Małe ogniska to jedna z najciekawszych powieści obyczajowych, jakie ostatnio czytałam. To fascynująca opowieść o tym, że walka o zachowanie pozorów jest w rzeczywistości równie zabójcza jak całkowity brak zasad. To jedna z tych historii, które żyją w czytelniku jeszcze na długo po tym, gdy ten już odłoży je na półkę.
Do małej, zaplanowanej od początku do końca miejscowości przyjeżdża kobieta z nastoletnią córką. Shaker Heights to osada, która nie ma już wiele wspólnego za wspólnotą Shakerów, grupą, która ceniła sobie wspólne dobro i zasady. Dzisiaj te normy są przywilejem jednych i opresją innych. Pod pozorami dbania o wspólnotę uprawia się tu zawoalowaną przemoc, której podstawą jest status finansowy, a – co za nim idzie – prawa do przywilejów dla tych zamożnych i absolutne ograniczenie praw tych, którzy nie mają dwóch domów, doskonałych posad i eleganckich garniturów.
Przyjezdna jest bystra i zdolna. Jest artystką, ale nie opływa w gotówkę, czyli w rozumieniu lokalnej aktywistki nie jest wystarczająco dobrą artystką. Jednak filantropijna pani Richardson oferuje przyjezdnej Mii Warren służbę w swoim domu, ale zaraz po tym, gdy stwierdza, że wynajęty Mii dom jest czystszy niż jej własny.
Wytresowane w posłuszeństwie dzieci Richardsonów lgną do szczerej Mii, szukają kontaktu z jej niezwykłą córką Pearl. Wszystko jakoś się układa – do chwili, gdy w muzeum zostaje odkryte zdjęcie Mii autorstwa słynnej amerykańskiej fotografki, a perfekcyjna córka Richardsonów zachodzi w nieplanowaną ciążę.
Małe ogniska to opowieść o pułapce doskonałości, w którą często wpadają ludzie bez wyobraźni, którym się wydaje, że coś takiego jak życie da się uporządkować i zamknąć w dające poczucie bezpieczeństwa normy. To analiza tego, że upchnięte na siłę emocje zawsze wystrzelą niczym lawa z nieczynnego wulkanu, a siła ich działania może być niszcząca i najpierw spali to, co jest najbliżej: kochających, porządnych rodziców, czysty, zamożny dom i reputację, na którą pracowało się latami, a czasami nawet przez pokolenia. To opowieść o tym, że warto czasami wsłuchać się w siebie, nie stawiając siebie na piedestale. O dziwo, nawet najzacniejsi ludzie w każdej społeczności popełniają błędy, krzywdzą innych – najczęściej wtedy, gdy odmawiają im prawa do bycia sobą.
I nie zawsze status społeczny idzie w parze z przyzwoitością. Ci najbardziej podejrzani mogą być znacznie bardziej ludzcy od najlepszych i najbardziej szanowanych obywateli z naszej okolicy. Sprowadza się to do zasady: patrzcie sercem, nie portfelem.
Celeste Ng porusza też ważny problem adopcji dzieci z innych kultur. Czy amerykańscy rodzice mają prawo do chińskiego dziecka, gdy sami nie mają pojęcia o chińskiej kulturze? Czy wychowując dziecko na Amerykanina, dając mu ciepło, dom i przyszłość, ale nie ucząc go języka i kultury jego biologicznych przodków, są odpowiednimi kandydatami na rodzinę zastępczą? I jak ocenić Amerykanów, którzy adoptują dzieci z Dalekiego Wschodu, bo wiedzą, że ich biologiczni rodzice nigdy nie zdołają tych dzieci potem odzyskać? Czym się kierują rodzice adopcyjni: dobrem dziecka czy własnym?
Interesujący jest tu obraz Azjatów w amerykańskim społeczeństwie. Postrzegani jako nieporadni, śmiesznie mówiący sprzedawcy, sprzątacze ulic, kierowcy, dziwią, gdy jako prawnicy zaczynają pytać o prawa, jakie białym Amerykanom wydają się oczywiste. Gdy są wysocy i potrafią używać wyszukanego języka. Gdy stają się równi tym, którzy nigdy ich jako równych sobie nie postrzegali.
Powieść Celeste Ng to szereg pytań, na które odpowiedzi nigdy nie będą jednoznaczne. Dzięki temu ta prosta fabuła nabiera dodatkowej mocy i sprawia, że Małe ogniska to nie jedynie lektura na jeden wieczór.
Polecam.
Poruszający portret rodziny. Lydia nie żyje. Jeszcze tego jednak nie wiedzą… Tak zaczyna się ta znakomita debiutancka powieść opowiadająca o rodzinie...
Najnowsza powieść autorki ,,Małych ognisk". Po straszliwym kryzysie ekonomicznym w USA powstaje represyjny system rządów, w ramach którego władze mogą...