna, na swój sposób - bardzo barwna. Odwzorowująca nasz świat, mieszankę historycznych doświadczeń i fantastycznych wyobrażeń alternatywnej rzeczywistości. Świat ten z jednej strony jest nam bliski, z drugiej - obcy poprzez spore uproszczenia. Mający jakoś dowieść dość karkołomnej tezy, że brak rozwiniętej techniki i nauki wpływa negatywnie na rozwój intelektualny i duchowy ludzi. Świat niespójny, w którym miesza się magia ograniczająca się do znaków runicznych, mocno ograniczona wiedza z mitycznej przeszłości (zapałki, proch) i praktycznie stosowane ziołolecznictwo, przywilej wybrańców. Kiedyś, w Wieku Nauki, magia i nauka żyły tu podobno ze sobą w wielkiej zgodzie. To dość wyraźnie odróżnia ten świat od naszej rzeczywistości. Nauka uznawała ziołolecznictwo za istotną część medycyny, coś, co w naszym świecie z wielkim trudem i bardzo wolno od lat przedziera się do świadomości większości lekarzy. Teraz nauka skarlała, podobnie jak magia. Utopijna przeszłość z każdym mijającym dniem staje się coraz piękniejsza. Czy roznieci chęć wykreowania utopijnej przyszłości?

Wizja Bretta ma siłę oddziaływania. Jest ona między innymi związana z sugestywnością wykreowanego świata, z jego prostotą, jednoznacznością i brakiem niuansów. Wszystko jest bardzo plastyczne. Świat tu ukazany to społeczeństwo kastowe, w którym większość to nieokrzesani wieśniacy, a mniejszość to ludzie posiadający specjalne umiejętności lub pełniący ważne społeczne funkcje: Zielarki, Opiekunowie (czyli osoby związane z prostym kultem religijnym), Posłańcy, rządzący, członkowie cechów. Taka kastowość jest obecna i dziś, choć wyraża się ona w trochę inny sposób. Istnieje jednak podział na ekspertów, rządzących, posiadających dostęp do wiedzy, władzy i zasobów. Na prezesów i polityków, współczesnych gnostyków, medytujących nad losami świata w ściśle poufnych międzynarodowych gronach, i maluczkich, którzy mogą tylko poznać nieliczne uproszczone wnioski i efekty owych rozmyślań.

Co ciekawe, akcja powieści nie toczy się zbyt wartko. Wszystko kręci się wokół rytmu dnia i demonów, które stopniowo zdobywają dla siebie coraz większą przestrzeń. Ludzie jakoś sobie radzą, choć są zastraszeni i na ogół pasywni. Nawet ci, co dysponują jakąś wiedzą i specjalnymi umiejętnościami, nie starają się wykorzystać ich dla dobra wspólnego. Prości ludzi, jak zwykle nie wszyscy, potrafią wykazać się ofiarnością i odpowiedzialnością za innych. Jak w każdym społeczeństwie, im wyżej ktoś postawiony jest w jego hierarchii, tym mniejsze w nim duch altruizmu i ziarna empatii.

Powieść oparta jest o nieomal mityczny wzorzec, ciągle świetnie funkcjonujący w świadomości współczesnych ludzi - wzorzec, w którym to jednostki zmieniają świat. Ci, co potrafią przełamać zużyte schematy, niosą nadzieję, powodują zmiany i wskazują kierunki rozwoju przyszłości. Ludzie owładnięci ideami, chcący stworzyć nowy, lepszy świat, utopijny Eden.

Autor wydaje się pozytywnie zmieniać, rozwijać wraz z pisaną powieścią. Ma się wrażenie, że uczy się pisać i z każdym rozdziałem lepiej, wyraźniej zaczyna widzi cel tworzonej historii. Z początku wydaje się, jakby nie miał do końca przemyślanych szczegółów opowieści i odkrywał je dopiero w trakcie pracy. Pozytywne jest to, że widać wyraźny postęp w jego pisarstwie i przejście od mocno naiwnych do bardziej realistycznych wizji, od mocno zarysowanych, jednoznacznych postaci do takich, które bardziej przypominają żywego człowieka, a nie kamienny pomnik.

Zadziwiające jest to, ile w tej książce jest moralizatorstwa, skądinąd tak negatywnie ocenianego w literaturze przez krytyków literackich. Mnóstwo postaci nieustannie poucza nas, przeprowadza długie wywody o tym, co jest dobre, a co złe - i to w sposób bezpośredni. Stara Zielarka poucza, Posłaniec poucza, główni bohaterowie - pouczają. Prawią nauki tonem, który nie dopuszcza sprzeciwu. Oni po prostu wiedzą lepiej. Może nadeszły takie czasy, że obywatele - a przynajmniej czytelnicy - chcą być w ten sposób pouczani?! A może ważne jest to, żeby treść tych pouczeń była poprawna politycznie, trendy, wygodna dla odbiorców i pozbawiona większych wymagań?! By mówiła im, że są dobrzy, porządni, wartościowi, że mają prawo żyć chwilą, bez ponoszenia konsekwencji i niepotrzebnej odpowiedzialności?

Mało jest w tej książce ciepła, wyrozumiałości dla ludzkich słabości i łagodności sądów, jeszcze mniej - humoru, przynajmniej z początku. Życie ukazane jest - to perspektywa typowego rewolucjonisty - jako ciągła walka o byt, mozolna harówka z nielicznymi miłymi momentami, takimi jak występ Minstrela, przyjazd Posłańca czy rzadkie picie piwa w karczmie. Nieomal obsesyjnym tematem jest tu seks, który dominuje nad wszystkim innym, poza samą sprawą Otchłańców. Ukazany jako coś nieomal zwierzęcego, atawistycznego, sprowadzonego u ludzi do obsesyjnej chęci zaspokojenia fizycznego. Opisy walk przerywają więc amory, mało w sumie romantyczne. Miłość sprowadzana jest nieomal do czystej fizjologii, a uczucie niknie w cieniu zwykłego, ślepego pożądania. Związki rodzinne głównych bohaterów są - signum temporis i kwestia aktualnej mody - nieudane, nieomal patologiczne i dość schematyczne. Winą za rozkład jest obarczana zawsze jedna ze stron związku, co jest tyleż wygodne, co psychologicznie mało prawdziwe.

To nie jest proza wysublimowana, napisana szczególnie pięknym i wyrafinowanym językiem. Takie bowiem powieści nie stają się na ogół bestsellerami czytanymi przez miliony. Znakomicie odpowiada ona potrzebom mniej wymagającej co do formy i stylu części czytelników. Logika szczegółów nie jest silną stroną tej wizji: jedne rzeczy z przeszłości są znane, inne - nie wiadomo, dlaczego - zapomniane. Nie ma żadnych znaczących śladów wspaniałej przeszłości, wytłumaczenie pochodzenia demonów jest wyjątkowo mętne, podobnie jak zasady działania magii. Nie zmienia to faktu, że książka może się podobać. Autor stwarza ciekawy świat, w którym nie ma miejsca na spokój i nudę. Snuje historię, która odpowiada potrzebom współczesnych odbiorców, dla których życie to rodzaj telenoweli. Zawsze jest tu możliwość rozbudowania licznych wątków pobocznych, pójścia w ledwie zaznaczonym wcześniej kierunku, zmiany tempa opowieści i stopniowania napięcia. Wizja jest na tyle bogata w potencjalne możliwości, że bez problemu można wyobrazić sobie jej alternatywne rozwinięcia.

Dziwny, intrygujący tytuł Malowany człowiek, wbrew oczekiwaniom, nie wyjaśni się w tym tomie, pozostanie dla nas zagadką do kolejnej części cyklu.

Kup książkę Malowany człowiek, księga I

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Malowany człowiek, księga I
Książka
Inne książki autora
Malowany Człowiek, księga 2
Peter V. Brett 0
Okładka ksiązki - Malowany Człowiek, księga 2

Czy znękana ludzkość znajdzie w sobie dość siły, by stanąć naprzeciw otchłańców z uniesioną głową? Przecież od wieków potrafi się tylko chować...

Pustynna Włócznia. Księga 2
Peter V. Brett0
Okładka ksiązki - Pustynna Włócznia. Księga 2

Arlen nie żyje... Tamtej nocy zginął bym ja mógł żyć dalej. Czasami Posłaniec musi powiedzieć ludziom to, czego nie chcieliby usłyszeć. Czasami...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy