Najnowszy tom serii opowieści o przygodach młodego czarodzieja przypomina mocno amerykańskie seriale – nie daje ostatecznych odpowiedzi, a tylko przysparza kolejnych pytań i niewiadomych. Każdy z pięciu wcześniej opublikowanych tomów, choć był integralną częścią całego cyklu, w pewien sposób stanowił jednak odrębną, skończoną całość – stawiano w nim pewien problem, wokół którego zbudowana była fabuła powieści, ale i rozwiązywano go. Z szóstego tomu dowiadujemy się wprawdzie, kim był tytułowy Książę Półkrwi, ale nie to jest przecież najważniejsze. Część ta bowiem stanowi przede wszystkim bardzo rozbudowany wstęp do opowieści o ostatecznej walce Harry’ego z jego największym wrogiem – Lordem Voldemortem. I właściwie nie da się jej przed poznaniem ostatniego tomu ocenić, można tylko powiedzieć, że jest obiecująca. Z pierwszych stron książki dowiadujemy się, że rozpoczęła się wojna między zwolennikami Voldemorta – Śmierciożercami, a resztą czarodziejskiego świata. Jednak i wśród czarodziejów, stojących po stronie dobra, nie ma zgody. Stosunki między Zakonem Feniksa z Dyrektorem Szkoły Magii i Czarodziejstwa Pogwar – Albusem Dumbledore’m na czele, a Ministerstwem Magii pozostają – mimo zmiany na kierowniczym stanowisku tej drugiej instytucji – bardzo napięte. Na tym tle rozgrywają się wydarzenia, mające miejsce podczas kolejnego roku szkolnego w Hogwarcie. Harry zostaje kapitanem drużyny quidditcha i będzie musiał pogodzić największą pasję z nauką i staraniami o możliwość dalszego kształcenia do zawodu aurora (swego rodzaju czarodziejskiego „policjanta”, walczącego z czarną magią) oraz z życiem uczuciowym, które tu rozkwitnie już w pełni. Ponadto, główny bohater rozpocznie indywidualne lekcje z dyrektorem szkoły. Czego dowie się podczas nich? Czy Gryffindor po raz kolejny zwycięży w szkolnych rozgrywkach quidditcha? Kto zostanie nowym nauczycielem Obrony przed czarną magią? Te pytania pozostawmy bez odpowiedzi, by nie psuć radości lektury powieści. Tak – radości, bo „Harry Potter i Książę Półkrwi” to powieść całkiem dobra. Przede wszystkim, autorka bierze pod uwagę fakt, że czytać ją będą Czytelnicy w bardzo różnym wieku i temu podporządkowała sposób opowiadania. Nie znajdziemy tu epatujących brutalnością opisów (jak przykra scena odcinania ręki w tomie IV). Jest za to coraz bardziej obecna śmierć. W pewnym momencie Harry pyta: „Czy umarł ktoś, kogo znamy?” I to samo pytanie przez cały czas zadają sobie Czytelnicy, których ciekawość potęgują dodatkowo powtarzane przez media wzmianki, że w tym tomie zginie jeden z najbliższych przyjaciół Harry’ego. Jest więc to w pewnej płaszczyźnie baśń przeciw wojnie, która bohaterom odbiera bliskich, a wraz z nią – radość i szaleństwa młodości, zmuszając do tego, by przedwcześnie dojrzewali. Bohaterowie więc dorastają, a - co za tym idzie – poznają smak erotyki, choć i ta ukazana jest nad wyraz delikatnie. Ron i jego dziewczyna rzucają się wprawdzie „jak para węgorzy”, a sympatyczny młodzieniec często swą ukochaną całuje (czy „zjada jej twarz”, jak mówi siostra Rona), ale na bardzo wstrzemięźliwych opisach się kończy. I dobrze. Zresztą, w obliczu wojny i bliskości ostatecznego starcia ze Złem sprawy uczuciowe będą musiały odejść na dalszy plan. Co ciekawe, o ile dotąd fabuła książek Rowling przypominała przechodzenie komputerowej gry przygodowej – bohater stawał przed kolejnymi zadaniami i z mniejszą bądź większą ilością „fajerwerków” je wykonywał, w „Księciu Półkrwi” wątku przewodniego właściwie… nie ma! Mecze quidditcha pojawiają się dwukrotnie, wątek miłosny to pojawia się, to schodzi na dalszy plan, a podczas spotkań z Dumbledore’m Harry nie poznaje kompletnego życiorysu swego przeciwnika, ale kilka odrębnych epizodów z jego życia. Stąd też, powieść wydaje się nie posiadać wyraźnego rytmu, zdaje się być urywaną, a nawet miejscami - niespójną. Wydaje się, że autorka pragnęła zamieścić w tym tomie wszystkie informacje, które "zapomniała" lub których nie zdołała umieścić w częściach wcześniejszych, a które niezbędne są, by przejść do zakończenia cyklu, uzupełniła je o garść interesujących, zabawnych scenek i sytuacji, po czym spróbowała "jakoś to zebrać". W efekcie książka trochę przypomina film, nakręcony na podstawie części czwartej - "Harry Potter i Czara Ognia" - mnóstwo tu mniej lub bardziej barwnych i ważnych epizodów, które jednak nie są w wystarczającym stopniu połączone. Mimo tego, napięcie utrzymuje się prawie przez cały czas i Czytelnik wciąż oczekuje wydarzenia, które coś wreszcie wyjaśni. I z tym wyczekiwaniem zmuszeni jesteśmy pozostać do czasu ukazania się ostatniego tomu serii... Wyjaśnia się zaś właściwie tylko rola profesora Snape’a, którego Harry serdecznie nienawidzi (tak, jak nie cierpi go większość Czytelników), a który – o czym wiedzieliśmy od dawna – był podwójnym agentem, choć równocześnie pytanie, po czyjej stronie tak naprawdę stoi, pozostawało nierozstrzygnięte. W „Księciu Półkrwi” uzyskamy na nie odpowiedź, odpowiedź, która mnie rozczarowała. Miałem bowiem nadzieję, że Snape pozostanie postacią tragiczną, co podsyciła jeszcze obietnica, jaką w jednej z pierwszych scen składa matce Draco Malfoya, którego ojciec jako Śmierciożerca trafił do Azkabanu. Nadzieję, która wydaje się płonną… Ale – czy możemy być pewni, że to już ostateczne rozstrzygnięcie wątku, związanego z postacią tego nauczyciela? Obiecująco kreśli natomiast autorka rysy wspomnianego Malfoya. Chłopiec ten z jednej strony za wszelką cenę stara się służyć Voldemortowi, a z drugiej zaczynamy się zastanawiać, czy przypadkiem nie gra on przed kolegami, by skryć prawdziwe pobudki swego postępowania. To jednak kolejne pytanie, na które odpowiedź poznany dopiero po lekturze tomu, który jeszcze nie został napisany. Nie „fajerwerki” – siła i zaawansowane techniki magiczne stanowią więc główną treść książki, lecz próba dokonania psychologicznej charakterystyki poszczególnych bohaterów, ukazania ich dylematów, wątpliwości, motywacji... Czy jest to przekonujące? Nie całkiem, ale i tak poszczególne postaci bardzo wiele zyskują w porównaniu z poprzednimi częściami. Podczas lekcji, Dumbledore ukazuje Harry’emu, że jego największym atutem jest możliwość poznania przeciwnika i jego słabości. Obaj cofają się więc do wydarzeń z przeszłości – dzieciństwa i młodości Toma Riddle’a – przyszłego Voldemorta. Wraz z nimi dowiadujemy się, że w całym swoim życiu Riddle starał się unikać uzależnienia od innych ludzi, zaś głównym motorem jego działania były nienawiść, pogarda wobec wszystkiego, co łączy go z innymi ludźmi oraz lęk przed śmiercią. Ten strach zagnał go dalej, niż kogokolwiek innego – Voldemort bowiem wyrzekł się własnej duszy. Harry’ego zawsze ratowała miłość rodziców oraz kolejnych osób, które dla niego zgodziły się poświęcić swe życie. Jego siłą jest też wielka przyjaźń ze szkolnymi kolegami – Ronem i Hermioną. Potrafią wprawdzie o wiele mniej, niż przeciwnicy, z którymi przyjdzie im się zmierzyć, ale – jak przypuszczamy – nie to zdecyduje o wyniku walki. Ogromna liczba niewiadomych i ciągła konieczność snucia przypuszczeń – to właściwie paraliżuje próbującego dokonać oceny książki recenzenta. Pewne właściwie jest tylko to, że kolejny tom będzie wielkim sukcesem finansowym i że w nim wszystko się wyjaśni. Chyba, że J. K. Rowling pójdzie jeszcze dalej w ślad twórców amerykańskich seriali i postanowi rozpocząć kolejną "serię" opowieści pod tytułem „Harry Potter i…”
Barry nie żyje. Ta niespodziewana śmierć pogrąża Pagford w chaosie. Na jaw wychodzą tajemnice mieszkańców. Urocze miasteczko z brukowanym rynkiem...
Powieść detektywistyczna autorstwa J. K. Rowling, opublikowana pod pseudonimem Robert Galbraith. Ciało supermodelki Luli Landry zostaje znalezione pod...
- Widzę, że jako pupilek Dumbledore’a masz fałszywe poczucie bezpieczeństwa, Harry Potterze. Ale Dumbledore’a może zabraknąć i kto cię wtedy ochroni?
Harry rozejrzał się szyderczo po sklepie.
- Ojej… patrzcie… jego tu nie ma! Więc czemu by nie spróbować?
- Co się naprawdę stało z twoim nosem?(…)
Harry mu powiedział. Miarą ich przyjaźni było to, że Ron nie wybuchnął śmiechem.
Więcej