Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2016-02-11
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 332
"Lydia nie żyje. Jeszcze tego jednak nie wiedzą." Tak brzmią pierwsze zdania powieści.
Szesnastoletnia Lydia ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Jej ciało zostaje odnalezione w pobliskim jeziorze. Po tym wydarzeniu życie rodziny legnie w gruzach, a dawno skrywane sekrety rodzinne zostaną obnażone.
Historia zaginięcia nastolatki pokazana zostaje z perspektywy poszczególnych członków rodziny. Dzięki temu poznajemy myśli każdego z bohaterów i rozumiemy, że źródłem tragedii jest dzieciństwo rodziców, mające toksyczny wpływ na życie ich dzieci.
Celeste Ng rysuje psychologiczny portret z pozoru normalnej rodziny. Marilyn była ambitna, chciała zostać lekarką, pragnęła innego życia niż to, które wymarzyła dla niej matka. Tymczasem dostosowała się do życia, od jakiego zawsze chciała uciec - została żoną i matką. Swoje niespełnione pragnienia przelała na córkę, Lydię. To ona miała osiągnąć sukces, którego jej się nie udało. Ta, w obawie przed utratą uczucia matki, stara się spełnić wszystkie jej oczekiwania. Ojciec z kolei marzy, by córka miała powodzenie wśród rówieśników.
Nathan, brat Lydii, również nie spełnia oczekiwań rodziców, zwłaszcza ojca. James nie potrafi nawiązać z synem żadnej więzi. Widzi w nim samego siebie - nieporadnego nastolatka, jakim był kiedyś. Chłopak marzy o wyjeździe na studia, by wyrwać się z domu.
O najmłodszej, Hannah, rodzice zdają się zupełnie zapominać. Jak się okaże, to właśnie ona widzi najwięcej i być może tylko ona zna całą prawdę.
"Wszystko, czego wam nie powiedziałam" to powieść wnikliwa, skupiona na człowieku i jego uczuciach. To opowieść o trudnych relacjach rodzinnych i niezrealizowanych marzeniach. Porusza problemy braku akceptacji, potrzeby bycia kochanym i presji odrzucenia. Opowiada o rodzicielstwie, które nie jest łatwe i wymaga wielkiej odpowiedzialności.
To wspaniała, wielowarstwowa lektura, która daje do myślenia. Skłania do refleksji nad tym, czy jesteśmy dobrymi rodzicami, czy nie krzywdzimy własnych dzieci, przenosząc na nie swoich niespełnionych ambicji.
Zakończenie piękne i bolesne.
Nikt nie zna nas tak dobrze jak najbliżsi, z którymi mieszkamy. Rodzice wiedzą wszystko o swoich pociechach, dzieci zaś – dzięki obserwacji – potrafią przewidzieć reakcje i zachowania opiekunów. Ale często okazuje się, że znamy się bardzo dobrze tylko pozornie. Debiutancka powieśćCeleste Ng to właśnie portret rodziny, w której każdy zostaje zmuszony do skonfrontowania swojej wiedzy z prawdziwym obliczem najbliższych.
Lydia, jedno z trojga dzieci państwa Lee, nie zjawia się na śniadaniu. Zaniepokojeni rodzice szybko odkrywają, że dziewczyny nie było w domu przez noc. Rozpoczynają się gorączkowe poszukiwania nastolatki, a ich finałem jest odnalezienie ciała w pobliskim jeziorze. Taki przebieg sprawy pcha każdego z członków rodziny do próby ustalenia, co się naprawdę wydarzyło i kto stoi za tą tragedią. Marilyn uważa, że córka została porwana, Nath – brat ofiary – jest pewien, że zna mordercę, głowa rodziny – James – przejawia postawę obronną, trzymając się na dystans. Najwięcej do powiedzenia ma najmłodsza – Hannah, ale jej nikt nie słucha, ba, nikt nie zwraca na dziewczynkę najmniejszej uwagi.
Śmierć Lydii uruchamia u każdego z bohaterów proces analizy własnych postaw, wyobrażeń i relacji z bliskimi. Tragedia obnaża bolesną prawdę – żadne z domowników, a już zwłaszcza rodzice, nie znało naprawdę Lydii (ani siebie nawzajem). Z tej głęboko psychologicznej powieści wypływa smutna konkluzja, że na co dzień wszyscy karmimy się złudzeniami, wierzymy w to, co wygodne, nie budujemy więzi z kochanymi osobami, bo zajmują nas własna kariera, codzienne obowiązki, egoistyczne użalanie się nad straconymi możliwościami itp. Rodzina Lee to swoisty symbol naszych czasów.
Ng skupiła się nie tylko na teraźniejszych losach i problemach swoich bohaterów, ukazała także ich przeszłość. Wróciła do momentu, w którym młoda i szalenie ambitna Marilyn, studentka marząca o karierze lekarza, zakochuje się w swoim wykładowcy. James uczy historii Ameryki – nie bez powodu wybrał akurat tę najbardziej związaną z ojczyzną dziedzinę. Jako syn chińskich emigrantów od dziecka zmagał się z poczuciem wyobcowania i nieprzystosowania. Za wszelką cenę starał się wtopić w tłum, być jak wszyscy. Przeciwnie do swojej przyszłej żony, która chce wybić się ponad przeciętność, zrzucić ciążącą jej łatkę nijakości. Obydwoje dorastają, zakładają rodzinę, ale żadne z nich nie osiąga zamierzonych celów, nie spełnia swoich marzeń. Trwają w związku, który nie przynosi im szczęścia, w przyszłości pogrążą się w rutynie, a gdy odważą się zawalczyć o siebie i swoje marzenia – zrobią to kosztem swojej rodziny.
We „Wszystkim czego wam nie powiedziałam” ważna jest jeszcze jedna kwestia – przenoszenia przez rodziców na dzieci niezrealizowanych marzeń i planów. Państwo Lee w Lydii widzieli własne odbicie i każde starało się wychować ją w duchu własnych potrzeb. James wpajał jej zasady dobrego współżycia z innymi, nakłaniał do zawiązywania przyjaźni. Marylin podsycała ambicje córki, pobudzała do samodzielności, dbania o własne interesy.
Książka Ng pokazuje wielką tragedię rodziny – nie tylko śmierć jej członka, ale przede wszystkim ogromny smutek pozostałych. W chwili próby okazuje się bowiem, że nie potrafią oni wspierać się nawzajem. Każde z nich jest nieszczęśliwe i zaniedbane. Najbardziej uderza tu sytuacja Hannah – dziecka wiecznie pomijanego, spychanego na margines.
Ng pyta m.in. o powody, dla których Lydia udawała kogoś, kim nie jest. Dlaczego łatwiej jest kłamać? Jak bardzo przeszłość (również naszych przodków) ma wpływ na przyszłość, także młodych pokoleń? Autorka zdobywa się na kilka sugestii, choć właściwie zostawia nam tylko tematy do refleksji, a wnioski każdy z nas powinien wysnuć sam. „Wszystko czego wam nie powiedziałam” to powieść, która bodaj nigdy nie straci uniwersalności; jest światełkiem alarmowym i pretekstem do wejrzenia w nasze relacje z bliskimi i otoczeniem.
Lidia była oczkiem w głowie swoich rodziców. Obydwoje widzieli w niej nadzieję na spełnienie swoich niedoścignionych marzeń. Matka próbowała wpoić jej miłość do medycyny, ojciec za wszelką cenę chciał nauczyć ją, jak być osobą lubianą i towarzyską. Obydwoje nie dopuszczali do siebie myśli, że może się nie udać. Teraz Lidia nie żyje. A ich plany zostały pogrzebane wraz z nią.
„Nie wiedział, jak to się stało, ale wszystko w ich życiu- matka, ojciec, nawet on sam- zsuwało się w stronę Lydii, przyciągane siłą, której jak grawitacji, nie sposób było się oprzeć. Wszystko krążyło po orbicie wokół niej”.
Autorka rozpoczyna swoją historię mocnym akcentem. Rodzice stracili swoją ukochaną córeczkę, a rodzeństwo wspaniałą siostrę. Z dnia na dzień okazuje się, że Lidia była elementem idealnie spajającym tę rodzinę w całość, a może nawet jej najważniejszym ogniwem. Co się wydarzyło tamtej nocy? Jak zginęła? Czy ktoś maczał w tym palce? Szereg pytań już na wstępie pobudza w nas wyobraźnię i powoduje uczucie napięcia. Pragniemy poznać odpowiedzi i wyjaśnić tę zagadkę możliwie najprędzej. Szybko przekonujemy się jednak, że to nie będzie możliwie. Ng igra ze swoim czytelnikiem, nieznośnie odsuwając rozwiązanie w czasie, a kiedy zaczyna nam się wydawać, że coś wiemy, przekreśla nasze płonne nadzieje. Z wielką zręcznością i zadziwiającym doświadczeniem bawi się z nami w kotka i myszkę, nie pozostawiając nam żadnych złudzeń, kto zwycięży w tym pojedynku.
Nie od razu poczułam ten urzekający klimat. Nie od początku pozwoliłam się olśnić stylowi i pomysłowi autorki. Ale kiedy przestałam się zastanawiać i dałam się ponieść emocjom, zrozumiałam w czym tkwi jej fenomen. Ng pokazuje nam portret rodziny, która rozpada się na naszych oczach. Stajemy się naocznymi świadkami prawdziwego dramatu, którego korzenie sięgają o wiele głębiej, niż moglibyśmy sądzić. To historia, której genezy należy doszukiwać się w poprzednich pokoleniach, a żeby ją zrozumieć, trzeba dać z siebie trochę więcej. Nie wystarczy biernie podążać za autorką, nie można tak po prostu czytać i niczego nie poczuć. Żeby zrozumieć musimy się całkowicie zatracić, bowiem tylko w ten sposób dostrzeżemy to, co próbuje nam przekazać Ng- głęboką emocjonalność i ból istnienia.
„Przyjmowała marzenia rodziców jak własne, uciszając wzbierający w niej opór”.
„Lydia nie mogła sobie wyobrazić innego losu, innego życia. To było tak, jakby próbowała wyobrazić sobie świat, w którym słońce krąży wokół Księżyca albo nie istnieje powietrze”.
Można by odnieść wrażenie, że opowieść skupia się wokół życia Lydii- poznajemy jej dylematy, drążymy jej problemy, zagłębiamy się w jej psychikę. W rzeczywistości jednak, jak już wspomniałam, ta historia sięga o wiele dalej i głębiej. Na tym rodzinnym portrecie widzimy ludzi, którzy powinni być sobie najbliżsi na świecie, tylko czy faktycznie są? Na kolejnych stronach nie brakuje złości, łez i wyrzeczeń. Z kartek wylewają się niespełnione marzenia i plany, które pozornie można jeszcze zrealizować. Z jednej strony mierzymy się z rodzicami, którzy chcieliby dla swoich dzieci tego, czego im samym nie udało się osiągnąć. W tych marzeniach dopatrują się jednak szczęśliwego życia i wspaniałej przyszłości. Czy możemy ich z tego powodu winić? Czy możemy kolejny raz odbierać złudzenia? Z drugiej strony obserwujemy nieszczęśliwe dzieciaki, które żyją, by spełniać rodzicielskie plany i w ten sposób zasłużyć sobie na miłość i uznanie. Ciężko było mi pogodzić się z taką koleją rzeczy i zrozumieć, jednych i drugich.
Ta opowieść ma jednak więcej, niż jedno dno. Każdy z bohaterów wiele razy musiał upaść i się podnieść, by móc żyć właśnie w taki sposób. Najbardziej uderzyła mnie samotność książkowych postaci, które tylko pozornie miały na kogo liczyć i były częścią wspaniałej rodziny. W rzeczywistości jednak wciąż musieli walczyć- o swoje miejsce w tym świecie i w tej rodzinie. Naprzemiennie poszukiwali siebie i swoich marzeń, żyjąc dniem dzisiejszym i zakopując się coraz głębiej w emocjach i nadziejach. Co widziałam? Przede wszystkim rywalizację, przykrą i zaskakującą. Smętne pojedynki o uwagę i miłość rodziców- więcej niż jednego pokolenia, wołanie o pomoc, którego nikt nie chciał usłyszeć, modlitwę o lepsze jutro, która pozostała niewysłuchana.
„Przed oczami mignęła jej wizja życia bez siostry. Miałaby najlepsze miejsce przy stole, to z widokiem na bzy w ogródku, przeniosłaby się do dużej sypialni na dole, blisko reszty rodziny. Na kolacji to jej pierwszej podawaliby ziemniaki. To z nią żartowałby tata, to jej brat mówiłby swoje tajemnice, a mama posyłała swoje najcieplejsze uśmiechy”.
Największe wrażenie zrobił jednak na mnie obraz odrzucenia i braku akceptacji dla ludzi innej rasy. Momentami bardzo ciężko było mi uwierzyć, że jeszcze tak niedawno takie sytuacje były na porządku dziennym. Każda obelga, krzywe spojrzenie, grymas na twarzy czy słowna złośliwość odbierała książkowych bohaterom trochę szczęścia i pewności siebie. I bez tego trudno było im odnaleźć się w społeczeństwie, a taka jawna wrogość dodatkowo wpływała na brak poczucia przynależności i potrzebę bezpieczeństwa, tak dla nas istotną. W takich momentach zastanawiam się- co z nas za ludzie?
Książka Celeste Ng zaczęła się dosyć niepozornie, jednak szybko nabrała rozpędu. Autorka zaskakiwała mnie na każdym kroku, często przytłaczając nadmiarem hałaśliwych i przygnębiających emocji. Czy mam jej to za złe? Oczywiście, że nie. Dzięki temu zapamiętam jej dzieło na dłużej.
http://rudarecenzuje.blogspot.co.uk/
"Każdej akcji towarzyszy reakcja równa co do wartości i kierunku, lecz przeciwnie zwrócona. Kiedy jedno idzie w górę, drugie idzie w dół. Kiedy jedno zyskuje, drugie traci. Kiedy jedno ucieka, drugie zostaje uwięzione na zawsze"
Bardzo smutna to historia i jednocześnie bardzo udany debiut amerykańskiej autorki, azjatyckiego pochodzenia. Pozycja po przeczytaniu której, zacznę się rozglądać za kolejnymi dokonaniami literackimi Pani Ng. Moim zdaniem, ta książka nie ma jakiegoś określonego targetu, ponieważ traktuje o rodzinie, a każdy przecież w jakiejś rodzinie wiedzie swoje życie. A najczęściej jest to druga rodzina, a może i trzecia, po tej, w której się urodził. Każdy też ze swojego rodzinnego domu, wnosi w nową rodzinę swoje zwyczaje, narowy, oczekiwania i marzenia. Często zderzenie naszego "ja" z tym całym bagażem, jaki wnosimy do związku, małżeństwa, z tym, jakie wnosi nasz partner, wywołuje głośny huk...i określone akcje, a te, jak wiadomo, tworzą reakcje.... Czasem w tym wszystkim można się nieźle zapętlić.
Pewnego dnia Lydia znika i jak się wkrótce okazuje, nie żyje. Czy ktoś jej pomógł rozstać się z życiem, jak sugeruje jej matka Marilyn, czy było to samobójstwo, jak twierdzi policja, nie znalazłszy żadnych przesłanek sugerujących udział w tym zgonie, osób trzecich? Akcja się zadziała, nastolatka nie żyje, jaka będzie reakcja jej bliskich? Na pewno każda inna, ale każda bardzo złożona. Dokładnie to jest główną treścią książki, relacje i reakcje te w obecnej rodzinie i te wyniesione z tak zwanego domu.
Kiedy się tak przyglądałam tym relacjom i reakcjom, zastanawiałam się, czy ja aby nie jestem taką matką, czy byłam taką córką, czy nie za wiele wymagałam od swojej córki, czy ode mnie nie wymagano zbyt wiele.? Jesteśmy świadkami pewnego rodzaju, rozpadu rodziny i choć autorka sugeruje, że można, a nawet trzeba, pracować nad tym, by ocalić, co się da, to jednak po takiej "akcji" nigdy, nic już nie będzie takie samo. Książka warta przeczytania. Widzę po opiniach innych czytelników, że nie tylko ja "przymierzałam" do fabuły swoją rodzinę ?, bo rodzina, to po prostu rodzina, niezależnie od tego, czy mieszka ona w Polsce, czy w Ameryce, teraz czy siedemdziesiąt lat temu.
Każdy rodzic powinien przeczytać tę książkę... Długo będę o niej myślała...
Debiutancka powieść Celeste Ng, autorki ,,Małych ognisk" i ,,Naszych zaginionych serc". ,,Lydia nie żyje. Jeszcze tego jednak nie wiedzą". Lata siedemdziesiąte...
Najnowsza powieść autorki ,,Małych ognisk". Po straszliwym kryzysie ekonomicznym w USA powstaje represyjny system rządów, w ramach którego władze mogą...
Przeczytane:2023-07-30, Ocena: 2, Przeczytałam, Mam, 52 książki 2023,
Okładka przedstawia dziewczynkę ze smutnym wzrokiem spuszczonym w dół. W jasnych kolorach, dominuje biel, błękit... Zwykła, nie przyciąga wzroku. Jednak mnie zaintrygował... tytuł. Po zapoznaniu się z opisem stwierdziłam, że może mi się spodobać. Jest satynowa w dotyku, z wytłuszczeniami. Posiada skrzydełka, które stanowią dodatkową ochronę przed uszkodzeniami mechanicznymi. Na jednym z nich przeczytacie kilka słów o autorce, a na drugim kilka polecajek. Stronice są kremowe, czcionka wystarczająca dla oka. Podzielona została na rozdziały, które nie są krótkie, ale też nie bardzo długie.
Jest to moje pierwsze spotkanie z piórem autorki. Akurat ta pozycja została wydana w Polsce w 2016 roku, a więc trochę czasu już minęło, a na rynku pojawiło się kilka nowych tytułów od pisarki, ale szczerze mówiąc, to chyba... nie skuszę się. Nie wiązałam z recenzowaną lekturą jakichś nadziei, ale... Właśnie. Czyta się dosyć szybko, nie miałam jakichkolwiek blokad podczas czytania, niemniej jednak wydała mi się pozycją totalnie bez polotu. Monotonną, która była po prostu nijaka. Długo myślałam, że może czymś mnie zaskoczy, ale jednak nie doczekałam się. Odnoszę wrażenie, że jest bardzo naciągana.
Jedno, co jest naprawdę warte uwagi to fakt, że opisana została bardzo dokładnie relacja rodzic dziecko i to bardziej "kochane" i mniej ważne. Książka ta idealnie odzwierciedla jakim rodzicem nie być i to, jak brak obecności, uwagi i miłości, może wpłynąć na relacje w rodzinie i na zachowanie najbliższych nam ludzi. Gdyby całość została lepiej opisana, jakoś tak bardziej... ciekawie, pewnie przypadłaby mi do gustu. Mamy jednak powroty do przeszłości rodziców Lydii, jak oni żyli, co czuli, z czym się spotykali. To jest okej, ale uwierzcie mi, brakło mi dynamicznej akcji. Wszystko się wlokło dosyć wolno i to też według mnie jest sporym minusem.
Reasumując uważam, że nie była to dobra książka, jest słaba, do bohaterów mogę się przyczepić że są tacy prości, papierowi, powielają schematy z przeszłości... Żaden z nich nie zdobył mojej sympatii, a jedynie dezaprobatę. Naprawdę chciałam ich chociaż trochę polubić, bo oczywiste, rozumiałam, że lekko nie mieli, ale brak dialogu, brak jakiejkolwiek akcji i przewidywalność to niestety "gwóźdź" do przysłowiowej trumny. Nie polecam, według mnie jest kiepska i warto poświęcić czas na inną książkę. Chyba, że jesteście jej ciekawi to sięgnijcie, podzielcie się ze mną swoim zdaniem, jestem zawsze chętna i otwarta jeśli chodzi o dyskusje. :)