W Shaker Heights, spokojnym, postępowym miasteczku na obrzeżach Cleveland, wszystko zostało zaplanowane – począwszy od rozkładu krętych dróg, przez kolory domów, na pełnych sukcesów życiu jego mieszkańców kończąc. A nikt nie uosabia lepiej ducha tego miejsca niż Elena Richardson, która uważa, że najważniejsze jest trzymanie się zasad.
Mia Warren – enigmatyczna artystka i samotna matka – wchodzi w ten zamknięty, idylliczny świat wraz ze swoją nastoletnią córką Pearl i wynajmuje od Richardsonów dom. Ich życie, tak odmienne od życia gospodarzy, zaczyna się z nim zlewać i burzyć starannie zbudowane rusztowanie podtrzymujące ich światopogląd.
Gdy przyjaciele Richardsonów chcą zaadoptować dziecko o chińskich korzeniach, wybucha wojna o prawa do opieki, która dzieli całe miasteczko i stawia Mię i Elenę po dwóch różnych stronach barykady. Nieufna wobec Mii i jej motywów, Elena jest zdeterminowana, by odkryć sekrety z jej przeszłości. Za swoją obsesję przyjdzie jej zapłacić nieoczekiwaną i druzgocącą cenę. Małe ogniska to powieść, która zgłębia wagę tajemnic, naturę sztuki i tożsamości oraz niemal zwierzęcą siłę matczynej miłości, jak również niebezpieczeństwa czyhające za przekonaniem, że trzymanie się zasad może nas obronić przed katastrofą.
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Data wydania: 2018-10-03
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 423
Tytuł oryginału: Little Fires Everywhere
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Anna Standowicz-Chojnacka
NIE WSZYSTKO ZŁOTO, CO SIĘ ŚWIECI
"Małe ogniska" Celeste Ng to inteligentna i wartościowa historia o rodzinie idealnej, w której wszystko jest dokładnie zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach. A tymczasem wystarczy wkroczyć w ten zachwycający świat, aby na jego nieskazitelnej tafli pojawiły się rysy i zaczęły powstawać pęknięcia...
Richardsonowie mieszkają w Shaker Hights - pierwszym tzw. koncepcyjnym mieście szczegółowo rozplanowanym i zbudowanym według ściśle określonych zasad w 1912 roku. Elena Richardson jest reporterką miejscowej gazety, jej rodzina od pokoleń mieszka w tym wyjątkowym miasteczku. Kobieta od wczesnej młodości skrupulatnie zaplanowała swoje życie. Studia, potem małżeństwo z chłopakiem, który stał się wziętym prawnikiem, a następnie czwórka zaplanowanych dzieci. Dziś Lexie, Trip, Moody i Izzy są już nastolatkami, ale zasady jakie wprowadziła Elena w codziennym życiu nadal obowiązują. Wiele zmienia się dopiero wówczas, gdy kobieta wynajmuje mieszkanie dwóm nowym lokatorkom. Od tej pory do życia Richardsonów stopniowo wkraczają dwie kobiety - Mia Warren (Wright) oraz jej nastoletnia córka Pearl, a wraz z nimi niespodziewane zmiany. Okazuje się, że zorganizowana w najdrobniejszych szczegółach codzienność ma swoje słabe strony i stopniowo zaczyna przegrywać z wolnością i niezależnością.
Celeste Ng stworzyła ciekawą, głęboką i nieszablonową opowieść, która zmusza do przemyśleń i na długo pozostaje w pamięci. Autorka sporo miejsca poświęciła tematyce społecznej, a przede wszystkim kwestiom rasowym, różnicom kulturowym, problematyce świadomego macierzyństwa, tożsamości i fałszywym ideałom. Zwraca uwagę na konsekwencje dokonywanych wyborów i uświadamia, że czasem nie ma dobrej dobrej decyzji, złotego środka, a jedynie mniejsze zło, które musimy zaakceptować. Gdzieś między zdaniami odnaleźć możemy krytykę popularnego wśród mieszkańców Stanów Zjednoczonych stylu życia, gdzie akceptuje się z góry narzucone zasady i normy społeczne, żyje się na pokaz. Te wszystkie ważne, ponadczasowe kwestie zostały ukazane pod przykrywką pozorów. Idealistyczny uporządkowany świat to tak naprawdę ułuda, zafałszowany obraz, który pokazuje jedynie to, co chcemy zobaczyć.
Sylwetki bohaterów są ciekawie skonstruowane, obdarzone wyrazistymi osobowościami, niejednoznaczne, ale autentyczne w swoim zachowaniu i postępowaniu. Co prawda z żadną postacią jakoś szczególnie się nie polubiłam, jednak najwięcej sympatii miałam dla Mii i Pearl to one stały mi się najbliższe.
Zderzenie uporządkowanego świata, który reprezentują Richardsonowie ze spontanicznością, wolnym duchem i swobodą jaką reprezentuje Mia Warren zaburza porządek, wprowadza chaos i rozkręca lawinę niespodziewanych zdarzeń. Wszystko to daje interesujący obraz rzeczywistości oraz skłania do refleksji.
Muszę przyznać, że początkowo trudno mi było wczuć się w tę powieść. Z jednej strony zainteresowała mnie, całkiem przyjemnie się ją czytało, ale miałam problem aby wniknąć w głąb opisywanej historii, zatracić się w niej. W pewnym stopniu szwankował też przekaz emocji. Na szczęście w miarę rozwoju zdarzeń akcja się rozkręciła, a fikcyjna rzeczywistość coraz bardziej zaczęła mnie pochłaniać.
Zastrzeżenia mam jedynie do zakończenia książki. Szczerze mówiąc oczekiwałam konfrontacji i wyjaśnień, które postawiły by przysłowiową kropkę, a otrzymałam skrótowe i bardzo pobieżne domknięcie wątków. Kłóci się ono i nie pasuje do reszty opowieści. Jestem zdziwiona, gdyż autorka od początku książki ciekawie rozbudowywała poszczególne wątki zwracając uwagę na różne aspekty opisywanych zdarzeń, a zakończenie potraktowała pobieżnie i ogólnikowo.
Powieść "Małe ogniska" była dla mnie interesującym obrazem amerykańskiej rodziny, przez pryzmat której dotknęłam wielu problemów społecznych i miałam okazję się nad nimi zastanowić. Lubię tego rodzaju wartościową literaturę. Moje pierwsze spotkanie z Celeste Ng uważam za udane i na pewno jeszcze nie raz sięgnę po inne powieści autorki.
Do małego, idyllicznego miasteczka Shaker Heights przyjeżdża Mia, artystka i fotografka, wraz z nastoletnią córką, Pearl. Ich pojawienie się doprowadza do stopniowego burzenia poukładanego i pełnego zasad życia Eleny Richardson. Kobieta za wszelką cenę chce odkryć prawdę o Mii, grzebiąc w jej przeszłości. Tymczasem Pearl zaczyna spędzać coraz więcej czasu z dziećmi Eleny. Ich relacje powoli się komplikują, a najmłodsza z rodzeństwa, Izzy, coraz bardziej zbliża się do Mii, widząc w niej to, czego nigdy nie otrzymała w rodzinnym domu.
To książka o zgubnej doskonałości. O tym, jak życiem osoby dyktowanym przez perfekcjonizm może zachwiać pojawienie się czegoś, co wychodzi poza ramy utartych schematów. Małe ogniska to opowieść pokazująca, że miłość do dzieci nie zawsze może być taka sama, a chęć bycia perfekcyjnym rodzicem może obrócić się przeciwko niemu.
Autorka zaprezentowała obraz idealnej rodziny, idealnych sąsiadów, idealnego miejsca do życia. Każde z tych aspektów przy bliższym poznaniu i zagłębieniu się w poszczególne tkanki okazuje się toksyczny. To historia o obsesji wywołanej pojawieniem się czegoś spoza schematu i próbie zapanowania nad tym według własnych zasad. To również historia o relacjach rodzinnych, próbie komunikacji i mimo chęci zapanowania nad wszystkimi, niemożnością zrobienia tego i wymykaniu się z rąk pełnej kontroli.
Tę książkę czyta się bardzo dobrze. Mimo trudnych tematów, jakie porusza, jej lekki język i wciągająca fabuła sprawiają, że Małe ogniska chce się chłonąć bez żadnej przerwy. Polecam z całego serca, to historia, której bez wątpienia warto poświęcić swój czas.
__
Wydaje się, że w Shaker Heights wszystko zostało zaplanowane, a przynajmniej tak było do momentu, kiedy do miasta przyjechała artystka Mia i jej nastoletnia córka. Ich przeprowadzka, początkowo tak zwyczajna i niezwracająca uwagi, z czasem zaczyna wpływać na życie innych mieszkańców, sprawiając, że spokój i równowaga zostają zaburzone. Kim jest Mia? Jakie tajemnice za sobą zostawiła? I jaki wpływ mają one na podejmowane przez kobietę decyzje?
Nazwisko autorki zapadło mi w pamięć po lekturze jej poprzedniej powieści, “Wszystkiego, czego wam nie powiedziałam”. Bardzo ciepło wspominam ten tytuł, w związku z czym byłam szczerze zainteresowana tym, co Ng postanowiła zaprezentować czytelnikom tym razem. Nie ukrywam, że poprzeczkę postawiłam jej dość wysoko. Czy autorka utrzymała poziom?
„Małe ogniska” to powieść, w którą można się zaangażować, choć niekoniecznie od samego początku. Historia toczy się dość powoli, jej szczegóły poznajemy niespiesznie. Nieco senne tempo pierwszych rozdziałów sprawiło, że nie mogłam całkowicie w tej powieści się odnaleźć i nie do końca rozumiałam, czym Ng zasłużyła sobie na tak miłe słowa nadrukowane na okładce. Przekonałam się jednak, że cierpliwość popłaca, wystarczy po prostu się zaczytać, nie sprawdzając godziny i numeru strony, dzięki czemu otrzymamy możliwość stania się uczestnikami niezapomnianych i budzących emocje wydarzeń.
Te emocje, podobnie jak zainteresowanie historią i zaangażowanie w fabułę, również pojawiły się u mnie dość powoli, z czasem. Narastały stopniowo, niezauważenie zagnieżdżając się w myślach i zajmując przestrzeń, jakiej nie planowałam dla nich przeznaczać. Podczas lektury nasuwały mi się tytuły ulubionych powieści obyczajowych, a wraz z nimi przekonanie, że autorka rzeczywiście wie, co robi, a spokojne tempo i stopniowo odkrywane karty, mają na celu w dużej mierze przede wszystkim budowanie napięcia.
To napięcie można poczuć szczególnie w drugiej części książki, kiedy to na jaw wychodzą tajemnice bohaterów, ich zaskakujące decyzje, niegodziwe czyny i niezrozumiałe na pierwszy rzut oka postępowanie. Autorka chętnie łączy ze sobą różnorodne tematy, które zwracają naszą uwagę na istotną problematykę i wzbogacają całą powieść. Żadna ze scen i żadna z postaci nie pozwala czytelnikowi na obojętność. Nawet drobiazgi z pozoru nieistotne w końcu nabierają znaczenia, powodując, że tłumione emocje biorą górę.
Autorka wolnym krokiem wprowadza nas w fabułę, po to, by z czasem nabrać rozmachu. Dość senna opowieść zaczyna przeistaczać się we wstrząsający obraz połączonych dziwnymi zależnościami rodzin i ludzi. I nagle przekonujemy się, że nie wszystko wygląda tak zwyczajnie i jednostajnie, jak mogłoby się wydawać. Bohaterzy nabierają charyzmy, okoliczności zmuszają ich do podjęcia ostatecznych kroków, zmieniają się na naszych oczach. A przeszłość dogania każdego z nich, drapieżnie i nieustępliwie.
W „Małych ogniskach” nie ma zwycięzców. Każda z książkowych postaci musi zmierzyć się z życiem i ze sobą. To, co wydawało się do nich należeć, zostaje odebrane. To, co było w nich charakterystyczne, nagle staje się zimne i nieznane. Do głosu dochodzą emocje, które raz po raz przeważają nad rozumem. Dzięki temu całość nabiera barw, staje się mocniejsza, lepiej się w niej odnaleźć, można się nią rozsmakować. Zaczyna bowiem przez nią przemawiać realizm, wybuchający nagle i zaskakujący w rzeczywisty i niebanalny sposób.
Ng pisze lekko, a przy tym dojrzale i mądrze. Swą opowieść opiera na sile opisów, z pewnym dystansem odnosząc się do roli dialogów, które u niej nie wydają się przesadnie istotne. Mimo posiłkowania się detalem i pewnej skłonności do głębokiego zanurzania się w szczegóły, historia ta pozostaje dość intymna, nieprzesadzona i wyważona. Odniosłam wrażenie, że wszystko zajmuje odpowiednie miejsce, nic nie zostało tam dodane na siłę. Autorka pięknie radzi sobie z operowaniem słowem, potrafi pisać tak, że po prostu chcemy poświęcić jej swój czas.
"(...) czasem trzeba wszystko spalić do gołej ziemi, żeby móc zacząć od nowa. Ale po pożarze gleba staje się żyźniejsza i mogą na niej wyrosnąć nowe rośliny. Ludzie też tacy są. Potrafią zacząć od początku. Znaleźć wyjście."
Shaker Heights to zaplanowane miasteczko na obrzeżach Cleveland. Wszystko, zaczynając od rozkładu ulic, po kolory domów, wysokość trawy na trawnikach na życiu mieszkańców kończąc, jest tu ściśle określone. Największą zwolenniczką takich zasad jest Elena Richardson.
Do miasteczka wprowadza się artystka Mia Warren, wraz ze swoją nastoletnią córką Pearl. Wynajmują one mieszkanie od Richardsonów. Ich dotychczasowe życie nie było ani trochę poukładane czy zaplanowane, więc życie w tym miasteczku jest dla nich małym wyzwaniem. Z czasem przez lata budowane rusztowania życia zaczynają zlewać się ze sposobem życia w miasteczku.
Gdy jednak niespodziewanie, spokój miasteczka burzy spór o prawa do azjatyckiego dziecka, które chcieli adoptować przyjaciele Richardsonów, a której matką jest koleżanka z pracy Mii, kobiety stają po przeciwnych stronach barykady.
Ich czujność i podejrzliwość względem siebie wzrasta, tylko czy grzebanie w czyjejś przeszłości może zakończyć się spokojnie?
"Większość miast po prostu powstaje, najlepsze są zaprojektowane."
Patrząc na opis książki, mogłoby się wydawać, że jest to historia a dwóch różnych rodzinach, ale wnikając głębiej, jest to historia dwóch matek, które przez podejmowane w przeszłości decyzję, znajdują nie na tej konkretnej ścieżce życiowej, a nie innej, zachowują się w taki sposób, a nie w inny i w taki sposób, a nie inny wychowują swoje dzieci. Książka ta pokazuje jak przeszłość, może wpłynąć na teraźniejszość, jak życie może zaskakiwać każdego z nas, nawet gdy staramy się planować każdy szczegół w nim, nic przecież nie zatrzyma zdarzeń losowych, które czekają na każdego bez wyjątku.
Bohaterki to zupełnie dwie inne osoby, wywodzą się z całkowicie innych domów.
Elena jest ustatkowana, stąpa twardo po ziemi, osiągnęła już wiele zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym i chętnie udziela się społecznie i charytatywnie. Nie ma czasu, by marzyć i chodzić z głową w chmurach, żyje dokładnie tak, jak sobie to zaplanowała. Jak zaplanowała to sobie i swojej rodzinie.
Z kolei Mia, to artystka całą sobą. Zarówno duszą, jak i ciałem. Jest roztrzepana, ledwo wiąże koniec z końcem i stara się wychować swoją córkę na dobrą osobę. Ciągle zmienia lokalizacje, ze względu na swoje abstrakcyjne wizje zdjęć, które chce realizować. Nie boi się marzyć i nie boi się trudnej pracy, w końcu musi jakoś zarobić na czynsz i jedzenie.
Przykłady tych kobiet pokazują, jak bardzo może się różnić jeden człowiek od drugiego w zależności, w jakich okolicznościach się wychował i co wyciągnął z domu.
Postacie w książce są różne zarówno pod względem charakterów, jak i podejścia do świata. Każde z dzieci Eleny, jak i Pearl są inne, a mimo to dobrze czują się w swoim towarzystwie, mimo różnic, potrafią się dogadać, ale są tylko nastolatkami, które są elastyczne na wpływy innych, przez co z szybkością i łatwością mogą zmieniać swoje poglądy. Oni pokazują nam jak grupa, może wpłynąć na jednostkę, która przebywa wystarczająco długo wśród nich.
Książka ma ponad 400 stron i uwierzcie mi, że porusza ona wiele, naprawdę wiele wątków. Odkrywamy je powoli, jedne są umiejscowione na samej powierzchni, a żeby dostrzec inne, musimy się zatrzymać i zastanowić. Nie raz sama nie wiedziałam, jak zachowałabym się w danej sytuacji. Autorka ujęła to wszystko w jednej książce, przy pomocy pięknego stylu wypowiedzi. Nie dość, że wszystko jest zrozumiałe, to jeszcze z przyjemnością przepływało się przez kolejne zdania tej historii. Przy okazji czytania, często towarzyszył mi mętlik w głowie, nie mogłam zebrać myśli, a oprócz tego cały czas towarzyszyły mi skrajne emocje wywołane przez dane wydarzenia. Gdy chciałam się twardo opowiedzieć po którejś ze stron, dostrzegałam jej wady, jak i wady drugiej strony. No bo kto ich nie posiada, co nie ułatwiało żadnej decyzji. Książka "Małe ogniska" to emocjonalny roller coaster, który wniesie Was na wyżyny emocji, by za chwile z impetem uderzyć o glebę.
Sięgając po tę pozycję, wiedziałam, że mogę spodziewać się wielu rzeczy, ale nie miałam pojęcia, że wprowadzi mnie ona w stan konsternacji. Że pozwoli zatrzymać się i pomyśleć nad sensem. W tej książce wszystko dopracowane jest na ostatni guzik, od pomysłu na fabułę, jego realizację, odwołania do przeszłości, po bohaterów, miejsce akcji i język przedstawienia. Uwierzcie mi, że ta książka zajmie Wasze myśli na długi czas i po lekturze będziecie zadowoleni, że po nią sięgnęliście.
,,Pamiętaj - powiedziała Mia - czasem trzeba wszystko spalić do gołej ziemi, żeby móc zacząć od nowa. Ale po pożarze gleba staje się żyźniejsza i mogą na niej wyrosnąć nowe rośliny. Ludzie też tacy są. Potrafią zacząć od początku. Znaleźć wyjście"
Shaker Heights to spokojne miasteczko na obrzeżach Cleveland, w którym wszystko od kolory domów do rozkładu ulic zostało zaplanowane. Do tego uporządkowanego miasta w którym mieszka kierująca się zasadami Elen Richardson przyjeżdża Mia Warren, artystka i samotna matka z córką Pearl. Wynajmują dom od Richardsonów i wkrótce staną się kimś więcej niż tylko najemcami, a uporządkowany świat Elen zostanie wywrócony do góry nogami.
,,Małe ogniska" to niezwykle wciągająca i wielowątkowa opowieść o dorastaniu, poszukiwaniu własnej drogi czy siebie ukazująca jednocześnie relacje matka-dziecko czy kwestie macierzyństwa. Autorka nie moralizuje i nie poucza nas tylko pokazuje i zmusza do zastanowienia, kim jest matka. Czy to ta, która urodziła, a może ta która wychowuje? Czy dobra materialne są istotniejsze od domu pełnego miłości? To wszystko pokazuje na przykładzie dwóch zupełnie odmiennych rodzin i modeli życia. I tu również nie osądza i nie narzuca nam która rodzina jest lepsza. Pozwala to nam zrozumieć, że każda sytuacja jest inna, każda ma swoje plusy i minusy. Nie brakuje tu również emocji, skomplikowanych relacji rodzinnych czy tajemnic, które nie zawsze powinny ujrzeć światło dzienne. Niestety przeszłość prędzej czy później nas dogoni.
Całość jest wyjątkowo hipnotyzująca, a przy tym bardzo życiowa. Niezwykle wartościowa, przepełniona jednocześnie smutkiem i nadzieją. Zdecydowanie polecam.
"W ciągu całego swojego życia nauczyła się, że namiętność jest niebezpieczna jak ogień. Tak łatwo wyrywa się spod kontroli. Zdolna wdrapać się na najwyższą ścianę i przeskoczyć przez najgłębsze okopy. Iskry skakały niczym pchły i równie szybko jak one rozprzestrzeniały się dookoła. Wiatr mógł przenieść zarzewie na całe mile. Lepiej trzymać tę iskrę w ryzach."
Shaker Heights nie było zwykłym miasteczkiem. Panowały w nim sztywne zasady, dotyczące tego, co można robić i tym, co kategorycznie zabronione. Zaprojektowane tak, by uniknąć wszystkiego, co naganne i zgubne. Elena Richardson, nie mogła wymarzyć sobie lepszego miejsca, by założyć rodzinę. Jako spełniona matka i żona swoje poukładane życie zawdzięcza stosowaniu się do własnych idei i wartości. Swoje zasady stara się zaszczepić w dzieciach, starając się stworzyć dla nich jak najlepsze warunki. Sielankę zakłóca pojawienie się Mii Warren artystki i samotnej matki, która wynajmuje jedno z mieszkań. Elena jest zafascynowana tajemniczą kobietą, jednak z czasem zaniepokojona, dostrzega jak bardzo Mia i jej nastoletnia córka zbliżyła się do jej bliskich. Podejrzliwa, a zarazem zaciekawiona postanawia odkryć jej przeszłość.
Celeste Ng stworzyła obraz składający się z kontrastów. Szarość życia skomponowaną z decyzji, wyborów i doświadczeń ubarwiła ognistą czerwienią emocji. Odcienie matczynej miłości odzwierciedliła intensywnymi i wyrazistymi barwami. Sekrety przeszłości pokryła ciemną smugą.
Początkowo niespiesznie wnikamy w harmonijną społeczność, podskórnie, wyczuwając, że to tylko pozorny spokój. W końcu mała iskra bywa niezauważalna i zwykle nic nie zwiastuje jej wybuchu. Podwaliny takich małych iskierek, spotykamy na każdym kroku, obserwując rodzące się relacje, uczucia i zobowiązania.
To historia opierająca się na relacjach międzyludzkich, o życiowych pożarach, których nie można uniknąć. Autorka porusza dosyć trudne kwestie, skłaniając do refleksji i przemyśleń.
Na podstawie książki powstał serial o tym samym tytule, a w rolach głównych występują Reese Witherspoon i Kerry Washington.
Szczerze polecam.
Elena prowadzi idealne życie, w którym kieruje się zasadami i nie pozwala sobie i swoim bliskim na błędy. Nie jest świadoma, że nie wszystko układa się w idealny obrazek. Mia to samotna matka i artystka, która wynajmuje dom od Eleny. Gdy Mia odbiega poglądami od wyobrażeń Eleny, ta postanawia prowadzić śledztwo i odkryć tajemnice artystki. Historia o pozorach, o młodzieńczym buncie, o skomplikowanej relacji między córką a matką, o poszukiwaniu swojego miejsca. Opowieść o tym, że może warto oddać się emocjom a nie wyobrażeniu o idealnym życiu. Gorąco polecam.
Już z opisu fabuły widać, na czym skupia się autorka. Idylliczne miasteczko, piękne, choć oczywiście cechujące się konformizmem przedmieścia, zostaje skonfrontowane z postacią silnej, niezależnej artystki, samotnie wychowującej dziecko. Małe ogniska rzeczywiście są budowane na tej dychotomii – konformizm/nonkonformizm, zamknięty/otwarty, uwięziony/wolny. I z pewnością nie byłoby w tym nic złego, gdyby Ng zdobyła się na więcej subtelności w portretowaniu swoich bohaterów, wzbogaciła je o półcienie i niedopowiedzenia. Zamiast tego od razu nakierowuje czytelnika na drogę, której ma się trzymać: kibicować temu, co inne, oskarżać to, co skostniałe. Prawdopodobnie i tak większość z nas postąpiłaby w ten sposób bez podpowiedzi autorki, bez nachalnego pokazywania Mii jako matki roku, a pani Richardson (kobiety wynajmującej jej mieszkanie, będącej także matką przyjaciół Pearl) jako kobiety zamkniętej, której wyobraźnia kończy się na granicach Shaker Heights, jednak Ng postanowiła poprowadzić swoich czytelników za rękę, nie pozwalając im się wyrwać z wykreowanej przez nią wizji przedmieść. Wizji prostej, stereotypowej i dalekiej od psychologicznych subtelności.
Całość recenzji na blogu Okiem Wielkiej Siostry: http://okiemwielkiejsiostry.blogspot.com/2018/11/mae-ogniska-celeste-ng-recenzja.html#more
Sięgając po najnowszą powieść Celeste Ng Małe ogniska, nie zdawałam sobie sprawy, jakie treści może nieść ta książka, jakie wartości ukazać w zupełnie innym świetle. Zostałam zaskoczona, a pod koniec powieści rozbita na tysiąc kawałków.
Panowały tam zasady, wiele zasad, dotyczące tego, co można, a czego nie można robić. (s. 18)
Tam, czyli w Shaker Heights, na obrzeżach Cleveland w Ohio, pierwszym mieście koncepcyjnym, spokojnym i wyjątkowo postępowym, bardzo pragmatycznym, w którym od trzech pokoleń obowiązuje szacunek do porządku, zasad i dobrych manier. Tu zmiany muszą być zaplanowane, nie mogą się przytrafiać. Shaker Heights najlepiej uosabia jedna z jej mieszkanek – Elena Richardson, lokalna dziennikarka.
Pewnego dnia w jej życiu pojawia się Mia Warren z Pearl i wynajmuje od niej dom. Od tej pory idylliczny, zamknięty świat Richardsonów zostaje naruszony przez samotną matkę, enigmatyczną artystkę, uzdolnioną fotograf i kobietę drogi w jednym z jej nastoletnią córką. Zderzenie tych dwóch różnych mikrokosmosów – egzystencji, rodzin, domów, filozofii życiowej, sposobów wychowania dzieci – stopniowo zaczyna burzyć zbudowane rusztowanie, na którym opiera się ich światopogląd.
Przyjaciele Richardsonów, Mark i Linda McCullough, od wielu lat bezskutecznie starają się o dziecko. Mają okazję zaadoptować dziewczynkę o chińskich korzeniach. Niespodziewanie wybucha wojna o prawa do opieki nad dzieckiem, ponieważ znalazła się prawdziwa matka, emigrantka Bebe Chow. Sprawa dzieli całe miasto, zaś Ellę i Mię stawia po dwóch przeciwnych stronach barykady. Rośnie nieufność dziennikarki wobec Mii i jej motywów działania. Zdeterminowana kobieta zaczyna węszyć, by odkryć tajemnice z przeszłości swej pomocy domowej. Jej dziennikarski zmysł i obsesja doprowadzają ją do prawdy, ale za jakże niespodziewaną i miażdżącą cenę…
Strażacy mówili, że wszędzie były małe ogniska. Liczne miejsca zapłonu. Możliwe użycie przyspieszacza. To nie wypadek. (s. 16)
Powieść zaczyna się od pożaru domu, który ewidentnie został podpalony. Cała rodzina Richardsonów od razu wie, że to sprawka Izzy, czarnej owcy w rodzinie i wielkiej niewiadomej. Ta piętnastoletnia dziewczyna ciągle była krytykowana przez matkę, która widziała tylko jej niedociągnięcia, pomyłki i wady, a nie widziała sukcesów. Ella okazywała swemu najmłodszemu dziecku mniej cierpliwości i wymagała więcej niż od starszej trójki, bo ta sprawiała jej sporo kłopotów. Izzy to samotne dziecko z nadmiarem energii, uparte i dziko niezależne, a przede wszystkim zdeterminowane, reagujące na wszystko zbyt emocjonalnie. Izzy bowiem wymaga szczególnej uwagi…
Już w trakcie czytania powieści przypomniał mi się wiersz Czesława Miłosza Przypowieść o maku. Miasteczko Shaker Heights, dom Richardsonów, dom Mii Warren, dom McCullought to takie mikrokosmosy, w których życie toczy się własnym torem. Autorka analizuje amerykańskie społeczeństwo, prześwietla je skrupulatnie. Bohaterowie, a wraz z nimi i czytelnik, muszą się zastanowić nad kwestiami rasowymi, macierzyństwem, postrzeganiem uprzywilejowanych klas społecznych i emigrantów, wychowywaniem dzieci, rozróżnianiem dobra i zła, pracą dziennikarza, sztywnym trzymaniem się zasad, aborcją.
Czasem trzeba wszystko wypalić do gołej ziemi i zacząć od nowa. (s. 389)
Ten cytat, jak i tytuł powieści jest dwuwymiarowy. Należy go rozumieć i dosłownie, i metaforycznie. I w tym tkwi między innymi piękno tej książki. W życiu każdego człowieka pojawiają się zdarzenia, które stają się czynnikami zapalnymi, zapalnikami, małymi ogniskami. W miarę upływu czasu, w wyniku kolejnych zdarzeń i splotu różnych okoliczności te małe czynniki zaczynają rosnąć, nabierać rozmachu i rosnąć w siłę, aż zaczynają rozprzestrzeniać się i żyć własnym życiem. Dopiero tragiczny finał oraz skutki uboczne uświadamiają człowiekowi, do czego doprowadził.
Od czasu do czasu wszyscy robimy coś, czego żałujemy. Po prostu musimy dźwignąć to jak brzemię. (s. 315)
Małe ogniska Celeste Ng po przeczytaniu wytrąciły mnie na kilka minut z równowagi. Skończyłam czytać powieść i zawisłam w czasoprzestrzeni. Przez kilka minut dumałam nad niezakończonymi wątkami i uniwersalnym wymiarem całości. Trudno samemu wydać wyrok w poruszonych przez autorkę kontrowersyjnych sprawach. Trudno czasem stanąć po jednej ze stron, tu nie ma wyraźnego podziału na czarne i białe, na dobro i zło. Zbyt wiele jest dyskusyjnych, spornych kwestii. Do tego dochodzi moralność i odpowiedzialność. Przyjaźń i miłość, prawda i kłamstwo, szczerość a niedopowiedzenia, wyobrażenia a rzeczywistość tworzą wielowymiarowy świat nastolatków Lexie, Tripa, Moody’ego, Izzy Richardson oraz Pearl Warren.
Czasem, kiedy już myślisz, że wszystko stracone, udaje ci się znaleźć jakieś wyjście. (s. 369)
Język i styl autorki są wypracowane przez wieloletnie doświadczenie literackie. Książkę czyta się płynnie i miękko, choć czasem zostaje w czytelniku poruszona czuła struna. Pożar, początkowe zdarzenie, staje się zapalnikiem do cofnięcia się w czasie i przedstawienia rodziny Richardsonów, opowiedzenia ich historii od momentu pojawienia się w nim Mii i Pearl Warren. Gdy akcji skupia się na danym bohaterze, autorka umiejętnie wplata retrospekcje i przedstawia zdarzenia z przeszłości, stopniowo odkrywając skrywane przez nich tajemnice. Fabuła po zatoczeniu koła wspomnień wraca do pożaru i przedstawia dalsze, zaskakujące wydarzenia.
Ale to dziecko ma już matkę. (s. 324)
Potęga nastoletniej miłości, młodzieńcza pasja, talent, siła macierzyństwa, dążenie do perfekcji, dziennikarskie śledztwo, aborcja, emigranci, psychologiczne podejście do kwestii moralnych to wszystko i jeszcze więcej znajdziecie w mądrej i pięknej powieści Małe ogniska Celeste Ng, której tak szybko nie zapomnicie. Polecam.
Poruszający portret rodziny. Lydia nie żyje. Jeszcze tego jednak nie wiedzą… Tak zaczyna się ta znakomita debiutancka powieść opowiadająca o rodzinie...
Debiutancka powieść Celeste Ng, autorki ,,Małych ognisk" i ,,Naszych zaginionych serc". ,,Lydia nie żyje. Jeszcze tego jednak nie wiedzą". Lata siedemdziesiąte...