Dreszcza, podstarzałego rockmana, wyposażonego w elektryczną moc, można pokochać od pierwszego wejrzenia lub znienawidzić. Zbyt bystry nie jest, do tego to brudas i pijak. Jedyne, co go tak naprawdę interesuje, to muzyka. Przypadkiem został superbohaterem. I musi to jakoś ciągnąć.
Podobnie jak jego autor, który właśnie pokazał światu drugą część Dreszcza o niebanalnym podtytule Facet w czerni. Rysiek Zwierzchowski znowu musi się zmierzyć z ciemnymi mocami i całym złem (przede wszystkim) katowickiego światka. Nie jest to łatwe, gdy cierpi się na chronicznego kaca, a w kościach łupie. Superbohaterowie rozpanoszyli się jednak licznie, konkurencja nie śpi, trzeba wziąć się w garść. Do tego służy mu usłużny kamerdyner, Benjamin, a pomaga często emerytowany górnik, mówiący piękną śląską gwarą, trudną do zrozumienia dla goroli.
Już na początku rzuceni jesteśmy na głęboką wodę. Spod ziemi (dosłownie, bo z kopalni Wujek) wychodzą na ulice zombie. Karmią się czymś, co ożyło w odległych zakamarkach węglowych korytarzy. To „coś" jest zaraźliwe i szybko się rozchodzi po studentach, mieszkańcach Katowic, a nawet kumplach Dreszcza. Trzeba coś z tym zrobić. I sposób się znajduje. Jaki? Szczerze mówiąc, nie wiadomo. Dreszcz traci przytomność. Ogólnie raczej mało rozgarnięty jest. Superbohater na miarę naszych czasów, panowie.
Kolejne rozdziały to odrębne „akcje”. Niektóre zakrojone na dosyć szeroką skalę, bo obijające się nawet o Castel Gandolfo, gdzie rezyduje papież-emeryt. Jeden z przyjaciół Ryśka jest superbohaterem złożonym z kawałków relikwii świętych. Ma między innymi zdolność bilokacji. Z powodzeniem bierze udział w kilku religijnych demonstracjach na raz – do czasu, aż Benedykt XVI nie odwoła świętości jednego z jego „składników”. I tak dalej. Toczy się ta szalona fabuła w niezbadanym kierunku, czasem – niestety – bez ładu i składu, ale za to w rytmie najlepszego rocka.
Sam Ryszard wygląda w tym wszystkim jak podstarzała gwiazda, która ledwo trzyma się na nogach, ale w sercu wciąż drzemie ogień. I znowu, jak przy pierwszej części, pojawia się żal, że do książki nie dołączono płyty z muzyką… Sam zacytowany tekst nie przemawia do wyobraźni tak, jak dźwięk.
Kolejne tarapaty, w jakie wikła się nasz bohater, są, delikatnie rzecz ujmując, nieprawdopodobne, ale przecież taka jest konwencja. Znaleźć się nagle w Sosnowcu w piwnicy rzeźnika i wyjść stamtąd, nie wiadomo, kiedy i jak. Co tam, rock’n’roll, maleńka! Szaleństwo, iskry, głośna muzyka – tyle możecie się spodziewać po tej lekturze. Czy będzie to dobra zabawa? A pewnie. Pod warunkiem, że i piwo będzie w pobliżu, i kebab…
Nadciąga koniec świata Czy Antychryst może być niemowlakiem? Owszem, co nie znaczy, że robota będzie łatwa. Kłamca dostał właśnie na niego zlecenie...
Nazywali go Krzyżem Południa. Od doliny Manassas po rzekę Rappahannock był wszędzie tam, gdzie synowie Konfederacji, brudni, obdarci i głodni, ale całym...