Recenzja książki: Cała radość życia. Na Wołyniu, w Kazachstanie, w Polsce

Recenzuje: mrowka

Zawsze z ogromną przyjemnością i zaciekawieniem sięgam do książek wspomnieniowych, z pogranicza autobiografii i literatury faktu, fabularyzowanych pamiętników (co w praktyce oznacza po prostu przedstawianie historii krajów, narodów czy rodów przez pryzmat jednostki). Dlatego też do książki Franceski Michalskiej „Cała radość życia” nie trzeba mnie było długo przekonywać. Tylko zajrzałam do tomu – i nie odłożyłam książki, dopóki nie doczytałam jej do końca. Historia autorki pochłonęła mnie bez reszty. Zwraca uwagę niemal od razu kontrast między tytułem – optymistycznym, pogodnym, sugerującym lekką i przyjemną egzystencję – a treścią.

 

Franceska Michalska urodziła się w 1923 roku, kilkanaście kilometrów od polskiej granicy. 1930 to rok, w którym rozpoczynają się jej wspomnienia. Autorka opisuje warunki życia w wiosce, przede wszystkim potworny głód, dziesiątkujący mieszkańców. Sześć lat później zesłana została do Kazachstanu. Wywiezione rodziny trafiły na kompletnie pusty step: z tego miejsca nie dało się nigdzie uciec, ludzie musieli jakoś ułożyć sobie życie. Zbudować domy – bo już w październiku przychodziły ogromne mrozy, zimą sięgające do kilkudziesięciu stopni; stworzyć szkoły. Doskwierał im brak wody, znowu głód, brak opieki medycznej i pomocy z zewnątrz. Znów umierało wielu sąsiadów. Rodzinie autorki udało się przeżyć.

 

Franceska Michalska odbywa nietypową praktykę medyczną, próbując pomagać ciężko doświadczonym przez los i przez terror stalinowski ludziom. Wreszcie, dzięki swemu uporowi, trafia na studia medyczne do Ałma Aty, potem do Charkowa. Swą podróż wysiedleńczą kończy, gdy udaje się jej w ramach repatriacji dotrzeć do Wrocławia. Trudno wyobrazić sobie wszystko, przez co przeszła Michalska – jednak ona opisuje swoje losy pogodnie, bez użalania się nad sobą. Nie stara się oceniać, krytykować odpowiedzialnych za tragedię wielu przesiedleńców polityków. Chce tylko opowiedzieć swoją historię, pokazać, że mimo wszystko udało się jej przeżyć. „Żadnych uogólnień. Żadnych syntez. Tylko jednostkowe dzieje. Tylko jednostkowy los. Tyle że meandrujący wśród historii. Wśród obrazów i zdarzeń zdumiewających niezwykłością, a często i napawających grozą. Opis zastępuje tu ocenę – ta zaś staje się wyłącznym udziałem czytelnika”. To na odbiorcach spoczywa więc konieczność wyciągania wniosków.

 

„Cała radość życia” jest prywatnym, jednostkowym, subiektywnym świadectwem. Rzadko kiedy o tak wielkich tragediach pisze się z takim spokojem, jak czyni to Michalska. Nie ma w „Całej radości życia” uskarżania się na rzeczywistość, narzekania na świat, szukania winnych. Jest świadectwo życia młodej dziewczyny, prezentowane z punktu widzenia starej kobiety. Czy czas i szczęśliwa „dojrzałość” sprawiły, że Franceska Michalska tak prosto może opowiadać o wielkich krzywdach? Z retorycznego punktu widzenia zabieg jest doskonały: beznamiętny styl narracji wzmacnia siłę oddziaływania opisu.

 

„Cała radość życia” to opowieść o walce, walce o przetrwanie. O zwycięstwie nad biedą i głodem, o woli przetrwania – i w efekcie o płynącej z tego radości. Michalska uczy czytelników, jak cieszyć się życiem, prezentując niewyobrażalnie ciężkie warunki egzystencji. Narodziny optymizmu w takiej sytuacji wydawały się nieprawdopodobne. A jednak w relacji Michalskiej to ogromny głód szczęścia, pragnienie życia i wewnętrzny spokój są tymi czynnikami, które pozwoliły wygrać walkę z losem. Czyta się tę nieprawdopodobną wspomnieniową opowieść jednym tchem. Wiele tu anegdot prezentowanych z humorem. Sporo kopii dokumentów, kilka fotografii. I tylko pamięć o ludziach, którzy pozostali w strasznym stepie, zdani tylko na siebie, nie pozwala na naprawdę beztroską radość życia.

Kup książkę Cała radość życia. Na Wołyniu, w Kazachstanie, w Polsce

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Cała radość życia. Na Wołyniu, w Kazachstanie, w Polsce
Cytaty z książki

Komendant wyznaczył miejsce na cmentarz niezbyt daleko od namiotów. Sprowadził też skądś deski na trumnę. Ściślej- na trumny. Wkrótce bowiem zmarło jeszcze kilkoro dzieci. Nie trzeba było jednak długo czekać na śmiertelne żniwo wśród dorosłych. Najpierw umierali starsi, potem także ludzie w sile wieku. Zdarzały się takie dnie, kiedy w naszym pięciusetrodzinnym osiedlu w obce, kazachskie zaświaty odchodziło nawet kilkanaście osób. Byliśmy osłabieni, wyniszczeni przez głód, suszę i chłody. 


Więcej
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Katar duszy
Joanna Bartoń
Katar duszy
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Klubowe dziewczyny 2
Ewa Hansen ;
Klubowe dziewczyny 2
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy