Niezwykle długa i zawiła nić życia
„Rozumiem - powiedział prezydent, choć nic nie rozumiał.” Oto próbka mocno osadzonego w naszej rzeczywistości, niezmiennie aktualnego humoru Andrzeja Pilipiuka, którym jak dobrym alkoholem nasączony biszkopt tortu jest ta, kolejny już raz wznawiana, powieść. Stanowi ona magiczną podróż w świat nas otaczający, przemieniony przez bujną pisarską wyobraźnię. Podróż w świat marzeń, wyobrażeń, oczekiwań i realnych możliwości, spotykających się w zasnutym zawsze świeżym, przyciężkawym smogiem starym grodzie.
Trzy podstawowe wątki łączą się z trzema głównymi postaciami.
Szesnastoletnią Monikę Stiepankovic ratują przed śmiercią żołnierze polskiego batalionu KFOR. Służący na albańskiej ziemi zasadniczy żołnierze wolności, a może raczej żandarmi strzegący kruchego jak jesienne liście porządku. Wyrywają ją z rąk wzburzonego tłumu wieśniaków bez wnikania w sedno sprawy, bez zastanowienia i dociekania przyczyn. Zauroczeni dziewczyną, przejęci jej losem, zabierają ją do swojego kraju, starając się jakoś pomóc. Dziewczyna natomiast ze swojej strony radzi sobie całkiem nieźle. Można powiedzieć, że wyjątkowo dobrze jak na zwykłą nastolatkę po przejściach.
Katarzyna Kruszewska jest informatykiem zatrudnionym w CBŚ. Genialnym programistą, z których słynie podobno kraj nad Wisłą. Opracowany przez nią program komputerowy dokonuje rzeczy niewiarygodnych. Wyszukuje ludzi, penetrując dostępne bazy danych, strony WWW. Znajduje powiązania, rozpina sieci neuronowe i korzysta z pojawiających się w nich mocnych impulsów. Od zwykłych, przypadkowych zdjęć potrafi dojść do odtworzenia powiązań między sfotografowanymi ludźmi. Cudowna to rzecz do walki z mafią, szpiegami, przestępcami czy też wrogami politycznymi.
Dwudziestojednoletnia Stanisława Kruszewska przybywa do Krakowa prosto z Afryki. Podejmuje społecznie poważaną pracę nauczycielki. Znajomość wielu języków obcych, niektórych egzotycznych, elegancja i pewność siebie sprawiają, że bez problemu zdobywa posadę w prywatnym liceum.
Czy coś łączy te postaci? Powinno, skoro pojawiają się one na kartach tej samej powieści. Los sprawi, że staną się sobie naprawdę bliskie, jednak w różnym tego słowa znaczeniu.
Realizm magiczny, który pojawia się w książce, jest nieraz zabawny, ale jednocześnie też pełen krytycyzmu wobec istniejącego świata. Chwilowo nawet groteskowo-tragikomiczny w wymowie. Polityka i ludzie się nią zajmujący nie jawią się jako grupa aniołów, które z poświęceniem przybliżałyby innym nieba. Służby specjalne prowadzą różne niejawne gry, kreują - oczywiście za pieniądze podatników - niejasne interesy. Zajmują się przede wszystkim własnymi sprawami, nazywanymi nie wiadomo dlaczego sprawami wagi państwowej. Dziewczyny w liceum to stado „zapasionych gąsek” i pozbawionych ambicji podlotków. Wieśniacy albańscy to „zasrani mordercy”. Pospolici obwiesie pałętający się ulicami Krakowa, stanowią najbardziej charakterystyczny folklor wielu jego starych dzielnic. Od optymizmu i wiary w człowieka w powieści aż kipi... Przynajmniej według co bystrzejszych recenzentów.
Sposób prowadzenia akcji przypomina warkocz. O ile warkocze nie są dziś szczególnie modne, to taki sposób pisania jest dla wielu atrakcyjny. Kilka wątków zostaje splecionych jak warkocz. Krótkie rozdziały mocno dynamizują akcję. Z początku trochę trudno w związku z tym odnaleźć się w fabule, jej odnogach, ale po pierwszym szoku czyta się już gładko. Rozdziały są jak migawki, opisując wybrane sytuacje. Silna koncentracja na losach konkretnych osób sprawia, że nie jest tu budowane szerokie tło. Świat widzimy oczami bohaterów, bez nadmiernej szczegółowości dotyczącej zarówno tego, co zewnętrzne, jak i przestrzeni wewnętrznej. Momentami styl przypomina reportaż: brakuje dłuższych opisów czy budowania odpowiedniej atmosfery. Zdaje się, że Pilipiuk nie chce nas nadmiernie męczyć, przygnębiać czy zmuszać do intelektualnego wysiłku. Choć i tak przewaga w tej powieści ludzi złych czy głupich daje się wyraźnie odczuć i nie wywołuje miłych emocji.
A jak wygląda kwestia humoru? Jest on, choć nie zawsze nachalny, wprost uchwytny. Najlepszy jego wyraz stanowią autoironiczne wstawki, opisujące ze swadą samego Pilipiuka „buszującego w zbożu” kolejnych rozdziałów czy co i rusz balangującego w zacnych krakowskich knajpkach.
„Grafoman nieprzeciętny. Na wewnętrznej stronie okładki zamieszczono fotografię autora. Paskudna gęba, zarośnięty jak artysta, nóż sam się w kieszeni otwiera.”
Ciekawy jest styl pisarza. Z jednej strony pełen nostalgii i jakiegoś ciepła, z drugiej nie stroniący od dość ostrych opisów. Jest lekko, choć tylko miejscami, politycznie niepoprawny, bajkowy, nostalgiczny. A co z lekkością pióra? Nie zawsze towarzyszy jej lekkość tematu. Postaci nie żyją w spokojnym, prostym świecie. Walczą o przeżycie i to nieustannie. „Wiadomości jak co dzień, zdrajcy ojczyzny znowu uchwalili szereg ustaw utrudniających ludziom życie. Sprzedawczyki z rządu popchnęli swój nieszczęsny kraj kawałek głębiej w ramiona Unii. Korupcja, malwersacja, złodziejstwo, afery, przestępczość, aż rzygać się chce...” - takie myśli nachodzą krytyczną, niezależną, inteligentną i nie mieszającą się do polityki Katarzynę, oglądającą zwykły codzienny serwis informacyjny.
To dobrze napisana fatnastyczna powieść przygodowa, coś z gatunku lekkiego urban fantasy, którą się doskonale czyta. Nie o każdej książce polskiego autora można to powiedzieć z czystym sumieniem. Pilipiuk nie drażni formą, nie irytuje stylem. Pisze, bo lubi. Dla tych, którzy czytają, bo lubią.
Wszystko, co nasze oddam za kaszę. Jest plan, ale trzeba naruszyć prywatne zasoby srajtaśmy i podłożyć trupa w milicyjnym mundurze!Paskudny grudniowy poranek...
Witaj w świecie, z którego tak blisko do… piachu Wyobraź sobie, że dziś znaczy przed wiekami, a doczekanie jutra graniczy z cudem... Norwegia...
Zabijanie jest łatwe, czasem zbyt łatwe... Nie należy nim szafować.
Złość to najczęściej oznaka lęku. A lęk to bardzo destruktywna siła. Strach jest najbardziej obrzydliwą ze słabości, a każdą słabość przeciwnika można obrócić na swoją korzyść.
Więcej