Na obrzeżach Krakowa, w tak zwanym segmencie, życie płynie spokojnie, wręcz - leniwie. Świeżo upieczone mamy pchają alejkami wózki, "psiarze" wyprowadzają na spacer ukochane czworonogi, a młody Cieślik co rano na rowerze dowozi mieszkańcom do domów bułki i gazety. Ot, niewielka społeczność - jedna z tych, jakie zaobserwować można w wielu spokojniejszych wsiach, dzielnicach czy osiedlach. Co jakiś czas rutynę zaburzy czyjaś śmierć albo narodziny, czasami mały skandalik wzburzy mieszkańców, dając im nowy temat do plotek. Tymczasem rozmowy krążą jednak wokół pogody czy polityki. Oraz wokół "tamtych".
Osiedle szeregówek i bliźniaków doklejono do pradawnej podmiejskiej uliczki. (...) Trzecie pokolenie mieszkających tu niegdyś drobnych rolników sprzedało grunt deweloperowi lub bezpośrednio indywidualnym inwestorom, a teraz drze koty z napływowymi mieszkańcami. Mieszkańcy segmentu dzielą się więc na "tubylców" i "przyjezdnych". Jedni na drugich patrzą niezbyt przychylnie, wierząc, że wszelkie zło źródło ma zawsze u "tamtych". Wśród nich mieszka ktoś jeszcze. Ktoś, kto uważnie obserwuje ich życie, kto staje się niejako głosem zza kadru. Śledzi i komentuje wydarzenia na użytek swój oraz czytelników. Chce kandydować do Rady Dzielnicy i choć montowanie kamer śledzących cudze poczynania wydaje się trochę nie ma miejscu, doskonale potrafi to uzasadnić. Zbieram historię sporów, wysłuchuję pretensji obu stron i w odpowiednim czasie spróbuję w Radzie Dzielnicy przeforsować salomonowe rozwiązanie. Taką właśnie mam misję.
Tym człowiekiem jest czterdziestoparoletnia lekarka, onkolożka. Pracuje z dziećmi, bierze dyżury w hospicjum domowym, a w wolnych chwilach śledzi sąsiadów za pomocą swego prywatnego monitoringu. Wielka Siostra, która widzi więcej niż inni.
Życie w segmencie poznajemy w chwili, gdy jego spokój zaburza pojawienie się tajemniczego wandala. Ktoś rozsypuje potłuczone szkło na środku placyku, maluje obraźliwe napisy na płocie okalającym dom pani doktor, niszczy rosnące w jego pobliżu drzewa, przebija samochodowe opony. Mieszkańcy prześcigają się podejrzeniach. Sąsiedzi patrzą na siebie nieufnie. Komu zależy na tym, by ludzie poczuli się mniej bezpiecznie? Czy podejrzenia podzielą społeczność na wrogie obozy, czy też zjednoczy się ona, by wspólnie rozwikłać zagadkę?
Lekarka z pewnością wie więcej od innych, ale milczy, jedynie czytelnikom zdradzając część swoich myśli.
Kłamstewka i kłamstwa Moniki Orłowskiej to powieść obyczajowa, w której każdy z czytelników znajdzie bliskie mu wątki oraz postaci znane z najbliższego otoczenia. Trzeba przyznać, że autorka jest dobrą obserwatorką ludzkich zachowań. Szkoda tylko, że w niewielkiej objętościowo historii występuje tak duża liczba bohaterów, że żaden z nich nie zapada na dłużej w pamięć. Zaradny Remek, Lidka, która właśnie adoptowała synka, czy Lena, która nie może spać w jednym łóżku ze swym mężem (po cywilnym Bartek wprawdzie zamieszkał u teściów, ale w pokoju gościnnym i choć często zakradał się w nocy do łóżka żony, nadal robił to nieoficjalnie, w środku nocy), zasługiwaliby na nieco więcej uwagi.
W powieści naprzemiennie śledzimy perypetie bohaterów i czytamy pamiętnik lekarki. Doktor Alicja uzupełnia poszczególne scenki własnymi komentarzami. Czasami dopowiada to, czego czytelnik nie mógł być świadkiem, niekiedy wykorzystuje bieżące wydarzenia, by sięgnąć do własnych wspomnień lub podzielić się z czytelnikami swoim światopoglądem. W ten sposób autorka wykorzystuje kolejne sytuacje, w jakich znajdują się mieszkańcy krakowskiego osiedla, by poruszyć szereg różnych tematów. Jest tu miejsce na rodzinne problemy, ludzkie uprzedzenia, politykę czy stan edukacji i służby zdrowia. Dzieje się sporo, bo i bohaterów jest wielu. Sąsiedzkie waśnie są na porządku dziennym. Nie brak jednak także przyjaźni, romansów, a bez względu na konflikty, mieszkańcy wspólnie bawią się na ślubach, kiermaszach i innych imprezach.
Monika Orłowska bez wątpienia ma wiele do przekazania. Szkoda, że niewielka powieść jest zbyt naszpikowana bohaterami i tematami, co rozprasza uwagę czytelnika. W literaturze bardzo ważna jest możliwość przywiązania się do głównych postaci. Nie trzeba ich lubić, ale trzeba czuć, że to właśnie im towarzyszymy, to ich rozterki przeżywamy. Czytając Kłamstewka i kłamstwa, nie można tak naprawdę poznać żadnego z bohaterów, a tym samym ich losy pozostają czytelnikowi raczej obojętne.
Kłamstewka i kłamstwa to lekka i przyjemna powieść obyczajowa, realistycznie oddająca życie mieszkańców niewielkiej społeczności. Czyta się ją szybko, zabawne dialogi wywołują uśmiech, a finał - zaskakuje. Po niespiesznie biegnącej opowieści trudno oczekiwać zakończenia, które na całość pozwoliłaby spojrzeć z nieco innej perspektywy. Bohaterowie powieści są wiarygodni, choć ich liczba miejscami przytłacza. Dla mnie z pewnością nie jest to ostatnie spotkanie z prozą autorki. Ciekawa jestem historii, w których pisarka skupia się na kilku postaciach i zawężonej problematyce.
Sprawdzam ceny dla ciebie ...