Ośmiotysięczniki nie są już niedostępnymi szczytami. Odkąd rozwinął się biznes oparty na komercyjnych wyprawach w wysokie góry, co roku tysiące osób zdobywają najwyższe szczyty świata. Bez tchu Amy McCulloch to kryminał górski, w którym grupka amatorów towarzyszy znakomitemu wspinaczowi w zdobyciu ostatniego niezdobytego przez niego ośmiotysięcznika, Manaslu. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie podejrzenie, że ktoś w zespole jest mordercą...
Cecily Wong to młoda dziennikarka, która otrzymuje propozycję przygotowania artykułu życia. Ma szansę przeprowadzić wywiad z Charlesem McVeighem, himalaistą, który jako pierwszy człowiek na Ziemi ma szansę na zdobycie wszystkich ośmiotysięczników w ciągu jednego roku – i to w stylu alpejskim, czyli bez użycia tlenu, lin poręczowych oraz pomocy Szerpów. Charles zgodził się udzielić Cecily wywiadu pod jednym warunkiem. Dziewczyna musi zasilić jego zespół i zdobyć ostatni szczyt z jego listy – Manaslu. Jeśli tego nie dokona, himalaista nie udzieli jej wywiadu. Cecily jest więc pod wielką presją. Z jednej strony bardzo się cieszy, bo taki wywiad może być punktem zwrotnym w jej dziennikarskiej karierze. Z drugiej strony – ma spore obawy. I nie dotyczą one tylko i wyłącznie samego Manaslu. Kobieta zdaje sobie sprawę z tego, że dotarcie do wierzchołka będzie karkołomnym i skrajnie niebezpiecznym wyzwaniem. Nad Cecily zdaje się wisieć klątwa, która sprawia, że kobieta nie potrafi zdobyć żadnego szczytu. Cecily musiała zrezygnować w połowie drogi na Kilimandżaro. Kobieta nie dotarła też na Snowdon, najwyższy szczyt Walii. Cecily boi się, że podobna sytuacja będzie miała miejsce na Manaslu. Że w połowie drogi stchórzy, wystraszy się, dopadnie ją atak paniki, a wtedy marzenia o karierze dziennikarskiej prysną. Dziewczyna nie będzie miała już po co wracać do redakcji outdoorowego czasopisma, a długi, jakie zaciągnęła, by wyruszyć w Himalaje i kupić potrzebny sprzęt, nigdy nie zostaną przez nią spłacone.
Gdy okazuje się, że wyprawa zorganizowana jest całkiem dobrze, a towarzysze w zespole stanowią silną grupę wsparcia, Cecily może odetchnąć. Zaczyna nawet wierzyć w to, że Manaslu jest w zasięgu jej możliwości. Do czasu, gdy w base campie zaczynają ginąć ludzie, a ich śmierć – tłumaczona jako wynik nieszczęśliwego wypadku w górach – Cecily wydaje się jednoznaczna. Jej zdaniem ci ludzie zostali zamordowani.
Wiele można by było o Bez tchu napisać. Po pierwsze: jest to kryminał górski. Dosłownie rzecz ujmując. Mamy góry – te najwyższe – i mamy mordercę. W miarę rozwoju fabuły zaczyna ginąć coraz więcej osób, a czytelnik obstawia, kto może być mordercą. Autorka stara się mylić tropy, ale czytelnik raczej prędzej niż później domyśli się, kto jest głównym winnym.
Akcja powieści "Bez tchu" rozgrywa się podczas komercyjnej wyprawy, w której biorą udział ludzie, którzy z górami raczej nie mają wiele wspólnego. Poza instagramerką, która zdobyła już kilka ośmiotysięczników, pozostała część ekipy to raczej zbieranina osób, które chcą osiągnąć szczyt nie tyle z pasji, ale dla pewnych korzyści. Cecily chce przeprowadzić wywiad z Charlesem. Zak to biznesmen, sponsor wyprawy McVeigha, który wyrusza w góry dlatego, że go na to stać. Kamerzysta Grant również nie posiada wielkiego doświadczenia, ale liczy na to, że materiał z Charlesem przyniesie mu pieniądze i popularność. Gdy tak spojrzymy na zespół, widzimy, jak bardzo amatorsko on wygląda. I jak bardzo zależny jest od pomocy doświadczonych Szerpów oraz kierownika wyprawy.
Z posłowia autorki dowiadujemy się, że Amy McCulloch zdobyła Manaslu i część jej doświadczeń zostało przeniesionych na karty powieści Bez tchu. Autorka uczestniczyła także w wyprawie z Nimsdaiem Purją, pierwszym człowiekiem, który w ciągu sześciu miesięcy zdobył wszystkie czternaście ośmiotysięczników. Jego wyczyn także był inspiracją do wykorzystania w powieści Bez tchu.
Obraz komercyjnych wypraw wysokogórskich, jaki prezentuje Amy McCulloch, skłania do zastanowienia. I nie chodzi o jakieś nieścisłości czy przekłamania w narracji – tutaj wszystko się zgadza, w końcu autorka uczestniczyła w takich wyprawach. Chodzi tutaj raczej o sam fakt promowania w literaturze niezwykle drogich wypraw górskich, które z etosem wspinaczkowym niewiele mają wspólnego. Niedoświadczeni ludzie w górach wysokich ryzykują nie tylko własne zdrowie i życie, ale także zagrażają bezpieczeństwu innych uczestników wypraw. Przeludnione trasy, kolejki do drabin, tłok i wybuchające kłótnie – to nie są zjawiska, które powinny występować podczas zdobywania gór. Obecność człowieka zawsze wiąże się też z produkcją śmieci. A tych w base campach zalegają już całe sterty...
Zdobywanie szczytu dla Cecily jest trudne. Dziewczyna nie ma pojęcia o tym, jak posługiwać się sprzętem wspinaczkowym: jak założyć uprząż, prawidłowo wpiąć się w liny poręczowe, jak asekurować się podczas zjazdów czy schodzenia. Nie jest też najlepiej z jej kondycją. Teoretycznie ćwiczyła przed wyjazdem, ale podczas wspinaczki okazuje się, że Cecily brakuje sił. Daje to, niestety, dość smutny obraz bardzo amatorskiego, nieprofesjonalnego i totalnie bezsensownego podejścia do zdobywania najwyższych górskich szczytów. Wejście na Manaslu to nie spacer po parku. Wpadnięcie w szczeliny na lodowcu, odmrożenia, choroba wysokościowa – to tylko nieliczne z zagrożeń, jakie czekają na wspinaczy - zarówno tych doświadczonych jak i zupełnie początkujących.
Narracja powieści płynie dynamicznie, kolejne wydarzenia następują po sobie bez niepotrzebnych przerw, książka nie jest przegadana. Opisy przestrzeni w kolejnych obozach przed szczytem, w trakcie wędrówki do base campu czy podczas lotu helikopterem z Katmandu mogą zachwycić. Zwłaszcza, że są to prawdopodobnie autentyczne obrazy, jakie przelała na papier autorka, korzystając z własnych wspomnień i doświadczeń. Nie są to – jak w przypadku wielu kryminałów górskich – tylko opisy powstałe na podstawie zdjęć znalezionych w internecie. Amy Mc Culloch naprawdę była na Manaslu i widać to w jej narracji.
Mnogość wydarzeń i napięcie, jakie buduje autorka, mogą wciągnąć. Czytelnik zastanawia się nie tylko nad tym, kto odpowiada za śmierć kolejnych osób w obozie, ale też nad tym, czy Cecily ostatecznie wejdzie na szczyt, mimo czyhających zagrożeń i mimo obecności mordercy. Akcja powieści przypomina więc film lub grę komputerową. Wraz z upływem czasu bohaterowie stają przed coraz trudniejszymi wyzwaniami, napięcie wzrasta, a wraz z nim ryzyko śmierci. Kto ujdzie cało z tej wyprawy i dotrze na upragniony szczyt?
Bez tchu to książka dla osób, które w przytulnym, ciepłym zaciszu miękkiej kanapy lubią podróżować palcem po mapie lub szukać wśród bohaterów powieści tajemniczego zabójcy. Powieść Amy McCulloch to jednak – mimo kilku ładnych obrazów gór – przede wszystkim szybka, niezobowiązująca rozrywka, która raczej nie zapadnie nikomu na długo w pamięć.
Trzymający w napięciu thriller autorki Bez tchu. Olivia od zawsze chciała przeżyć mroźną noc na Antarktydzie. Nie sądziła, że będzie miała okazję...
Może na górze nie było mordercy. Ale na pewno był tu złodziej.
Mówią, że zimno służy organizmowi - wystarczy zanurzyć się w lodowatej wodzie. W małych dawkach wyostrza umysł, zatrzymuje, a nawet odwraca postęp demencji. Wzmacnia układ odpornościowy. Pozbawia czucia. I podobno nie sprawia bólu. Ale Cecily miała wrażenie, jakby wbijały się w nią tysiące maleńkich igieł.
Więcej