Losy kobiety walczącej o niezależność w świecie, gdzie w oczach społeczeństwa i w świetle prawa żona jest jedynie własnością męża.
Pojawienie się we dworze Wildfell Hall pięknej i tajemniczej wdowy wywołuje huragan plotek wśród okolicznych mieszkańców. Czy młoda kobieta skrywa jakiś mroczny sekret? Nikt nie może uciec przed przeszłością...
Wydawnictwo: MG
Data wydania: 2018-03-19
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 528
Tytuł oryginału: The Tenant of Wildfell Hall
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Magdalena Hume
Zdążyłam się już przekonać, że siostry Brontë odzwierciedlają z niesamowitym kunsztem ówczesne im społeczeństwo. W swoich powieściach podkreślają nie tylko zachowania różnych sfer społecznych i ich rolę, ale i XIX-wieczną architekturę, garderobę i kulturę, wszystko to ubarwiając niekonwencjonalną i – przede wszystkim – tajemniczą historią. W Lokatorce Wildfell Hall poznajemy intrygującą, młodą wdowę-artystkę, walczącą o swoje przekonania…
Czasem spoglądając komuś głęboko w oczy można poznać jego duszę na wskroś i dowiedzieć się o nim więcej w ciągu godziny niż o innych w ciągu całego życia.
Narratorem powieści jest Gilbert Markhem, który słowem pisanym opowiada przyjacielowi o najważniejszych wydarzeniach swojego życia. Przyznam szczerze, że już samo to wprowadziło mnie w niemałą konsternację, ponieważ spodziewałam się narratora neutralnego, obiektywnego. Tymczasem gawędziarzem tutaj jest jeden z głównych bohaterów, na domiar tego mężczyzna, a opowieść jest przecież o niezależnej kobiecie! Jednakże Gilbert okazuje się tutaj równie ważną postacią – a może nawet ważniejszą – niż tytułowa bohaterka, a jego życie pochłania czytelnika całkowicie. Mężczyzna opowiada o wszystkich aspektach XIX-wieku, nie omijając tematów parafialnych, kwestii politycznych, a nawet rolniczych. Niemniej są to wstawki krótkie, skupiające się jedynie na interesujących faktach, które pozwalają czytelnikowi postrzegać Gilberta jako mężczyznę inteligentnego, z doświadczeniem. Poznajemy jego wzloty i upadki, słabostki i umiejętności, a także – co najcenniejsze – punkt widzenia i stosunek do Helen Graham – wdowy-artystki o kontrowersyjnych poglądach, zachowaniach i… mrocznej tajemnicy. Bardzo spodobał mi się również sposób opisywania pozostałych bohaterów przez Gilberta, ponieważ o jednych opowiadał chętnie i z przejęciem, a o drugich całkiem beznamiętnie – czytelnik bez trudu może zgadnąć, kogo Gilbert darzy – mniejszą lub większą – sympatią…
„Tak, jak myślałem – powiedziałem do siebie w duchu. – Temperament tej damy nie należy do łagodnych, mimo jej czarującej, bladej twarzy i wysokiego czoła, na którym, jak się zdaje, inteligencja i cierpienie jednakowo odcisnęły swoje piętno.”
Sama powieść raczej nie jest zbyt optymistyczna, choć nie brakuje w niej humorystycznych akcentów. Twarda etykieta, konwenanse, uprzedzenia i krótkowzroczność niektórych postaci wywołuje w czytelniku raczej trwogę i smutek. Samo Wildfell Hall budzi zarazem niepokój, jak i fascynację – wiekowy dwór elżbietański wybudowany z czarnego kamienia, z kratowanymi oknami, z roślinami pozostawionymi na pastwę chwastów i z nową lokatorką o dumnym, lodowatym wyrazie twarzy… Brzmi upiornie, jednakże powieści Anny Brontë daleko do horroru, choć grozę i niesmak mogą wzbudzić w czytelniku niektóre poglądy i praktyki przedstawione na kartach tej książki… A przedstawione są bardzo szczegółowo, z dbałością o detale. Zresztą – każdy aspekt tej powieści dopieszczony jest niezmiernie…
(...) nawet największa przepaść społeczna dzieląca dwoje kochających się ludzi jest niczym wobec zgodności myśli i uczuć oraz jedności serc i dusz.
Język powieści również zasługuje na uwagę. Piękny, poetycki, wręcz szlachetny – ujmuje czytelnika od pierwszych stron. Autorka z artystycznym wdziękiem opisuje przyrodę i przedmioty codziennego użytku – każdy, nawet najmniejszy element ma tu swój urok. Tworzy fenomenalne portrety psychologiczne postaci, przedstawiając je z punktu widzenia narratora i – poniekąd – dziennika tytułowej bohaterki. A poza czarującymi opisami tworzy dla czytelnika panoramę wiktoriańskiego świata, życia angielskiej społeczności, zwraca uwagę na postrzeganie i rolę kobiety w ówczesnych czasach, która budzi we współczesnym człowieku raczej mieszane uczucia… Bo nie tylko kobiety przez normy społeczne cierpiały…
Lokatorka Wildfell Hall nie jest powieścią lekką i łatwą w odbiorze. Jej treść wielokrotnie mnie wzburzyła, a jednocześnie całkowicie zaabsorbowała, ciężko było odłożyć mi ją na bok – tak urzekła mnie ta historia! Myślę, że każdy, kto ceni wiktoriańską powieść i lubi opowieści z tajemnicą w tle, doceni tę powieść. Polecam z całego serca.
Trzeba przyznać, że wydawnictwo MG miało wspaniały pomysł, żeby ruszyć w wznowionymi wydaniami książek sióstr Bronte. Okładkowe sroki mają nie lada gratkę jeżeli chodzi o tę serię, która nie dość, że pięknie się prezentuje, to jeszcze zawiera wspaniałą treść.
Główną bohaterką jest pani Graham - tytułowa lokatorka Wildfell Hall. Jest to kobieta, która na tle typowych przedstawicielek płci pięknej z XIX wieku, prezentuje się naprawdę imponująco... Nie ma ochoty na zajmowanie się plotkami i nie snuje domysłów o ludziach ze swojego otoczenia. Z kolei znajomi pani Graham postępują wręcz przeciwnie. Nie da się ukryć, że główna bohaterka jest dość tajemniczą postacią, nie lubi mówić o swojej przeszłości, więc automatycznie staje się jedną wielką zagadką i intrygą dla swojego otoczenia.
Anne Bronte poruszyła w swojej książce tematy, które w XIX wieku były po prostu zakazane. Kobieta nie pełniła wtedy żadnej ważnej roli, musiała się podporządkować i żyć zgodnie z ustalonymi regułami. Główna bohaterka próbuje te reguły złamać i na każdym kroku pokazuje, że nie jest jedynie głupiutką kokietką w pięknym stroju. "Lokatorka z Wildfell Hall" jest w dużej mierze powieścią psychologiczną, która w czasach Anne Bronte była czymś kontrowersyjnym. To właśnie dlatego autorka wydała tę książkę pod męskim pseudonimem - Acton Bell.
Książka ta jest podzielona na dwie części. Jednej z nich nie będę zdradzać, żebyście sami mogli delektować się fabułą i kreacją bohaterów. Natomiast drugą jest pamiętnik pani Graham! Pamiętnik to zawsze dobry wybór i prawie zawsze intryguje czytelnika. :)
Myślę, że "Lokatorka z Wildfell Hall" dorównuje, a może nawet przewyższa "Wichrowe wzgórza". Moim zdaniem powinniście spróbować i przekonać się na własnej skórze, że po klasyki zawsze warto sięgać. Ze swojej strony serdecznie polecam tę książkę w szczególności kobietom. :)
Pierwszy raz sięgnęłam po Anne Brontë. Byłam zachęcona opiniami innych blogerek na temat twórczości sióstr i postanowiłam sama zobaczyć, czy jest warto zagłębić się w lekturze. Lokatorka Wildfell Hall to niesamowicie urokliwa i jakkolwiek to zabrzmi, również delikatna powieść, którą czyta się dość przyjemnie.
Sama treść jest właśnie nastrojowa i bardzo intensywnie oddająca [przynajmniej mam takie wrażenie] istotę epoki, w której toczy się akcja. Kobieta tutaj nie ma za wiele praw, a raczej definiują ją same obowiązki wobec mężczyzn, a przede wszystkim swojego męża. Płeć piękna wydaje się zgadzać z tym myśleniem, bowiem jest nauczona i wychowana w takiej kulturze, poddańczo wierząc, że to panowie mają zawsze rację. Jednak wszystko nabiera barw, kiedy pojawia się samotna pani, z dzieckiem, posiadająca swoje idee, które możliwe, burzą [jednocześnie przerażając] standardowe myślenie pań.
Konkretniej. Powieść ma bardzo ciekawą formę. Z jednej strony mamy tutaj listy, które pisze główny bohater, Gilbert Markham. Zwierza się swojemu przyjacielowi z historii, która przydarzyła mu się kilka lat wcześniej. Mianowicie do dworu Wildfell Hall przyjeżdża wdowa ze swoim synem, dość chłodna z wyglądu i zachowania. To nie odrzuca jednak Gilberta, stara się nawiązać z nią lepszy kontakt. Helen Graham jest niedostępna ale później bardziej się otwiera na mężczyznę. Podczas pewnych, niekoniecznie przyjemnych wydarzeń, daje mu do przeczytania swój dziennik, który prowadziła od czasów młodości. I tutaj objawia nam się druga forma prowadzenia historii w tej książce, dziennik Helen. Poznajemy jej przeszłość, życie, małżeństwo. Przeżywamy z nią wzloty i upadki.
Muszę stwierdzić, że Anne Brontë stworzyła naprawdę interesujące dzieło, które powinna pokochać każda kobieta. Przedstawia ono jednocześnie chęć miłości i akceptacji, a także to, jak niewiele kobiety miały do powiedzenia w tych czasach i, jak były traktowane. Bardzo mocno właśnie mnie ujął ten konkretny aspekt, małżeństwo z konieczności, ze względu na majątek, to, że mężczyzna miał prawa, a kobiety obowiązki. Niemniej jednak, w powieści odnajdziemy wiele pięknych, a nawet romantycznych momentów.
Autorka mnie zachęciła do tego, aby sięgnąć po jej inne dzieła. Zatem na pewno to uczynię. Mam nadzieję, że niebawem również sięgnę po klasykę, której tak mało miałam okazję w życiu czytać. Osobiście polecam Wam Lokatorke Wildfell Hall autorstwa Anne Brontë, jest to świetna lektura przede wszystkim dla pań, wciągająca oraz naprawdę dobrze napisana.
Gilbert Markham jest mocno zaintrygowany Helen Graham, piękną i skrytą młodą wdową, która przeprowadziła się do pobliskiego Wildfell Hall ze swoim synem. Pragnie się z nią zaprzyjaźnić, ale jej samotnicze zachowanie staje się przedmiotem lokalnych plotek i spekulacji. Wtedy Gilbert zaczyna się zastanawiać, czy pomówienia są słuszne. Wreszcie mężczyzna poznaje szokującą prawdę o życiu Helen, gdy kobieta pozwala mu przeczytać swój pamiętnik.
Anne Brontë była pierwszą piszącą o kobiecie, która pozostawiła despotycznego męża i rozpoczęła udane życie. W tamtych czasach, każdą zamężną niewiastę, która odważyła się odejść od męża spotykało nieszczęście. Zamieszkiwanie zamężnej kobiety z dala od jej męża, zwłaszcza z ich dzieckiem było w opisywanych czasach niezgodne z obowiązującym prawem. Żona nie miała samodzielnego bytu prawnego, nie mogła głosować, nie mogła decydować sama o sobie i swoich dzieciach. Poślubiając mężczyznę kobieta stawała się jego posłuszną niewolnicą.
Książka jest inna od powieści napisanych przez jej siostry. Nie ma tu pożarów, duchów i wrzosowisk. Ale, jak zauważył jeden z krytyków, "trzaskanie drzwiami sypialni przez Helen przed mężem odbiło się echem w całej wiktoriańskiej Anglii." Trzeba znać choć trochę historię, aby zrozumieć znaczenie tego, że żona ośmieliła się zamknąć drzwi sypialni przed pijanym mężem. Ten trzask drzwi odczytywany jest przez feministki po dziś dzień jako symbol przemian.
Początkowo odbierałam postać Helen jako kobietę zbyt sztywną, za zimną, a może nawet nadmiernie uzależnioną emocjonalnie od syna. Jej poglądy nie były mi bliskie, ale wraz z zagłębianiem się w lekturze zaczęłam coraz bardziej podziwiać jej hart ducha, siłę i inteligencję. Czasami bohaterka wydawała mi się nieco zbyt pobożna, pedantyczna, zbyt mocno wyrażająca swe przekonania chrześcijańskie. To mnie odrobinę irytowało, jednak nie mogłam nie dostrzegać jej odwagi i determinacji w dążeniu do raz wyznaczonego celu.
"Lokatorka Wildfell Hall" została uznana za lekturę "szokującą". To opowieść o przemocy, o alkoholiźmie, o walce o przetrwanie kobiety w trudnych realiach społeczeństwa zdominowanego przez mężczyzn. Przedstawia uzasadnioną dyskusję wśród bohaterów nad podwójnymi standardami, a także ukazuje niesprawiedliwość prawa małżeńskiego w Anglii w tym czasie. Brontë przedstawiła tu prawdę o roli kobiet i potencjalnych pułapkach małżeństwa. Ta proza to krzyk w świecie niesprawiedliwości. To wielkie ostrzeżenie. Stawia pytania o sens bycia człowiekiem. Prawdopodobnie najbardziej rewolucyjna ze wszystkich dzieł sióstr Brontë. Często nadal uważana za "pierwszą powieść feministyczną". Niewielu ludzi tamtych czasów ośmieliłoby się napisać tak szczerze na te tematy, a już w szczególności kobieta.
Czytając "Lokatorkę Wildfell Hall" czułam jakbym oglądała niemy, czarno-biały film. Gesty mówiły więcej niż niekiedy wiele wypowiadanych słów. Emocje były odczuwalne bez zbędnych opisów. Mimo że jej styl obfituje w długie monologi i dość szczegółowe opisy przyrody ani jeden fragment mnie nie znudził. Co ciekawe książka jest opowiedziana z dwóch punktów widzenia: kobiecego i męskiego. Muszę przyznać, że zastanawiałam się, jak w połowie XIX wieku kobieta była w stanie poprowadzić tą historię z męskiego punktu widzenia. Ponadto autorka dzięki formie przekazu (powieść epistolarna) stworzyła lekko zawoalowaną krytykę płci brzydkiej. Co więcej historycy dopatrywali się w postaci Huntingtona (męża Helen) podobieństwa do osoby brata pisarki, który nie dość, że przypominał go wyglądem fizycznym to jeszcze był tak samo rozwiązły seksualnie i cierpiał na chorobę alkoholową. Trzeba przyznać, że to lektura z humorem i ironią. Silnie angażująca odbiorcę.
Ta książka jest mocno niedoceniana. To dzieło cichego buntu. Jest to prawdopodobnie najtrudniejsza z powieści sióstr Brontë. Pozostaje w cieniu bardziej znanych utworów ich autorstwa. Nie mogę uwierzyć, że ta pozycja nie jest wspominana przy omawianiu klasycznych dzieł literatury. Przypomina trochę powieści Dickensa podkreślające hipokryzję i krzywdy społeczne. Trudno uwierzyć, że pisząc tą powieść autorka miała tylko 28 lat. Jednak w osłupienie wprawił mnie fakt, że w rok później (po śmierci Anne Brontë) jej siostra Charlotte uniemożliwiła publikację książki, ponieważ twierdziła, że jest zbyt niesmaczna...
Mój drogi Przyjacielu
Od ostatniego naszego spotkania, minęło już sporo czasu i jak mniemam przez ten czas, raczyłeś swą duszę wieloma wspaniałymi dokonaniami literackimi, które zapadają w pamięć i odciskają na człowieku swoje piętno. Pomny Twych próśb, abym w przypadku odnalezienia literatury wysokich lotów, jak najszybciej Cię o tym zawiadomił, właśnie tym listem pragnąłbym to poczynić. W ostatnim okresie słyszałem wiele o twórczości Sióstr Brontë, jednak zbytnio nie przywiązywałem wagi do takich doniesień. Pamiętałem bowiem, iż kilka lat temu zagłębiłem się w świat powieści jednej z sióstr, mianowicie Emily Jane Brontë, która książkę swą zatytułowała „Wichrowe wzgórza”. Nie przypadła mi ona jednak wtedy zbytnio do gustu i twórczość tych, poniekąd sławnych Sióstr, zarzuciłem na rzecz dzieł tak samo lub mniej znanych pisarzy, o których jednak nie będę Ci wspominał, gdyż wielokrotnie podczas naszych spotkań, o nich dyskutowaliśmy. Przyszedł jednak czas, kiedy o twórczości Sióstr znowu zacząłem rozmyślać i korzystając z nadarzającej się w końcu okazji, zabrałem się do lektury książki kolejnej z rodzeństwa, Anne Brontë. Postanowiłem mianowicie wyrobić sobie zdanie o powieści zatytułowanej „Lokatorka Wildfell Hall”. Samej fabuły streszczał Ci nie będę, pokładam bowiem nadzieję, że po mej rekomendacji, sam rychło zabierzesz się za lekturę tej wspaniałej powieści i bez zbędnych słów szybko przyznasz mi rację, co do jej świetności i błyskotliwości. Zapewniam Cię drogi Przyjacielu, że żałował czasu poświęconego na tę lekturę nie będziesz, a w przypadku gdybyś zdecydował się tę powieść zakupić, będą to dobrze ulokowane Twoje pieniądze. Sam zobaczysz, że zabieg zastosowany przez Wydawcę na tytułowej stronie jest wspaniałym pomysłem, mającym na celu zachęcenie czytelnika i stworzenie aury tajemniczości. Ujrzysz, bowiem na oprawie damę stojącą pośród otwartych skrzydeł bramy, prowadzącej prawdopodobnie do wspaniałej posiadłości, zapewne takiej, których obaj jesteśmy miłośnikami. Dama zdaje się zapraszać, abyś wstąpił Czytelniku do magicznego świata, jaki oferuje Ci ten wolumin. Ja, przyznać muszę, na wybieg taki złapać się dałem, czego oczywiście wcale nie żałuję, gdyż chwile poświęcone losom kobiety, o których jak mniemam i Ty rychło dowiesz się z powieści, były bardzo miłe i pochłonęły mnie bez reszty na całe dwa dni. Dni, w których całkowicie zarzuciłem swoje obowiązki, całkiem poddając się magii zawartej na stronicach powieści. Wstyd przyznać, ale zatraciłem się do tego stopnia, że na posiłki i inne czynności dnia a nawet i nocy, szkoda było mi czasu. Zmierzał będę już do końca, gdyż i tak zbrakłoby moich słów, aby opisać fenomen autorki, z której dziełem przyszło mi się zmierzyć. Nie chcąc już więcej Cię zanudzać moją paplaniną, abyś nie postrzegał mnie jako trzpiotki jakiej, jeszcze raz zachęcam Cię do lektury i życząc zdrowia i wszelakiej pomyślności, kończę ten krótki list.
Twój sługa oddany
T.
Zapewne ten, który przeczytał zawarty tutaj tekst jest zdziwiony a może i zniesmaczony. Jednak ja, będąc pod wpływem tej wspaniałej powieści, pomyślałem sobie, że właśnie w ten sposób, zachęcał będę do jej czytania. Mając na uwadze magię przepięknego języka, przy użyciu, którego powstała ta książka, chciałem spróbować swych sił w napisaniu takiego listu. Jestem, bowiem zwolennikiem pięknego języka i szczerze ubolewam nad coraz bardziej powszechnym zatracaniem się czystej i rozbudowanej mowy. Ubolewam także nad faktem, że w dobie Internetu, zanika przepiękna czynność pisania listów. Wielokrotnie sam pisywałem takie i wiem, jaką przyjemność dają zarazem osobie piszącej, jak i odbiorcy korespondencji.Nie wiem czy udało mi się stworzyć coś, choćby w małym stopniu podobnego, do tego, czym raczyłem się przez ostatnie dni. Sprawiło mi to jednak wiele satysfakcji, takiej samej, jakiej przysporzyła mi ta znakomita powieść. Ocena: 5,5/6
,,Ludzie wielkoduszni nie znajdują przyjemności w ciemiężeniu słabszych. Wolą raczej troszczyć się o nich i być im wsparciem."
Niezależność w czasach, kiedy kobieta jest tylko ozdobą dla męża, stanowi nie lada rewolucję. Jednak jest to walka o większe dobro w imię wolności, własnych wartości i przekonań. W tamtych czasach to była bitwa, która swoimi pociskami potrafiła ranić głębiej niż ostrze, gdyż ludzie obawiali się tego, czego nie rozumieli, a wszystko, co nowe traktowali jak zagrożenie.
Historia zaczyna nas wciągać nowym wydarzeniem w życiu bohaterki, którym jest przeprowadzka do Wild fell Hall. Jest niczym okaz w tej społeczności, która zna się między sobą a więc i plotką nie ma końca. Przecież kobieta bez męża to już margines społeczeństwa, który należy potępiać.
Ponadczasowość takiego postępowania staje się wręcz rażąca ukazująca, że pomimo rozwoju czasowego nadal pozostajemy takimi samymi ludźmi, nie wyciągamy wniosków, nie przyjmujemy nowości, staliśmy się staromodni, myśląc, że dzięki temu otoczymy się kokonem bezpieczeństwa. Nadal przerażają nas nowości, które nie są dla nas zbyt zrozumiałe bądź trwale wyryte nawyki nie pozwalają nam wznieść się na wyżyny. Bronimy się przed nimi, gdyż się ich boimy. Nadal żywe jest ocenianie ludzi poprzez pryzmaty, te które widzimy na pryncypale. Nie bawimy się w poznawanie, zrozumienie czy nawet wysłuchanie. Przyklejamy łatkę tylko po pierwszym spojrzeniu.
Okraszona pięknym słowem powieść, która swoim spokojem, tajemniczością zabiera nas w podróż, gdzie pośród malowniczych krajobrazów chcemy odnaleźć własne katharsis. Powieść, która swoim spokojem ma pomóc zrozumieć siebie i odnaleźć swoje jestestwo. Życie weryfikuje naiwne podejście do niego, zbyt lekkoduszne, ale także uczy pokory i mądrości, która powinna być drogowskazami w tej niełatwej drodze.
Ależ dobra książka! Kompletnie nie spodziewałam się, że aż tak bardzo mi się spodoba i ocenię ją na równi z "Jane Eyre". Totalnie mnie zauroczyła i wciągnęła i to pomimo tego, że postępowanie głównej bohaterki Helen czasami mnie straszliwie irytowało, a jej mąż przez prawie całą powieść był odrażający.
Bardzo nowatorska książka jak na czas, w którym powstała i na dodatek w ogóle się nie zestarzała. W twórczości Jane Austen miłość jest raczej sielankowa, a mężczyźni przeważnie przestawieni jako szlachetni dżentelmeni o nienagannych manierach i przymiotach. W "Lokatorce Wildfell Hall" jest zupełnie odwrotnie.
Najlepsza książka jaką przeczytałam w tym roku. Polecam.
Pierwsze rozdziały tej książki pokonywałam bardzo powoli, jak po grudzie, trudno mi było się jakoś wczytać, dopiero po kilkudziesięciu stronach wciągnęłam się w tę historię, a następnie wręcz nie mogłam się oderwać od ostatnich rozdziałów. Anne Bronte udało się napisać powieść pełną tajemnic i zaskoczeń, a także wzbudzającą w czytelniku całą gamę emocji. Nie będzie to może moja ulubiona książka, ale ją naprawdę doceniam.
,,Lokatorka Wildfell Hall" to wspaniała powieść o klasycznej formie, którą czyta się z wielką przyjemnością, wręcz płynie po kolejnych stronach książki z wypiekami na twarzy. Emocjonująca, z zawoalowanymi insynuacjami, niedopowiedzeniami stopniowo odkrywanymi w miarę rozwoju akcji, pełna dręczących pytań, domysłów, obaw, nadziei i rozterek bohaterów. Piękna powieść, którą serdecznie polecam:)
Książkę otrzymałam z Kluby Recenzenta serwisu nakanapie.pl. Dziękuję również Wydawnictwu Mg za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Zdecydowałam się na tę powieść z dwóch powodów: pierwszy i najważniejszy - nazwisko autorki. Wiem, że to siostra Emily Brontë, autorki moich ukochanych ,,Wichrowych wzgórz". Przyznaję, chciałam sprawdzić i porównać, czy ,,Lokatorka z Wildfell Hall" jest równie dobra, co bestseller siostry.
Drugim powodem, trochę błahym, jest okładka. Wspaniałe, stylowe i bardzo gustowne wydanie. Ślę ukłon w stronę projektanta. Książka wygląda przepięknie.
Gdy zaczęłam czytać, niestety od razu wiedziałam, że nie będzie możliwe porównywanie stylu pisarskiego Anne i Emily. Dlaczego? Bo przy takim zabiegu, ,,Lokatorka..." wypadnie po prostu źle.
Zdecydowanie cechą wspólną w pisarstwie obu sióstr jest ponurość stylu i mroczny ciąg myślowy przedstawionych bohaterów. Sprawiło to, że mi miałam trochę depresyjne odczucia, czytając tę powieść. Oczywiście wiem, że to też jest typowa mentalność tamtych czasów, niemniej jednak było mi chwilami ciężko przestawić się na ten styl.
Cała opowieść przybiera formę listów młodego Markhama do przyjaciela. Oczami tego młodzieńca poznajemy świat przedstawiony w powieści. Samą osobę Gilberta cechuje dość oryginalne poczucie humoru, niemalże czuć, że umysł i poglądy chcą wyrwać się z ciasnych okowów konwenansów i ściśle przestrzeganej etykiety.
Pojawienie się tajemniczej pani Graham, młodej, pięknej wdowy wywołało niemałe wzburzenie i uruchomiło lawinę domysłów, a co za tym idzie - plotek. Bo tak to już jest w tym świecie. Niedostateczna wiedza, niewielka ilość rzetelnych informacji generuje domysły, a wówczas jest już tylko krok to tworzenia własnych historii, zazwyczaj kompletnie niemających związku z prawdą.
Zachowanie pani Graham było dodatkową pożywką dla statecznych i ,,klasycznych" w zachowaniach mieszkańców sąsiednich dworów. Bo pani Graham była tak bardzo niekonwencjonalna, jak to tylko możliwe. Nie bała się wyrażać własnego zdania, nie przestrzegała zasad etykiety i przede wszystkim, zupełnie nie przejmowała się tym, co inni o niej pomyślą. Jako typowa introwertyczka, unikała zbyt częstych spotkań, a wizyty sąsiadów zaledwie tolerowała, mimiką niesubtelnie dając do zrozumienia, jak bardzo nie w smak są te odwiedziny.
Nie da się ukryć też, że owa dama ma jakąś tajemnicę, którą strzeże i pilnuje każdego wypowiedzianego słowa, by przypadkiem nie zdradzić czegokolwiek ze swej przeszłości.
Jak to w takich powieściach bywa, obowiązkowym punktem jest miłość. Gilbert zakochał się bez pamięci w tajemniczej sąsiadce i cierpi ogromne katusze, ponieważ został jakby odrzucony a w jego mniemaniu, nawet zdradzony. Wszystko wyjaśnia się za sprawą podarowanego mu dziennika, w którym Helen Graham opisała wszystkie swoje doświadczenia.
Dla mnie akcja toczy się za wolno. Momentami było tak nudno, że musiałam odłożyć czytanie. Opisane wydarzenia nie są intrygujące, wszystko toczy się za leniwie. Pokazano życie wyższych sfer, które polega wyłącznie na szukaniu rozrywek, plotkach, herbatkach i towarzyskich spotkaniach, z których także nie wynika nic, co pobudziłoby akcję i rozgrzało fabułę.
Z przykrością wystawiam ocenę 5/10. Wydanie książki jest wspaniałe, zatem będzie cieszyć oko w mojej domowej biblioteczce. Szkoda tylko, że nie mogę postawić jej na półce książek ulubionych, gdzie pierwsze miejsce zajmują ,,Wichrowe wzgórza".
Pierwsze polskie wydanie. Co znaczyło być guwernantką - inspirowana prawdziwymi przeżyciami autorki opowieść o trudach i upokorzeniach doświadczanych...