W powieści Joanny Hacz Ja, Maciejka dzieje się coś nieoczekiwanego. Matka z córką, po traumatycznych przejściach, pozbywają się całego majątku, kojarzonego ze złym ojcem i mężem, obniżają standard swojego życia, by w końcu wejść do zupełnie obcej rodziny. Matka Ety wychodzi ponownie za mąż, dziewczyna poznaje nowego ojca po ślubie, gdy wprowadza się do jego rodziny. A jest tam już przemiła babcia, przyrodnia siostra w jej wieku oraz dziesięcioletnia Kasia. Elżbieta musi przystosować się do nowych warunków, nowej szkoły, nowych znajomych, co wiąże się głównie ze zmianą garderoby. Musi zamienić firmowe ciuchy na łachy kupione w lumpeksie. Jako nastolatka jest obrażona na cały świat, a za przyjaciela przekornie wybiera klasowego odludka, chłopaka z mocną nadwagą, a do tego niezbyt lubianego. Ale to jeszcze nie koniec. Będąc w klasie maturalnej, musi zmierzyć się z nauczycielem polskiego, który prowadzi podwójne życie. W szkole jest srogim polonistą bez polotu, a wieczorami zaczepia w parkach dziewczyny, mówiąc im o pięknie i oferując swoje powieści z autografem. Dziwaczne zresztą są relacje przyrodniej siostry naszej bohaterki z owym nauczycielem. Malwina uwielbia bowiem jego twórczość, a gdy wychodzi na jaw, że to polonista jest autorem jej ulubionych książek, obraża się i wyzywa go od idiotów. Powinna dostać naganę za cięty język i buńczuczną postawę wobec nauczyciela, od którego tak naprawdę zależy jej ocena z języka polskiego. Tymczasem pan od polskiego rzuca tekstem rodem z sióstr Bronte: Wydawałoby się, że każdy pojedynczy płatek śniegu jest idealny sam w sobie, ale jego srebrzyste piękno podkreśliłby dodatkowo kontakt z twoimi pszenicznymi włosami. Dla efektu dodam tylko, że nauczyciel stoi właśnie wieczorową porą przed domem swojej uczennicy...
Co do języka polskiego, to budzi on wiele zastrzeżeń właśnie. To, że bohaterowie używają wyszukanych zwrotów i skomplikowanej gramatyki, może uchodzić za efekt komediowy, tym bardziej, że brak rozróżnienia między stylami wypowiedzi poszczególnych postaci. Ale zdecydowanie gorzej wypada narracja. A oto jeden z przykładów: Z determinacją oraz dosyć dużą dawką buntu i zdenerwowania popatrzył mi prosto w oczy. Mimowolnie, nie zastanawiając się nad idącymi w ślad za tym konsekwencjami, wyczytałam w jego wzroku wszystko to, co pod wpływem chwilowych emocji usiłował mi nad wyraz otwarcie przekazać. Co konkretnie przekazał tym wzrokiem? Tego musimy się już domyślać. Protesty są tu ogniste, sposoby wykonania różnych czynności - fantazyjne, radość nieposkromiona, poczucie humoru - niebanalne, do pomieszczeń wkracza się niczym torpeda tanecznym krokiem, a bohaterami targają za każdym razem uczucia sprzeczne niczym wiatry i wichry (i to jednocześnie). Za dużo tych przymiotników.
Zdaje się, że autorka przesadza z emfazą, czyniąc książkę przyciężką. A to przecież opowieść o maturzystce, która zmierza się z wejściem w dorosłość, odganiając demony przeszłości poprzez odbudowanie swojej utraconej wiary w Boga.
Powieść traktuje o nietuzinkowej radości życia, przyjaźni oraz miłości. Jest to książka, w której niecodzienne zbiegi okoliczności, gafy oraz pomyłki nakładają...
Wakacyjny czas spędzony w towarzystwie własnej wychowawczyni i, wydawałoby się, nudnawej koleżanki, to na pierwszy rzut oka nic ekscytującego. Co innego...