Każdy, kto choć raz odwiedził w wakacje leśne tereny z jeziorami, zapewne zna klimat letniska, niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju! Tak odpoczywali niegdyś przedstawiciele starszego pokolenia i właśnie do tych wspomnień nawiązuje Marzena Orczyk-Wiczkowska, która w mistrzowski sposób pozwala poczuć letni skwar we wczasowisku Basiula, bezlitosne kłucie komarów i pozorną beztroskę tego miejsca.
Lata 30. XX wieku, policjantka Barbara Raszewska pod przykrywką jedzie do przedwojennego letniska Basiula. Ma zbadać serię kradzieży, ale przy okazji odpocząć i zregenerować siły. Trzeba przyznać, że bohaterka doświadczyła wielu głębokich traum, które uczyniły z niej osobę wycofaną i powściągliwą. Otacza ją aura pewnej tajemniczości. Jako letniczka, Barbara daje się poznać, ale bardzo powierzchownie. Mimo to jest lubiana i szybko integruje się z innymi.
Barbara, pogrążona w zastygłej atmosferze wczasowiska, musi nieco mocniej skupić się na sobie. Cierpi na bezsenność, a kiedy przychodzi sen, dręczą ją dziwne wizje. Chce czy nie, wracają do niej wspomnienia. Praca staje się więc niejako drugim planem.
Tymczasem życie towarzyskie w Basiuli kwitnie. Wczasowicze korzystają z zabiegów, organizują sobie rozrywki (na przykład seanse spirytystyczne), odwiedzają cygański tabor, rozmawiają. Nie wiedzą, że są pod czujną obserwacją policjantki, która szybko odkrywa, że nikt nie jest krystalicznie czysty. Kto wobec tego dopuszcza się kradzieży? I kim tak naprawdę jest duchowny Huszny, właściciel pensjonatu, którego wszyscy uważają za uzdrowiciela?
Marzena Orczyk-Wiczkowska wije swoją narrację z wprawą i czułością. Każdy akapit wydaje się być unurzany w swobodnym, leniwym klimacie polskiego lata. Niemal słychać brzęczenie komarów i czuć zapach słońca, które wtapia się w bujną roślinność i odbija się od tafli jeziora. Nic dziwnego, skoro autorka jest także poetką. Basiula nie jest jednak „senną“ powieścią. Wręcz przeciwnie, akcja toczy się żwawo, a duża liczba bohaterów sprawia, że możemy obserwować przeróżne, barwne osobowości. Nie da się też ukryć, że lata 30. XX wieku mają w sobie jakąś magię. Nęcą, koją, zachwycają. Łatwo dać się złapać w pułapkę myślenia, że w tamtych czasach życie było spokojne i sielskie. Jak pokazuje historia Barbary – wcale nie!
Basiula to przyjemna, literacka uczta, dosyć wysublimowana, ale też lekka. Myślę, że w lecie przywoła tęsknotę za wyjazdem na weekend do domku na Mazurach, a zimą będzie przypominać o ukochanych, wymarzonych wakacjach z dala od cywilizacji. Jednocześnie sama Barbara jako złożona i fascynująca postać będzie stanowiła zagadkę dla czytelnika. Polecam więc wszystkim, bo to proza obyczajowa wyjątkowo uniwersalna i świetnie napisana. Czysta radość czytania!
Klatka” jest zbiorem opowiadań, z których każde funkcjonuje jako osobna historia, jednak można ją czytać jak jedną opowieść, spojoną nie linearną...
Strzemieszyce Wielkie to miejsce, gdzie wszystko może się wydarzyć. Tutaj mieszkają Jolanta i Janusz Łapkowie, małżeństwo pięćdziesięciolatków....