ZUS – Złodziejstwo Ustawowo u(S)ankcjonowane
Data: 2009-03-05 22:54:18Nie na darmo więc Kościół Katolicki do XVII wieku zabraniał się ubezpieczać, twierdząc, że jest to przejawem grzesznego sprzeciwiania się woli bożej. A trzeba pamiętać, że ta instytucja, jak żadna inna wie, co robi. I na kobiecej naturze zna się najlepiej. Bo ksiądz i niewiasta z jednego są przecież ciasta.
Najgorsze jednak w ubezpieczeniach społecznych nie jest to, że są... Ale to, że są obowiązkowe. Warto zastanowić się bowiem nad faktem, że już sam przymus obowiązkowego ubezpieczenia się powinien trafić pod lupę jako podejrzany, podstępny i w gruncie rzeczy niekorzystny. Jaki byłby bowiem sens zmuszania kogokolwiek do czegoś, co jest korzystne dla niego? Niech nikt nie próbuje mi wmówić, że płacimy z przyjemnością podatki, bo rozedrę się na całe gardło, że jesteście zwykłymi hipokrytami. I niech nikt nie mówi mi, że jak ktoś zupełnie za darmo da mi 100 zł, powiem mu: wal się!
Nie jestem aż tak głupi. Dlatego ubezpieczenie społecznie mnie drażnią. Bo gdyby były dla mnie dobre, sam bym się ubezpieczył. Dobrowolnie. Roztropnie i przewidująco. Ale nie są, a muszę składkę płacić... Najgorsze jest to, że jest to jeden z najbardziej wyrafinowanych rodzajów hazardu, a tego też akurat bardzo nie lubię. Bo emerytura to nic innego jak zakład.
Wyjaśnię to na przykładzie. Grupa, powiedzmy 1000 ludzi, co miesiąc rzuca przez dziesiątki lat do jednej skarbonki składkę. Co jakiś czas jednak, systematycznie ten początkowy 1000 robi się coraz bardziej szczerbaty, bo część z hazardzistów nie wytrzymuje presji. Przestają płacić na skutek stężenia pośmiertnego, które uniemożliwia wrzucanie monet do skarbonki. Gra jednak toczy się dalej. Zasady są proste - trzeba tak długo wrzucać talary do dziurki, aż 98% początkowych graczy strzeli kopytami w kalendarz. Wygrywa zaś ten, który pozostanie z 1000 ostatni. I teoretycznie powinien dostać Grand Prix. Jednak po pierwsze, nie dostaje najwięcej, ale tylko tyle, że może sobie kupić Apap, litr niegazowanej wody mineralnej i suchy chleb. Po drugie, Złotym Lwem, na pewno nie będzie się cieszył zbyt długo... Więc gdzie jest reszta tej całej kasy?
Smutne. Ale niestety prawdziwe. Nikt z nas nie może odmówić składki emerytalnej, nikt nie zna wieku w którym na emeryturę przejdzie, bo państwo żongluje nim jak tylko mu się podoba i nikt nie wie ile tej emerytury dostanie. A najgorsze jest, że już naprawdę nikt z nas nie wie, czy emerytury dożyje... Pieniądze ze składek emerytalnych naszych dziadów, powinny trafić do naszych ojców, a ich składki powinny pokryć wydatki państwa na nasze emerytury. Tyle, że rządy już dawno te pieniądze przeżarły, przepiły i przebalowały na bezkarnym od immunitetu rauszu z dziwkami, w kasynach i na delegacjach i na bezsensownych wojnach. Teraz ja płacę na swojego ojca, nie mając pewności, że sam dożyję 33 lat mnie mówiąc już o 65 latach. Najgorsze przy tym jest to, że kto czytał "Paragraf 22" Josepha Hellera, szybko zda sobie sprawę, że fabuła ZUS-u nie jest literacką fikcją, ale potwornym w swym okrucieństwie realnym światem powszechnych ubezpieczeń społecznych. Inaczej - złodziejstwo ustawowo u(s)ankcjonowane, w skrócie ZUS.
Bo, nikt - absolutnie nikt, nie może dać mi gwarancji, że w wieku 65 lat nie zostanie podniesiony wiek emerytalny do, powiedzmy 86 lat. Warto przy tym pamiętać, że średnia długość życia mężczyzny w Polsce w roku 2000 wynosiła 69,8 lat, zatem teoretycznie niecałe 5 lat mogę brać emeryturę, a składkę płacić przez... Przynajmniej 40! Tyle, że połowa mężczyzn w naszym kraju nie dożywa wielu emerytalnego.
No dobra, tu wychodzi nieprzyjemny zgrzyt damsko męski. Kobiety średnio odchodzą o ponad 8 lat później, ale na emeryturę o 5 lat wcześniej. Why? Pytam, skoro nawet naukowcy dowiedli, że mają silniejsze organizmy. Nie bójmy się mówić o tym, nie przemilczajmy faktów. Nie było nigdy żadnego równouprawnienia i cała ta paplanina o puszczaniu kobiet w drzwiach napawa mnie obrzydzeniem. Skupmy się lepiej na naszych pieniądzach i wydawajmy je razem z kobietami, wszak tak jest przecież znacznie przyjemniej. A my zamiast wydawać, płacimy, płacimy... Wszystko po to, aby z resztek biesiadnego stołu posłów, senatorów, ministrów i wojewodów oraz wszelkiej maści pasożytniczych biurokratów nie wystarczyło na zwykłe życie dla uczciwych ludzi pracujących całe życie. Jeśli na swoje nieszczęście dożyją.
Ktoś powie, no tak ale, ale... Składki płacisz mniej. Tak? A przez 40 lat, co można zrobić z pieniędzmi moimi i wszystkich tych, którzy umarli na miesiąc przed przejściem na emeryturę? Jak można je mnożyć, inwestować i lokować aby było ich więcej? Pobawmy się więc w uproszczoną matematykę:
Zarabiam w tej chwili 2000 zł. Ponad 25% pochłaniają moje składki na ubezpieczeni społeczne. A zatem 500 zł. Przez 40 lat płacenia składek uzbieram przynajmniej 240 000 zł. Bez inflacji, bez procentów z lokat i ewentualnych zysków funduszy, obligacji i wszystkich innych dupereli, które nam rachunki skomplikują. 240 000 zł pozwoli mi, na comiesięczną emeryturę w wysokości 1666,66 zł do 75 roku życia. Nie jest tak źle.
Ale jeśli wziąć pod uwagę duperele, które nam wszystko komplikują jest trochę inaczej. Bo jeśli 240 000 jakiś lichwą podszyty bank, zgodzi mi się teraz pożyczyć, to oddać będę musiał przynajmniej 600 000. A taka suma daje mi mojej wyśnionej teoretycznej emerytury 5 000 zł miesięcznie. I kto tu jest złodziejem???
---
Aleksander Sowa
www.wydawca.net