Jakub Wędrowycz wespół z Semenem Paczenko znowu podbija świat! Tym razem w czterech odsłonach. Najnowsza książka „Homo bimbrownikus” składa się z opowiadań: „Ostatnia misja Jakuba”, „Cyrograf”, „Ochwat” oraz tytułowego. Andrzej Pilipiuk, jak wiadomo, jest na gruncie rodzimym najbardziej poczytnym autorem, tworzącym literaturą popularną spod znaku (bimber)-fantasy. Jego wcześniejsze książki, na które składały się opowiadania o słynnym wiejskim egzorcyście [„Kroniki Jakuba Wędrowycza” (2001), „Czarownik Iwanow” , „Weźmisz czarno kure…” (obie 2002), „Zagadka Kuby Rozpruwacza” (2004), „Wieszać każdy może” (2006)], cykl „Kuzynki” oraz kilkadziesiąt innych utworów, od lat odnoszą sukces czytelniczy. Przyglądając się tej twórczości przez pryzmat formy, dostrzec można pewną prawidłowość.
Twórca „2586 kroków”, jeśli chodzi o opowiadania, najlepiej czuje się w ich lapidarnych wydaniach. To potwierdzają również trzy pierwsze, z którym obcujemy w najnowszym zbiorze. „Ostatnia misja Jakuba” parodystycznie podchodzi do spraw ostatecznych. To w nim szatan ze świętym Piotrem polemizują, kto z nich ma przyjąć do siebie duszyczkę egzorcysty. Ponieważ wszyscy, czy to ci, którym nimb nad głową świeci, czy ich adwersarze z piekła rodem, ani myślą sprowadzać na siebie nieszczęście w postaci Wędrowycza, dlatego wyrokują mu reinkarnację. Bimbrownik odradza się jako (ustny) pogromca zakazanego alkoholu w 2037 roku w Kalifacie Eurabii. Drugie, klasyczne już, jeśli chodzi o twórczość Pilipiuka związane jest z podróżami w czasie i wykorzystaniem przez głównego bohatera swych niezwykłych pomysłów. Tym razem wespół z Paczenką, Wędrowycz wyłudza cyrograf i torturuje święconą wodą Asmodeusza vel Smolucha. W trzecim opowiadaniu autor „Obcych ścieżek” konfrontuje swych protagonistów z faunem, któremu w epilogu Jakub w roli weterynarza aplikuje… środek do usypiania zwierząt.
Ostatni tytułowy utwór niestety nie należy już do najlepszych. Dłuższy od pozostałych, nie jest zbyt dobrze opracowany, przytłacza w nim ciężkostrawna fabuła, brakuje jej zwłaszcza tego, charakterystycznego dla Pilipiuka, zgryźliwego polotu. Akcja nie rozgrywa się tym razem w Wojsławicach, lecz w Warszawie, do której zawędrował Jakub z nieodłącznym kompanem. Magia, wyznawcy starożytnych kultów, dresiarze i ekscentryczni staruszkowie, tworzą istną kołowaciznę, w której czytelnik, w pewnym momencie nadzwyczajnie w świecie się gubi. Choć Pilipiuk nadal chłoszcze co popadnie swoim specyficznym kpiarskim tonem, humor nie jest w stanie podreperować kiepskiej narracji.
Najnowsza książka ulubieńca miłośników fantastyki potwierdza prawidło, które odnosi się do niemal wszystkich pisarzy: każdy z nich ma prawo do utworu jakościowo odbiegającego od pozostałych. Bez takich „czarnych owiec” twórczych, nie doceniano by tak bardzo innych. „Homo bimbrownikusa” polecam tylko ze względu na trzy pierwsze opowiadania, dla tytułowego nie warto psuć oczu.
"Wyklęty powstań ludu ziemi, powstańcie których dręczy głód... A więc twierdzicie Obywatelu, że wampiry istnieją? Niby kraj socjalistyczny...
Jak odnaleźć nieśmiertelnego geniusza, którego tajemniczy podpis noszą najwspanialsze zabytki ludzkości? Czy najstarszy architekt świata ukrywa się w Norwegii...