Markus Zusak za sprawą fenomenalnej Złodziejki książek zyskał czytelników na całym świecie. Nie jest on jednak autorem, który rokrocznie bombarduje odbiorców swoimi publikacjami – pisarz każe na swe kolejne książki czekać, rozbudzając apetyt i niepohamowaną ciekawość, gdy tylko wieść o jego nowej powieści obiegnie czytelniczy świat.
Pojawienie się Glinianego mostu to święto dla fanów twórczości Zusaka. Oto długo wyczekiwana opowieść, dedykowana – co mogę stwierdzić już po lekturze – czytelnikowi wytrwałemu, cierpliwemu i gotowemu na chwile niekomfortowe, które należy przetrzymać, by dotrzeć do serca powieści.
Pierwszych dwieście stron to bowiem wyboista droga, znaczona irytacją, złością, chęcią rzucenia książką w kąt i zżymaniem się na autora. W Gliniany most bardzo trudno się wgryźć – autor zdecydował się na przeplatanie wydarzeń współczesnych z retrospekcjami, jednak w wielu miejscach zamiast opowiadać chronologicznie, za nic miał linearność, powodując narastające rozdrażnienie, ewokowane przez mnogość wydarzeń i splatających się wątków. Tak naprawdę bowiem przez 1/3 książki odbiorca nie ma pojęcia, dokąd ta opowieść tak naprawdę zmierza i czemu służy. Poznaje Claya i jego braci, krok za krokiem odsłaniane są ich rodzinne karty, jednak tym, co stanowi jedyną wiedzę, jest świadomość znaczenia mostu, który ma stanowić formę oczyszczenia, pracy żałoby i odkupienia. Zusak wcale nie ułatwia czytelnikowi lektury – język powieści jest bardzo specyficzny – w wielu miejscach myśli bohaterów zostają urwane, zawieszone, okazują się niedopowiedziane, to zaś – w połączeniu z formą, jaką przybrała opowieść – może wielu odbiorców zrazić i zmusić do porzucenia książki – nieważne, jak wielkimi dotąd byli miłośnikami autora.
Warto jednak wytrzymać, bowiem po przekroczeniu granicy 190 strony wszystkie brakujące elementy zaczynają wskakiwać na właściwe miejsca, a powieść staje się zrozumiała i... wciągająca. Irytacja i wściekłość bezpowrotnie mijają, a czytelnik może odtąd oddawać się lekturze wielowarstwowej, śledząc losy niezwykłej rodziny Dunbarów, w której miłość przeplata się ze złością, czułość z przemocą, a sedno relacji między braćmi do końca pozostaje zagadką.
Polecam tę książkę czytelnikom wymagającym (od twórcy i od siebie samych), niestrudzonym, wrażliwym i spokojnym. Po niełatwym początku znajdą w niej oni wiele wzruszeń. Ale Gliniany most to nade wszystko opowieść inicjacyjna, opowiadająca o próbie uporządkowania chaosu powstałego po rozpadzie rodziny i o konieczności szybkiego stania się mężczyzną. Warto – choć może to być jedna z najtrudniejszych i zarazem najbardziej angażujących lektur lata.
Myślę o Walczącym Rubenie Wolfie.W środku. Myślę, o walkach, o których wiesz, że przegrasz, i o walkach, o których nie wiesz nic. Teraz ja...
Oryginalna forma łącząca narrację dziennika z metaforycznymi opisami snów w niepowtarzalny sposób splata rzeczywistość z fikcją, składając...