Oghi budzi się w szpitalu. Nie może poruszać swoim ciałem, ledwo słyszy to, co dzieje się poza nim. Z czasem dowiaduje się, że jest w śpiączce, a jego żona zginęła w wypadku, w którym on sam także został poszkodowany. Powoli jednak odzyskuje przytomność, może poruszać powiekami. Przez długie tygodnie będzie to jedyny sposób porozumiewania się ze światem. Dzięki wspomnieniom Oghiego lepiej poznajemy jego życie sprzed tragicznych wydarzeń. Mężczyzna był sierotą – matka popełniła samobójstwo, ojciec nie należał do najlepszych rodziców na świecie. Chłopiec, wbrew wszystkiemu, poukładał sobie jednak życie. Został naukowcem, poślubił piękną i dowcipną kobietę. Jego żona miała tysiąc pomysłów na minutę, jednak żadnego nie kończyła. Oghi, zajęty własną karierą, nie zwracał zbyt dużej uwagi na jej stopniowe wycofywanie się z życia. Dążył do stabilności. Prostego, nieskomplikowanego życia. I takie życie wiódł. Jedyną zadrą na idealnej wizji byli teściowie. Teściowa Oghiego nie darzyła męża córki specjalną sympatią. Ale tak przecież jest w każdej rodzinie. Oghi nie przywiązywał do tego wagi.
Wypadek samochodowy zmienił wszystko. Zginęła ukochana „córeczka mamusi", a jej okropny mąż przeżył. Teściowa Oghiego stała się ostatnim i jedynym członkiem jego rodziny. I jako jedyna osoba postanowiła się nim zaopiekować. I tu zaczyna się dramat psychologiczny - mamy bowiem do czynienia raczej właśnie z dramatem niż thrillerem. Pyun Hye-Young delikatnymi pociągnięciami pędzla maluje napięcie, subtelnie szkicując złożone emocje bohaterów. Znienawidzony przez starszą kobietę człowiek, którego obwinia za śmierć jedynej córki, jest zdany na jej łaskę. Teściowa zabiera go ze szpitala do domu, gdzie opiekuje się nim w specyficzny sposób, stopniowo coraz bardziej ograniczając tę opiekę. Najpierw zwalnia opiekunkę, potem - rehabilitanta. Zapomina o lekach i posiłkach, zięć musi liczyć na siebie. Tylko dzięki silnej woli odzyskuje czucie w jednej, a potem i drugiej ręce. Tymczasem teściowa zmienia jego dom, miesza w jego dotychczasowym życiu i… kopie w ogrodzie tytułowy dół.
Stephen King uczyniłby z tego pomysłu mrożący krew żyłach horror, po którym balibyśmy się każdego mijanego ogrodu. Pyun Hye-Young jest dużo bardziej subtelna, nie sięga po wyświechtane chwyty. Jej proza jest spokojna, wyważona, a przy tym sięgająca głęboko w psychikę bohaterów. I chyba nie mniej przerażająca. Z każdą kolejną stroną autorka pokazuje, jak wiele dzieli z pozoru bliskich sobie ludzi, jak głęboko można kopać, i tak nie sięgając prawdy, prawdziwego dna.
Niezmiernie ciekawa, niesztampowa proza, pozbawiona fajerwerków i taniego efekciarstwa.
"Prawo linii" Pyun Hye-young Dwie kobiety. Dwie bolesne utraty. Dwie ścieżki poszukiwania prawdy i jedna rozpacz rozpisana na dwie role. Se-o zamknęła...
,,Ostrzeżenia przed niebezpieczeństwem słyszymy częściej niż relacje z groźnych zdarzeń, ale kiedy w końcu niebezpieczeństwo nadchodzi - robi to bez zapowiedzi...