Idąc za filozofią znaną z serialu Doktor House, kłamią wszyscy, bez wyjątku – nawet ci, co deklarują prawdomówność, nie są wolni od grzechu. Pobudki do świadczenia nieprawdy są różne. Czasami to po prostu chęć ukrycia czegoś wstydliwego/haniebnego lub przejaw zwykłego wyrachowania, w innym wypadku to próba pokazania się z lepszej strony (poprzez tworzenie mitów i bajek na swój temat), a w jeszcze innym odizolowanie rodziny, przyjaciół etc. przed rzeczywistością, która jest co najmniej nieprzyjemna. W Mieście kości (pierwszym tomie trylogii Dary anioła) Cassandry Clare funkcjonuje ostatni z wymienionych rodzajów oszustwa: matka, próbując chronić córkę, kreuje jej od podstaw wspomnienia, dzieciństwo, krewnych itd. Z tego powodu, gdy mury fałszu ulegają zniszczeniu, szok jest porażający, przytłacza bohaterkę, ale i jednocześnie mobilizuje do odkrywania poszczególnych elementów prawdziwego świata, jaki się dookoła niej znajduję, a daleko mu do tego, co my sami, jako śmiertelnicy, znamy.
Cassandra Clare poszła w stronę ogólnoświatowej mody i zawarła na kartach powieści elementy najbardziej chwytliwe we współczesnej literaturze dla młodzieży. Są więc w Mieście kości wampiry, wilkołaki, czarna magia, demony, przystojni Nocni Łowcy (polujący na wcześniej wymienione istoty i strzegący równowagi), seksowne Łowczynie oraz multum innych kreatur. Wszystko to okrasza misternie budowana tajemnica, klimatyczne sceny walk, uczucie kwitnące między bohaterami oraz bogaty świat powieściowy, który pięćset stron pierwszego tomu wypełnia aż nadto i z powodzeniem powinien wystarczyć do kreacji kolejnych części trylogii.
Dużym plusem Miasta kości jest również styl autorki. Nie ma w nim patetyzmu, tak charakterystycznego dla Stephenie Meyer, nie ma maniery do nadmiernego (wręcz łopatologicznego) wracania do opisywania stanów emocjonalnych bohaterów (nawet gdy się pojawiają, są naturalne, oddane wiernie i adekwatnie do ich wieku). Są za to sceny autentycznie straszne, aż ociekające klimatem i odpowiednią ilością posoki. Słowa w poszczególnych zdaniach zdają się płynąć, dialogi są żywe, a strona psychologiczna postaci bez zarzutu. Wszystko to sprawia, że nawet osoby wyrośnięte, dojrzałe od dawna, mogą się lekturą niniejszej książki zachwycić. Trudno bowiem wśród literatury dla młodzieży znaleźć powieść tak dobrą, wciągającą i zajmującą; z tego powodu powinni sięgnąć po nią ludzie z różnych grup wiekowych.
O sprawności pisarskiej Cassandry Clare świadczy także finał Miasta kości. Czyta się go praktycznie na wydechu, a (pomimo ograniczenia jatki do minimum i skupieniu się na stronie sytuacyjnej sceny) serce galopuje na złamanie karku, pompując krew skąpaną w adrenalinie, przez co odnosi się wrażenie przyklejenia do kartek. Jest spory twist na zakończenie i furtka do kolejnego tomu, która zaostrza nań apetyt. Jednak, co dosyć ciekawe, skonstruowano to w taki sposób, że nie krzyczy się z bólu z braku kontynuacji pod ręką. Epilog zgrabnie zamyka pierwszy tom i po odłożeniu książki na bok, ma się wrażenie, że dotarło się do punktu granicznego, gdzie postaci powinny pobyć trochę sam na sam. Zresztą oddech po tak intensywnej lekturze na pewno się przyda. Co nie zmienia faktu, że Miasto popiołów powinno być powieścią wyczekiwaną, ponieważ (z tego co słyszałem) z powodzeniem kontynuuje wątki rozpoczęte w świetnym Mieście kości.
Letnie wakacje Calluma Hunta w niczym nie przypominają tych, jakie mają zwyczajne dzieciaki. Jego towarzyszem zostaje ogarnięty chaosem wilk Havoc. Ojciec...
Jace jest teraz sługą zła, związanym na wieczność z Sebastianem. Tylko mała grupka Nocnych Łowców wierzy, że można go uratować. Żeby to zrobić, muszą zbuntować...
Chciałbym cię nienawidzić. Chcę cię nienwidzić. Próbuję cie nienawidzić. Byłoby o wiele łatwiej, gdybym cię nienawidził. Czasami myślę, że cię nie nawidzę, a potem cie spotykam i..
,,-Nie zakochałeś się jeszcze we właściwiej osobie?
-Niestety, moją jedyną miłością pozostaję ja sam.
-Przynajmniej nie martwisz się odrzuceniem, chłopcze.
-Niekoniecznie. Od czasu do czasu się odtrącam, żeby było ciekawiej''
Więcej