Mam półkę, na której stawiam książki, bez których świat byłby gorszy. To krótka półka, obejmuje kilka pozycji z czasów dzieciństwa, z okresu dojrzewania, literaturę, którą poznałam w wieku dojrzałym, jeden tomik wierszy. Nie sądziłam, że dołożę do niej historię wydaną za mojego życia. A jednak.
Była sobie rzeka to książka, którą czytałam łapczywie. Nie opuściłam ani słowa, ani jednej linijki, niczego. Zasypiałam z obrazami wywołanymi fabułą, w myślach obsadzałam aktorów, którzy powinni zagrać w ekranizacji tej opowieści. Ani razu nie zajrzałam na koniec książki. Bo historia, którą mi podano, jest wspaniała, ale język, jakim została napisana (i przetłumaczona: wielkie ukłony dla Izabeli Matuszewskiej) to czysta rozkosz.
Jest XIX wiek. W zajeździe nad brzegiem Tamizy jak co wieczór spotykają się ludzie. Snują opowieści. Dobra historia jest mocną walutą, można za nią dostać jedzenie, alkohol, przyjaźń. Gdy w drzwiach staje ranny mężczyzna z martwym dzieckiem na rękach, rozpoczyna się czas nowych, pięknych i strasznych opowieści.
Nic w tej książce nie jest oczywiste. Poznajemy bohaterów, a ich przeszłość, trudna i mroczna, podąża za nimi, snuje się jak mgła znad rzeki, czasem zasłaniając niektóre wydarzenia, czasami się unosi, a wtedy poznajemy szczegóły, o których czasami lepiej głośno nie mówić. Jest w nich wszystko: ludzka krzywda i ludzkie szczęście. Porwane dziecko i zgubione dziecko. Wielka miłość i wielkie oszustwo. Pokora i szaleństwo. Ludzie opowiadają, jak bardzo ktoś ich skrzywdził i jak bardzo oni kogoś zranili. Jest też wielka miłość i szacunek do przyrody. Tu nie zabija się zwierząt dla kaprysu. Tu zabija się je z głodu, ale tak, aby się nie bały. Tu człowiek szuka świni Maud, którą ukradziono mu trzy lata temu, a on nigdy o niej nie zapomniał.
Była sobie rzeka to majstersztyk narracyjny. Historia rozwija się, jak z kłębka wełny, odsłania coraz to nowe elementy, aż do końca, gdy w towarzystwie grzmotów i błyskawic dochodzi do wielkiego finału, gdzie wszystko ostatecznie się wyjaśnia, gdy los rzuca na stół ostatnie kości, a zło musi zostać ukarane. To także historia pełna czarów i dawnych bajań. Niby nikt w nie nie wierzy, ale gdy nadchodzi zmrok, a na wody Tamizy wypływa łódź Cichego, lepiej pozostać w domu. Mgła wiele skrywa, może też czasami zasłonić widok, który znamy, a pokazać świat, o którym nie wolno głośno mówić.
Była sobie rzeka to historia na miarę nagrody Nobla. Solidnie skonstruowana, pełna jasnych przekazów, pokrzepiająca i zapewniająca emocje – tak wielkie, jakich próżno szukać w modnych powieściach. Ta książka zagląda w duszę czytelnika, każąc mu wybrać, po czyjej jest stronie. Magiczna, porywająca, po prostu doskonała.
Warto też zwrócić uwagę na okładkę. Niebieska jak rzeka i niebo, malowana w złote kwiaty, z papierową obwolutą, zaopatrzona w praktyczną zakładkę. Solidna i piękna jak fabuła książki. Była sobie rzeka to Wichrowe Wzgórza naszych czasów. Doskonała na każdy moment życia. Zawsze i dla każdego. Nie przeoczcie. Jest po prostu piękna.
Rozmiar zbrodni jest nieistotny,kiedy to los wymierza sprawiedliwość. Szczęście bywa kruche.Czasem nawet prosty błąd z dzieciństwa potrafi zadecydować...
Autorka Trzynastej opowieści po 7 latach powraca w wielkim stylu! Trzynasta opowieść to niezwykła proza. Ma nastrój, piękno i siłę oraz wyjątkowość i...