Recenzja książki: Bezdomna
Poznajemy Kingę, bezdomną, która w Wigilię Bożego Narodzenia chce popełnić samobójstwo. Ma dosyć życia, swojego życia. Przez rok bezdomności dźwigała jarzmo swoich błędów, pomyłek, swojej choroby. Kinga, dobrze zapowiadająca się architekt krajobrazu, piękna, mądra kobieta, w jakiś sposób znalazła się na dnie. Nie widzi dla siebie innego wyjścia niż garść psychotropów zapitych wódką. I pewnie opowieść by nie powstała, gdyby nie kotek, który utknął z nią w śmietniku i kobieta, która o północy wyszła wyrzucić śmieci. Los Kingi zupełnie się zmienia za sprawą małego kociaka i ostatniej osoby, od której Karolina spodziewałaby się pomocy.
Tą osobą jest Joanna, dziennikarka pisująca dla brukowców. Jako upragnione dziecko swoich rodziców miała ona wszystko: pieniądze, doskonałe wykształcenie, jednak zamiast spełnić marzenia rodziny i zostać lekarzem lub prawnikiem, wybrała dziennikarstwo. Nie miała żadnych oporów, po trupach wspinała się po drabinie kariery. Była silną i niezależną kobietą do czasu, gdy na jej drodze stanął mąż Kingi. Kawał łajdaka. Joanna po wysłuchaniu fragmentu opowieści Kingi postanawia jej pomóc. Coś, co najpierw miało być jedynie ofiarowaniem schronienia wędrowcowi w Wigilię i materiałem na poruszający serca materiał, staje się czymś więcej. Owszem, Joanna wciąż widzi w Kindze materiał na artykuł, który ma jej zapewnić Złoty Laur, ale historia dziewczyny ją autentycznie porusza - zwłaszcza, że na jaw wychodzą kolejne fakty.
Głównymi bohaterami tej opowieści są Joanna, Kinga i Czarek. Postaci niejednoznacznie, sprawnie zarysowane, autentyczne, interesujące. Katarzyna Michalak w swojej powieści porusza ważny problem siły stereotypów, która zniszczyła Kingę. Można zarzucać autorce bazowanie na sensacji, nawiązywanie do głośnych spraw, które wstrząsnęły Polską i próby czerpania korzyści z ludzkiej krzywdy, jednak prawda o jej nowej powieści jest inna. I zawiera się w bardzo mocnym fragmencie książki:
Opisz to. Spisz każde moje słowo. Może moja historia uratuje choć jedną matkę i choć jedno dziecko.
Niestety, Katarzyna Michalak stawia bardzo bolesną diagnozę współczesności. W społeczeństwie funkcjonuje przekonanie, że urodzenie zdrowego dziecka jest dla matki największym szczęściem, a każda inna postawa jest albo fanaberią, albo objawem bycia zwyrodniałym potworem. Bardzo rzadko przyjmuje się do wiadomości istnienie jednostek chorobowych związanych z ciążą i porodem. Depresja poporodowa jest kwestią bardzo słabo znaną, wydaje się ona wielu nowomodną "fanaberią", a choroba opisana w książce - przejawem szaleństwa. Kobieta zwariowała, jest „psychiczna”, trudno dostrzec w matce chorą kobietę, która potrzebuje pomocy, a nie która jest bezduszną psychopatką. Bardzo łatwo się ją potępia. To prawdziwy dramat - społeczne potępienie, napiętnowanie bohaterki książki jako tej "najgorszej". O takich sprawach powinno się mówić.
To bardzo smutna i niełatwa książka, trudniajsza i smutniejsza niż
Nadzieja, do której jednak autorka delikatnie nawiązuje.
Bezdomną po prostu przeczytać. Ta książka pozwoli spojrzeć na wiele spraw zupełnie inaczej. Chociaż po lekturze tej książki niełatwo oderwać się od jej treści, choć myśli będą buzować, a łzy będą wciąż cisnąć się pod powieki, to trzeba ją przeczytać, by dostrzec problemy dotychczas niezauważane, by zacząć się zastanawiać, nim osądzimy osobę, o której czytamy w gazecie, którą widzimy w telewizji czy mijamy na ulicy.
Bezdomna to powieść, jakich próżno szukać w księgarniach. To powieść pełna prozy życia, ale tak wciągająca, że nie sposób się od niej oderwać. Od pierwszej do ostatniej strony pełna zwrotów akcji, sekretów i wielu, naprawdę wielu emocji.
Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Ludzie patrzą poprzez ciebie, jakbyś była szklaną taflą, boją się, że spojrzenie wprost sprowokuje cię do żebrania o parę złotych. Gdy stajesz na ich drodze, by rzeczywiście żebrać, widzisz w ich oczach pogardę, niechęć, czasem nienawiść. Rzadko współczucie.
Więcej