Nienawidzimy inkwizycji. Popkultura tak mocno przetrawiła ten temat, ukazując Święte Oficjum jako bezlitosnych oprawców, że nie potrafimy spoglądać pod innym kątem na tę instytucję. Duża w tym zasługa Umberta Eco, który w Imieniu róży zaprezentował metodycznego i bezwzględnego Bernarda Gui. Obraz takiego właśnie inkwizytora jeszcze mocniej ugruntowała ekranizacja powieści oraz fakt, że Gui to postać historyczna, autor podręcznika Księga inkwizycji. Co ciekawe, kreacja Eco rozjeżdża się z rzeczywistością, ponieważ (zgodnie z tekstami źródłowymi) był to człowiek oświecony, działający na wielu płaszczyznach naukowych, a prowadzone przezeń śledztwa bardziej przypominały współczesną pracę prokuratury niż znany z filmów obraz procesu inkwizycyjnego. Zresztą, podkreślał Gui w Księdze inkwizycji, że przed wydaniem wyroku należy dowieść winy oskarżonego, unikając tortur i „nadprzyrodzonych” prób. Oczywiście nie zmazuje to wszelkich dowiedzionych zbrodni Świętego Oficjum, niemniej wskazuje, że sprawa jest bardziej skomplikowana, niż obraz przedstawiany przez współczesną kulturę. Rozrywka rządzi się jednak swoimi prawami, dlatego też zrozumiałe, dlaczego właśnie taką wizję inkwizycji dostajemy.
Jacek Piekara w swoim Cyklu inkwizytorskim (liczącym obecnie sześć książek) poszedł w stronę utartego i dobrze przyjmującego się schematu – wykreował postać Mordimera Madderina, inkwizytora z krwi i kości, który przemierza brudny i brutalny świat, starając się odnajdywać grzeszników i naprowadzając ich uznanymi metodami na właściwą drogę. Nie ma to nic wspólnego z oświeconym sądownictwem, a stanowi kwintesencję tego, z czym Święte Oficjum jest nierozerwalnie utożsamiane: z torturami, zastraszaniem, bezwzględnością. Można by powiedzieć, że Madderin to po prostu kawał oprawcy, ale (z bliżej nieokreślonych powodów), da się go polubić, przez co śledzenie kolejnych potyczek i detektywistycznych zagadek rodem z opowieści o Sherlocku Holmesie to prawdziwa frajda i chwila wytchnienia dla zmęczonego dniem umysłu.
W najnowszym zbiorze dwóch mini-powieści, w którego skład wchodzą Dziewczyna rzeźnika oraz Wieże do nieba, czytelnik towarzyszy Mordimerowi na początku kariery inkwizytorskiej, kiedy to (w pierwszym tekście) nie ma jeszcze licencji, a później (w drugiej opowieści) - otrzymuje ją tymczasowo. Jest więc bohater „nieopierzony”, pełen ideałów wprost z akademickiej ławy oraz bezgranicznie zadufany w sobie. Prowadzi to do bardzo intrygujących komplikacji, które dodają książce rumieńców. W Dziewczynie rzeźnika wraz ze znienawidzonym Knottem nasz bohater stara się odnaleźć sprawcę brutalnych morderstw. Madderin, pełen wiary we własne umiejętności i przepełniony pogardą wobec mistrza, daje się z łatwością wodzić za nos zarówno przez Knottego, jak i - przez zabójcę. Jako, że narracja jest pierwszoosobowa, Piekara również czytelnika wpędza na manowce, co sprawia, że rozwiązanie zagadki (swoją drogą - raczej banalne) pochłania się z dużym smakiem i zadowoleniem. Z kolei w Wieżach do nieba młody inkwizytor działa samodzielnie, ma już więcej praktyki i potrafi odrzucić przekonanie o własnej nieomylności. Z tego powodu doprowadza śledztwo do końca w tempie iście ekspresowym, ale (co najlepsze) i tu nie wszystko okazuje się tak oczywiste, jak wygląda na pierwszy rzut oka.
Obydwie mini-powieści to historie fabularnie proste, jednakże na tyle sprawnie skonstruowane, że pomija się ten aspekt w finalnej ocenie. Główna zasługa tkwi zarówno w stylu Piekary, jak i w potoczystej narracji. Dodatkową wisienką na tym inkwizytorskim torcie jest intrygujący świat, w którym ukrzyżowanie przebiegło inaczej, niż znamy to z Ewangelii – Jezus zszedł z krzyża i ukarał swoich oprawców, co umożliwiło narodziny żołnierzy Pana pod postacią Świętego Oficjum. Opisywane przez autora miejsca to pocztówki żywcem wyjęte z najgorszych ludzkich wyobrażeń o średniowieczu: wszędzie brud, smród, prostactwo, zabobony, oddawanie się pierwotnym ludzkim instynktom. Dlatego jeśli ktoś uważa się za osobę delikatną (lub nie znosi seksistowskich odzywek, sprowadzania kobiet do funkcji ofiary lub obiektu seksualnego), nie powinien po książkęJa, inkwizytor. Wieże do nieba sięgać. Natomiast jeśli potrafi przymknąć na to oko, traktować z dystansem (zgadzając się z poglądem, że życie w takich realiach nie mogłoby wyglądać inaczej), będzie się doskonale bawił, bowiem historie te to gwarancja wysokiej, pierwszorzędnej rozrywki.
Trzynaście opowiadań, różnorodność tematyki, zaskakujące, autorskie wizje świata — to wszystko otrzymacie w najnowszej książce Jacka...
Czy tropiciel złoczyńców okaże się gwałcicielem i mordercą? Jacek Zaręba, który przybył do stolnika Ligęzy, by rozwikłać sprawę sfałszowanych...