„Chamowo” wydane jako jedenasty tom utworów zebranych Mirona Białoszewskiego jest książką, której fragmenty były już wcześniej publikowane. Dla wielbicieli twórczości tego autora PIW przygotował nie lada gratkę. „Chamowo” jako powieść-dziennik stanowią zapiski roku spędzonego w nowym mieszkaniu, w mrówkowcu. Niby zwyczajne spostrzeżenia w ujęciu Białoszewskiego uzyskują oczywiście niezwykłą oprawę i „Chamowo” bez przerwy fascynuje trafnością kolejnych uwag, a czasami w codzienne poetyzowanie wkradają się autotematyczne wątki, pomagające w interpretacjach wierszy.
Prowadzone regularnie notatki nie przypominają większości znanych dzienników. Wprawdzie Miron Białoszewski opisuje drobne antywydarzenia (kupowanie kwiatów, wizyty przyjaciół, miejsca spacerów, widoki z okna), przypomina nieznaczące z pozoru dialogi, ale… nadaje im brzmienie, jakiego relacje, do których przyzwyczaili nas znani pisarze, nie mają. Pierwszą różnicę zapewniają specyficzne przyzwyczajenia językowe: niechęć do zaimka je”, który udało się Białoszewskiemu całkowicie wyeliminować, drugą szerokie wykorzystywanie rzeczowników odczasownikowych, trzecią obarczanie znaków interpunkcyjnych dodatkową semantyką. To drobiazgi, które wpływają na całościowy odbiór tekstu i nadają mu niepowtarzalnego charakteru.
W „Chamowie” rzeczy ogląda się z wielu stron, a autor dostrzega więcej niż każdy przeciętny obserwator. Mirom Białoszewski przytacza w swojej książce mnóstwo dialogów, które sprawiają wrażenie niepotrzebnych. Tyle że po chwili odsłania się ich głębszy, wewnętrzny sens. Odkrywanie głębszych przesłań z pozoru bezwartościowych, zwykłych rozmówek to jedna z przyjemności, jaką daje lektura „Chamowa”. Tych będzie jednak o wiele więcej. Krótkie frazy i sformułowania charakterystyczne dla Białoszewskiego, znane chociażby z „Pamiętnika z powstania warszawskiego” w „Chamowie” powracają. Białoszewski prezentuje postawy i odczucia typowe dla człowieka, który zmienia miejsce zamieszkania, połączone z wrażliwością poety, a przefiltrowane przez eksperymenty na języku. Liczy się tu również prywatność Białoszewskiego, oceny i recenzje wystawiane pisarzom sąsiadują w książce z wręcz intymnymi opowieściami o przyjacielskich relacjach.
Autor obserwuje i, co ważne: widzi. Zauważa problemy i najzwyklejsze przykrości codziennej egzystencji – nie chce podejmować się ferowania wyroków, woli przedstawiać konkrety wolne od emocjonalności. Dzięki temu odbiorcy „Chamowa” mogą sami wyrabiać sobie zdanie na kolejne, nieistotne, nieco plotkarskie tematy. Plotkarskie, bo Białoszewski w „Chamowie” pozwala sobie na prezentowanie codziennego życia uznanego twórcy, ale i zwykłych ludzi z jego otoczenia. Często dochodzi w książce do uaktywniania poetyki antyzdarzeń – zjawiska dzisiaj charakteryzującego przede wszystkim gałąź diarystyki blogowej. Urzekają mnie w „Chamowie” obserwacje, które z powodzeniem można uogólniać, przepuszczone przez specyficzny (może trochę kubistyczny) sposób oglądania rzeczywistości.
Miron Białoszewski nie notuje wszystkiego – on zapisuje fakty i wydarzenia, które mają interesującą, ale zamaskowaną puentę. Można pokusić się o strategię lekturową polegającą na tropieniu sensów i znajdowaniu nieoczywistych podsumowań. Białoszewski, który przecież potrafi bawić się słowem, udowadnia w „Chamowie”, że jego twórczość nie opiera się na przypadkowym docieraniu do struktur znaczeniowych, ale wiąże się z bardzo rozwiniętą wyobraźnią i talentem do obserwowania świata. „Chamowo” zachwyci wielbicieli Białoszewskiego i literatury autobiograficznej, nie nadaje się natomiast do szybkiej, nieuważnej lektury.
Izabela Mikrut
Część papierów pozostałych po Białoszewskim była przechowywana w Holandii. Dzięki wnikliwej kwerendzie obecnego spadkobiercy tej spuścizny odnalazła się...
Najważniejsze wydarzenie literackie 2012 roku! Nikt nie mógł przeczytać Tajnego dziennika wcześniej. Cała twórczość Białoszewskiego to osobliwy...