Starość przyjdzie po każdego. Przyjdzie sama. Czasem zaatakuje z zaskoczenia. Tak, jak tych wszystkich poelektronicznych ludzi, którzy nagle musieli dożyć późnej starości.
Bliżej nieokreślona przyszłość – prawdopodobnie dalsza niż bliższa nam, współczesnym. Człowiek stał się istotą mocno scyfryzowaną, odczłowieczoną, nauczoną żyć z technologią za pan brat. Tymczasem katastrofa w postaci piaskowego potopu nie tylko uśmierca wszystko, co działa w oparciu o prąd, ale także zmusza ludzi do walki o przetrwanie. O postapokaliptyczny byt.
Starzy ludzie stają się drogocennym nabytkiem. Żyjąc u boku starszych, można liczyć na ich mądrość. I doświadczenie. I pamięć, jak to było dawniej, kiedy ludzie nie przyzwyczaili się aż tak do technologii, a potrafili wykorzystać własne dłonie i to, co napotykały one na swej drodze. Starzy stają się towarem deficytowym. Eksportowym. Współczesnymi niewolnikami, sprzedawanymi tym, którzy zapłacą najwięcej, byle tylko zyskać mądrego człowieka u boku. Szansę na przeżycie.
Tak poznajemy Starego – obiekt licytacji – oraz rywalizujących o niego ludzi: An, Antiego i Adma. Zupełnie odmienne osobowości. Inne cele w życiu. Inne podejście do tego, co to znaczy przeżyć i jak dalece można się posunąć w walce o własny los. Czeka ich wędrówka, która może ich dotychczasowy, owiany piaskiem żywot, odmienić nie do poznania. Ulepić w nich coś z tej suchej, nienamoczonej gliny.
Tym, co zwraca uwagę już od pierwszych stron, jest język – Autor Nieznany traktuje go jak plastelinę, którą urabia według własnej wizji. Młodzi używają skrótowców. Oszczędzają samogłoski. Cedzą przez zęby każdą wypowiedź. Stary tymczasem nie boi się pełnych zdań, zapomnianych zwrotów, filozoficznego i metaforycznego podejścia do rzeczywistości. Dwa odmienne światy – także literackie – splątane w jednej historii. W walce o przetrwanie. To intrygujący, choć z początku trudny do przyzwyczajenia się zabieg.
Zwłaszcza, że prowadzący nas przez opowieść narrator również stosuje zabawę językiem. Przekształca. Przeinacza. Skraca. Rzuca metaforami, nawiązaniami do Pisma Świętego, popkultury, historii. Uczy cierpliwości wobec lektury, a zarazem na swój sposób – poprzez zabawę słowami – szacunku do naszego języka, tak różnorodnego.
To nie jest lektura na jeden wieczór, ba – nawet nie na weekend czy dwa. To raczej studium człowieczeństwa, dokonywane na chłodno – to powieść, którą warto dawkować sobie powoli. Bez pośpiechu. W slow motion. Choć akcja posuwa się do przodu, narrator dba o to, byśmy nie przewracali stron jak opętani, ale raczej smakowali słowa tej opowieści, stając się na swój sposób jej bezpośrednimi obserwatorami.
Dotyka... Poderwać gęsią skórkę do lotu to nietuzinkowa opowieść, osadzona w postapokaliptycznym świecie. Bliżej jej do filozoficznych dysput niż w przypadku Metra 2033 Glukhovsky'ego. A jednak nie sposób odłożyć tej książki na bok, nie docierając do końca. Nie odkrywając, jak potoczyły się losy An, Antiego, Adma i – przede wszystkim – Starego.
Stary. Niby główny bohater. Ale jednak taki bardzo z boku. Niewychylający się ze swoim bohaterstwem. Pierwszoplanowością. Jak to starzy ludzie. Nie pchają się za bardzo. Wolą żyć z tyłu. W drugiej linii. Wycofanym życiem. Rolą drugoplanową.
„Nawiść” to historia zaciekłego wroga chrześcijaństwa, który ochrzczony siłą, pragnie… z własnej woli ochrzcić swój lud...