Są pytania, których po prostu nie chcemy zadawać. Są odpowiedzi, których nie chcemy słyszeć. I dopiero kiedy powoduje to tragedię, dostrzegamy irracjonalność własnego lęku przed rozmową. Co robią nasi bliscy, kiedy wychodzą z domu? Czy idą do pracy, kina, sklepu, a może… a może robią coś całkiem innego? „Dziewczynki ze Świata Maskotek” fińskiej pisarki Anji Snellman to powieść wychodząca od tego pytania, pokazująca źródła, problemy i przyczyny prostytucji wśród nieletnich. Przywołując historię nastoletniej dziewczyny, autorka zaciąga na siłę czytelnika do krainy podziemnego biznesu sprzedaży ciał i dusz, stawiając go przed pytaniami, których nie chce sobie zadawać.
Wychowywana przez zapracowaną matkę Jasmin wiedzie normalne, pozornie szczęśliwe życie – jest cheerleaderką, jeździ konno, dość dobrze się uczy, ma rozsądnego, przyjemnego chłopaka. Ale po poznaniu bogatej, światowej i przebojowej Laury jej świat raptownie zostaje obrócony o 180 stopni. W poszukiwaniu dzikiej zabawy i pieniędzy na wyjazd do Miami dziewczyny wchodzą coraz głębiej w podziemne życie miasta… Aż, ku zdumieniu i przerażeniu wszystkich, znikają na dobre. Ich historię opowiada głównie Jasmin, wspominając zdarzenia, które doprowadziły do śmierci jej przyjaciółki oraz własnego uprowadzenia: pojawiają się też fragmenty opisujące całą sytuację z punktu widzenia przerażonej, zdumionej i nękanej wyrzutami sumienia matki dziewczyny.
Snellman pisze zadziwiająco sugestywnie i plastycznie, zachowując delikatną równowagę pomiędzy rzucaniem faktów i zdarzeń w twarz czytelnikowi, a pozostawaniem ich w cieniu domysłów i niedomówień. Dzięki temu historia ta nie jest ani lekturą ku przestrodze dla grzecznych dziewczynek, ani też nie karmi perwersyjnych upodobań czytelnika. W sposób rzeczowy, wręcz chirurgiczny pokazana jest tu prostytucja nieletnich i niebezpieczeństwa z nią związane. Co ciekawe, autorka stara się nie oceniać, a jedynie opisuje, pokazuje te wydarzenia. Dzięki temu powieść nie jest moralitetem (bądźcie grzeczne, dziewczynki, bo porwie was zły człowiek; matki, patrzcie przez ramię waszym dzieciom, bo porwie je zły człowiek… itd.) i nie wali po głowie łopatą morału. Zamiast tego zmusza przemocą i perswazją do własnej refleksji nad prezentowaną problematyką, do własnej oceny ludzi i zdarzeń, wymykającym się normalnym ocenom moralności.
Cała historia jest też zatrważająco prawdopodobna, realistyczna aż do bólu zębów. Bohaterki nie ratuje w ostatniej chwili żaden deus ex machina, z nieba nie spadają ciasteczka z wróżbą opisującą porwanie dziewczyny i naprowadzające policję na odpowiedni trop. Wszystko dzieje się tak, jak mogłoby to wyglądać w rzeczywistości – a dzięki temu książka ta jeszcze bardziej wciąga i przeraża. Snellman nie powiela też schematów, dlatego też snuta przez nią opowieść jest w szczegółach nieprzewidywana.
Co jest słabym punktem książki? Liryka, poetyka i górnolotność. Co pewien czas autorce przypomina się, że należałoby wcisnąć jakieś szalenie inteligentne przemyślenia o ogólnej naturze duszy ludzkiej, najlepiej w sposób jak najbardziej zawiły, zaplątany i natchniony. No cóż, cała książka jest jednym wielkim generatorem refleksji u czytelnika, a właśnie akurat te arcyliterackie wstawki wydają się sztuczne i zbyt głęboko przemyślane, by w trakcie ich lektury nie poczuć się wybitym z rytmu książki.
Jest to jednak książka frapująca i głęboko zapadająca w pamięć - chyba nikt po jej przeczytaniu nie będzie już obojętny na problem prostytucji i seksbiznesu. Nie dość, że stanowią pożywkę dla socjologicznych i psychologicznych zainteresowań, to „Dziewczynki ze świata maskotek” są napisane w tak sugestywny i realistyczny sposób, że trudno się oderwać od lektury. Tej książki nie czyta się przyjemnie; z brutalną siłą wciąga jednakże czytelnika w swe otchłanie i porywa, wypuszczając dopiero na ostatniej zadrukowanej stronie.
Anyżka chce być jak inne nastolatki. Malować paznokcie. Tańczyć flamenco. Iść na koncert Madonny. Nic nadzwyczajnego. Nawet balkon chciałaby mieć zwyczajny...