W niewoli uczuć
Siostry Brontë znane są chyba każdemu miłośnikowi powieści, szczególnie angielskiej klasyki. Takim mianem można bowiem określić dzieła Charlotte, czyli Jane Eyre, Villette i Shirley bądź pamiętne dzieło Emily Jane – Wichrowe wzgórza”. Czytane przez kolejne pokolenia kobiet, ekranizowane, wciąż zyskują nowych wielbicieli. Pisarki w niespotykany w czasach, w których przyszło im żyć, sposób czynią zazwyczaj bohaterkami swoich książek kobiety, którym niejednokrotnie przyszło zmagać się z okrutnym losem, które otrzymywały srogie cięgi od życia i od mężczyzn, a jednak wstawały i z dumnie uniesionymi głowami parły do przodu. Choć XIX-wieczna Anglia nie była gotowa na portrety wyzwolonych kobiet, to jednak skrycie marzono o namiętnościach, które przeżywały one na kartach powieści, a także o odwadze, jaką musiały się wykazać, by się zbuntować przeciwko męskiej tyranii.
Anne Brontë to jedna ze znanych sióstr, w Polsce kojarzona za sprawą powieści Agnes Grey, opublikowanej nakładem wydawnictwa MG. Niedosyt, który pozycja ta rozbudziła w czytelnikach, zaspokoić może teraz kolejna książka autorki, znakomita, napisana z rozmachem Lokatorka Wildfell Hall. Stanowiąca kompilację wszystkich zalet i talentów sióstr Brontë, jest dowodem na to, że owe panny nie mają sobie równych po dziś dzień, bowiem nikt tak jak one nie potrafi budować atmosfery powieści, nikt tak jak one nie maluje ludzkich charakterów, podłości, ale i… miłosnego napięcia.
Nic więc dziwnego, iż losy tajemniczej Helen Graham pochłania się w kilka godzin, choć książka liczy ponad pięćset stron. Jeśli - pamiętając o kunszcie pisarskim Anne - przebrniemy przez sto pierwszych, nieco mniej udanych i nużących czytelnika kart, to nic już nie będzie w stanie oderwać nas od historii wielkiej miłości i jeszcze większego rozczarowania oraz sytuacji, którą dziś określić można mianem psychicznego molestowania. Zanim jednak odkryjemy mroczną przeszłość pani Graham, przeniesiemy się do Anglii, do posępnego i naznaczonego upływem czasu dworu Wildfell Hall. Tam właśnie owa dama zdecydowała się czasowo zamieszkać z synkiem, uroczym Arthurem, izolując się od okolicznych mieszkańców i wyraźnie dając do zrozumienia, iż wszelkie wizyty nie są jej miłe.
Jednak nikt, nawet niegościnna gospodyni, która za nic ma towarzyskie obycie, nie może zabronić okolicznym mieszkańcom podejmowania rozpaczliwych prób zgłębienia sekretu lokatorki starej rezydencji i nowej sąsiadki zarazem. Mówi się, że jest wdową, o czym świadczyłaby posępna mina i wyizolowanie, a także chłodny stosunek do interesujących się nią mężczyzn. Pewne jest tylko to, iż trudni się ona sztuką, wysyłając obrazy do londyńskich galerii, a także to, że najwyraźniej się czegoś lub kogoś obawia.
Nie ma się co dziwić, iż w obliczu braku dowodów oraz rzetelnych informacji na temat pani Graham, wprost nie schodzi ona z ust sąsiadów, którzy nie wahają się ubarwiać opowieści własnymi przypuszczeniami. Chodzą nawet słuchy, że pani Graham w rzeczywistości nie jest wdową, a jedynie uciekła od swojego męża – nie trzeba dodawać, iż taka wiadomość w XIX -wiecznej Anglii oznacza prawdziwy skandal.
O ile kobiety karmią się tanią sensacją i do szczęścia wystarcza im potępianie kobiety na salonach, o tyle mężczyźni wyraźnie interesują się ponętną, najwyraźniej samotna kobietą. Ich zamiary względem niej nie zawsze są uczciwe, jednak jest ktoś, kto żywi do niej prawdziwie wielkie uczucie. Mowa tu o Gilbercie Markhamie, który od chwili poznania pani Graham nie wyobraża sobie innej towarzyszki u swojego boku. Mimo, iż fascynacja wydaje się obopólna, to jakakolwiek deklaracja ze strony mężczyzny jest zbywana chłodem bądź milczeniem, musi się on więc zadowolić jej przyjaźnią, jedynie braterskim związkiem. Tak jest do czasu, kiedy urażona duma pcha go do haniebnego czynu, zaś lektura pamiętników kobiety pozwala zrozumieć powagę sytuacji oraz koszmarną przeszłość, którą zostawiła ona za sobą, opuszczając Grassdale Manor i swojego męża, kochanka, ojca dziecka i oprawcę w jednym, Arthura Huntingdona. Zbyt długo ten bawidamek i egoista pastwił się nad nią, upokarzając i zadając cios jej miłości. Podejmując decyzję o odejściu, wiedziała, że jej życie nie będzie łatwe, bowiem samotna kobieta, pozbawiona opieki i dochodów, jest wystawiona na pastwę losu i… ludzkich języków. Czy tak stanie się i tym razem?
Lokatorka Wildfell Hall Anne Brontë to nie tylko powieść o uczuciach, o zawiedzionej nadziei czy ogromie macierzyńskiej miłości. To także rzadka w tamtych czasach próba pokazania angielskich rodzin oraz stosunków panujących pomiędzy małżonkami, męskich hulanek i swawoli, upokarzania kobiet, które w obliczu tyranii swoich „panów”, stawały się nic nie warte. To obraz targowiska próżności i fałszu, to krzyk wszystkich kobiet, a jednocześnie dowód na to, że warto się przeciwstawić - nawet wówczas, jeśli okupimy to poświęceniem. Kto wie, może na końcu drogi czeka na nas – podobnie jak na Helen – prawdziwe szczęście?
Pierwsze polskie wydanie. Co znaczyło być guwernantką - inspirowana prawdziwymi przeżyciami autorki opowieść o trudach i upokorzeniach doświadczanych...