W Czerwonej wodzie chwile płyną
Czerwona woda to miejsce jak ze snu, z prospektu reklamowego biura podróży czy pocztówki wysyłanej tym, którzy zostali wiele kilometrów za nami. Czerwona woda to miejsce, gdzie nadzieja spotyka się ze spełnieniem, oczekiwanie dobiega kresu, a to, co niewyjaśnione, zyskuje nowy, głębszy sens.
Czerwona woda to także pensjonat, w którym rozgrywa się akcja wakacyjnej opowieści Mariusza Bylińskiego. Autor w „Czerwonej wodzie” sportretował szereg postaci, mniej lub bardziej udanych, niezbyt szczęśliwych, znajdujących się na zakręcie i pełnych nadziei czy szukających sensu w życiu.
Wszyscy pytają o źródło, które tryska przy drodze za pensjonatem, okazuje się bowiem, że płynąca z niego woda ma lecznicze właściwości – pomaga na bóle głowy, niestrawność, egzemy i wiele innych chorób. A jednak - nie może uleczyć… ludzkiej duszy. W przeciwnym wypadku Petros, właściciel Czerwonej wody, byłby jednym z najszczęśliwszych ludzi na Ziemi. Tymczasem wydaje się, że mężczyzna nienawidzi wszystkich: miejscowych, przyjezdnych i nawet samego siebie. Zawsze uznawany był za dziwnego, a – łagodniej – innego niż wszyscy. W przeszłości pływał na statkach, budował wysokościowce dla naftowych szejków, parał się handlem, ale przede wszystkim uciekał przed ludzką głupotą, małostkowością i ostracyzmem. Paradoksalnie, nawet po powrocie w rodzime strony ta głupota dopadła go w osobie jego żony. Od momentu ślubu usiłuje uporządkować przestrzeń wokół siebie, ustanawiając reguły i zasady oraz znajdując dla każdego przedmiotu odpowiednie miejsce. Gdyby nie jego dziwne pomysły, w tym gromadzenie wszystkich dostępnych gazet na rynku, mógłby uchodzić za rozsądnego człowieka – jest zaradny, ma żyłkę do interesów i podejście do klientów. Wydaje się, że jedyny problem ma z uporządkowaniem i zrozumieniem własnej duszy.
W pensjonacie spotykamy również Taniego, przyjaciela Petrosa, z nieodłącznym motorem. Chłopak nie potrafi mówić, ale choć z jego ust nigdy nie padło żadne słowo, wydaje się, że to nie przeszkadza ani jemu, ani nikomu z jego otoczenia. Do Czerwonej wody trafia również Barbara, nieszczęśliwa zarówno w związku małżeńskim, jak i u boku nijakiego kochanka, nauczyciela wuefu. „Co jest ze mną?” – pyta – „Wciąż czekam na jedną chwilę, najbardziej odpowiednią, najważniejszą, przegapiam ją i nie zostaje mi nic”.
Czy bohaterowie „Czerwonej wody” odnajdą w życiu to, czego szukają? Za sprawą Mariusza Bylińskiego odsłonią przed nami swoje serca, będziemy świadkami ich letnich przemyśleń i drogi, która doprowadziła ich do tego urokliwego pensjonatu. Książkę, mimo jej niewielkiej objętości, czyta się niełatwo, a myśli i wspomnienia przesypują się pomiędzy palcami niczym ziarenka piasku. Chwila nieuwagi i możemy je stracić. Mimo to, warto się nad tą wakacyjną historią skoncentrować, bo – kto wie – może otrzymamy lekarstwo i na nasze bolączki, antidotum na chwile zwątpienia i rezygnacji?
Czytanie książki zaczynam zazwyczaj od okładki. Tym razem było podobnie. Błękit i ciągi słów okazały się znakomitym wskaźnikiem do treści książki. „Historia...
„Pseudohellenika” to siedem szkiców, których bezpośrednią inspiracją jest antyczna, bizantyjska i współczesna kultura grecka. Refleksje nad...