Remigiusz Mróz to jeden z najpopularniejszych współczesnych polskich pisarzy. Jego książki sprzedają się w nieprawdopodobnych ilościach, a kolejne tytuły pojawiają się na rynku w zaskakującym tempie. Listy zza grobu to najnowsza powieść autorstwa opolskiego twórcy.
W nowej książce Remigiusz Mróz przedstawia historię Seweryna Zaorskiego, który po latach przyjeżdża do Żeromic, małego miasteczka, gdzie objąć ma posadę patomorfologa w niedawno wybudowanym nowoczesnym zakładzie lokalnego szpitala.
Powrót po ponad dwudziestu latach wzbudza sensację wśród tych, którzy Zaorskiego pamiętają jeszcze z czasów szkolnych. I sprawia, że w niewielkiej społeczności pojawiają się plotki dotyczącego tego, dlaczego lekarz sądowy z dużego miasta powraca na stare śmieci właśnie teraz. W dodatku z dwiema córkami, lecz bez żony.
Seweryn zdaje się wiedzieć o tym, że będzie musiał zmierzenyć się z przeszłością. Zacznie od remontu domu, w którym przed laty mieszkała jego koleżanka, Kaja Burzyńska. Nie spodziewa się jednak, że dokonując konserwacji podłogi w garażu, natknie się na tajną skrytkę, w której ukryte zostały stare dyskietki.
Tymczasem zbliża się „dzień zero", gdy Kaja regularnie, od dwudziestu lat, otrzymuje kolejne tajemnicze listy zza grobu od zmarłego tragicznie ojca. Co roku kobieta otrzymuje kolejną wiadomość z przeszłości, list, którego wysyłka zlecona została jeszcze za życia jej taty. A w nim nieoczywiste mądrości, porady i wskazówki życiowe.
Niebawem za sprawą dyskietek z dawnego domu Burzyńskich Kaja i Seweryn ponownie się spotkają. Pliki z dyskietki, a do tego tajemnicze listy staną się zaś częściami układanki, intrygi z przeszłości, która zupełnie zmieni całe ich życie.
Nie jest łatwo w krótkim czasie stać się bestsellerowym polskim autorem. Nie jest to niemożliwe, co udowodniła chociażby Blanka Lipińska, jednak podobne sytuacje nie zdarzają się często. Remigiusz Mróz, jak wielu innych autorów, również niezbyt szybko złapał wiatr w żagle. Kiedy natomiast stał się naprawdę rozpoznawalny, dla wielu – czytelników, dziennikarzy, przedsiębiorców – stał się już nie tyle autorem, co marką.
Remigiusz Mróz ma na swoim koncie zarówno naprawdę udane powieści, jak i pozycje, o których wolałby pewnie zapomnieć. Listy zza grobu, stanowiące pierwszy tom kolejnej serii, stanowić miały nowe otwarcie, wnieść świeżość, której od pewnego czasu brakowało w powieściach Mroza.
Czy autorowi się to udało? Z całą pewnością nie jest źle, a fabuła najnowszej książki opolanina wypada zdecydowanie lepiej niż to, co wyczyniał z Chyłką chociażby w Kontratypie czy z Forstem w nieszczęsnej Deniwelacji i Zerwie. Jednocześnie widać jednak, że Listy zza grobu to już „nowe wydanie” Mroza, tak dalekie od pierwszych jego powieści.
„Nowe wydanie” to wszystkie te książki, w których Remigiusz Mróz prześcigał się w zaskakiwaniu czytelnika tak bardzo, że ostatecznie zaskakiwał – być może – także i siebie samego. Mowa między innymi o Nieodnalezionej, Czarnej Madonnie czy Hashtagu. I tym razem Remigiusz Mróz puszcza wodze fantazji, pozwalając sobie na nieco zbyt wiele. Bo choć opisane przez niego sytuacje to tylko fikcja literacka, to sensacyjne wątki w kryminale (czy thrillerze) powinny choć w pewnym stopniu przypominać rzeczywistość.
Seweryn Zaorski nie jest drugą Joanną Chyłką, choć pod pewnymi względami bohaterowie są do siebie dość podobni. Zaorski, tak jak warszawska prawniczka, ma wyrazisty gust muzyczny, zdecydowanie potrafi również walczyć o przetrwanie w trudnych warunkach. Jednak – w przeciwieństwie do wspomnianej bohaterki z prawniczej serii Mroza – jego stosunek do wartości takich jak rodzina czy dzieci jest zupełnie inny, a sposób podejścia do drugiego człowieka – wbrew pozorom – pozbawiony jest brutalności czy pogardy. Zaorski nie bywa też – inaczej niż Chyłka – powiedzmy to wprost: ordynarny.
Momentami główny bohater przeżywa przygody porównywalne do tych z amerykańskich filmów akcji. I z reguły, niestety, z zabawy w polskiego Jamesa Bonda wychodzi bez szanku. Nieco bardziej zniuansowaną postacią jest jego koleżanka z przeszłości, Kaja Burzyńska, choć i ona bywa subtelna jak agentka z amerykańskiego kina.
Na całe szczęście przynajmniej fabuła Listów zza grobu jest spójna. Remigiusz Mróz postarał się, by poszczególne elementy kryminalnej intrygi pasowały do siebie. Zakończenie książki zaś, choć – można powiedzieć – nieco „wybuchowe", także wydaje się logiczne i sensowne.
Remigiusz Mróz skupia się na głównych bohaterach, traktując mocno po macoszemu to, co nie ma znaczenia dla wątku głównego. Szybko okazuje się więc, że patomorfolog Zaorski niezbyt wiele czasu spędza w lekarskim kitlu, zamiast tego zostanie zaś detektywem-amatorem. Dobrze zarysowane postaci możemy więc policzyć na palcach jednej ręki, większość okazuje się jedynie pionkami, mniej lub bardziej przydatnymi w rozwoju fabuły.
Co jednak ciekawe, opolski pisarz akcję swojej nowej książki osadził w… fikcyjnym miasteczku. Żeromic bowiem nie znajdziecie na mapie (choć Żeronice już tak). I choć tych drugich nigdy nie miałem okazji odwiedzić, to mogę powiedzieć jedno – książkowe miasto Mroza niezgorzej oddaje charakter typowych polskich małych miasteczek.
Listy zza grobu to książka, która nie jest przełomem w twórczości Remigiusza Mroza. To ciekawie napisana powieść, która spodoba się raczej tym czytelnikom, którzy dopiero z książkami opolskiego pisarza przygodę zaczynają. Ci zaś, którzy twórczość Mroza znają nie od dzisiaj, nie poczują właściwie… nic. Nie będzie więc ani większego rozczarowania, ani szczególnie wielkiego entuzjazmu.
Po zdanym egzaminie adwokackim, świeżo upieczony mecenas Oryński ma zastąpić Chyłkę jako główna siła napędowa kancelarii Żelazny McVay. Pierwsza...
Marszałek sejmu, Daria Seyda, budzi się w pokoju hotelowym, nie pamiętając, jak się w nim znalazła ani co się z nią działo przez ostatnich dziesięć godzin...