Zabójstw nie dokonuje się ot, tak. Wywiad z Karoliną Monkiewicz-Święcicką

Data: 2013-11-18 13:01:31 Autor: Justyna Gul
udostępnij Tweet

J.G.: Przeprowadzała Pani kilka lat temu wywiad z psychoterapeutą Bertem Hellingerem, postacią znaną i dość kontrowersyjną. Czy już wówczas pojawił się pomysł wykorzystania „ustawień hellingerowskich" w książce?

Polski agent Berta Hellingera zaproponował mi udział w terapii ustawień rodzinnych, mówiąc, że bez tego nie zrozumiem fenomenu tej metody i zrobię kiepski wywiad. Wzięłam więc w niej udział, teoretycznie jako obserwator, a skończyło się na udziale w ustawieniu. Widziałam zblazowanych ludzi, którzy zaczynali płakać, nieśmiałe zahukane osoby, które krzyczały na swoich wyimaginowanych rodziców... Byłam pod takim wrażeniem, ze z miejsca pomyślałam: to świetny punkt wyjścia do książki. Minęło jednak kilka lat, by ten pomysł znalazł ujście w mojej historii.

J.G.: Nie obawiała się Pani fali sprzeciwu czytelników i przeciwników Hellingera? O. Aleksander Posacki twierdził na przykład, że metoda ta jest: niebezpieczna i ma wyraźnie cechy antychrześcijańskie.

Nie oceniam tej metody jako psychoterapii, nie wiem, jakie są jej efekty, o to należałoby spytać po kilku latach tych, którzy ustawiali swoją rodzinę. Bert Hellinger został wykluczony ze wszelkich stowarzyszeń psychologicznych i ja się z tym nie kłócę. Słyszałam także opinie wierzących, że osoby, które kiedykolwiek wzięły udział w takim ustawieniu, powinny poddać się egzorcyzmom. Tego też nie oceniam. Dla mnie jest to po prostu kanwa, na której utkałam moją powieść. Na żywo wygląda to jak psychologiczne kino akcji i wyłącznie ten aspekt mnie interesował. 

J.G.: Skąd pomysł na powrót do przeszłości i tak bardzo skomplikowane losy bohaterów? Nie prościej było szukać problemów Renaty i Anieli w alkoholizmie przodków czy zabójstwie w afekcie? U Pani pojawia się mroźna Syberia…

Alkoholizm zawsze wynika z czegoś, a zabójstw nie dokonuje się ot, tak. Za kazdym uczynkiem stoi jakaś historia, one nie biorą się z powietrza. Mnie fascynują zależności, mechanizmy, powielane wzorce. Mroźna Syberia pojawiła się, bo pojawiła się także w historii mojej własnej rodziny, choć nikt nikogo nie zabił.

J.G.: Właśnie - Pani dziadek był zesłańcem, pisał również pamiętniki. Czy opisywane na łamach książki wydarzenia mające miejsce w rejonie Mańskim to echo przeżyć dziadka? Czy inspirowała się Pani jego wspomnieniami, czy też zachowuje Pani ten materiał na kolejną książkę?

Fragmenty pamiętnika w Tańcu z przeszłością to przetworzony autentyczny pamiętnik mojego dziadka, więc został już „skonsumowany” na potrzeby książki. Potrzebna mi była prawdziwa otoczka dla wydarzeń, więc zachowałam wiele fragmentów bez zmian: prawdziwa jest historia o wielotygodniowej podróży pociągiem, o niedźwiedziu, o wypadku podczas spływu, o przerazajacym zimnie i o dzikich koniach biegających samopas. Reszta to fikcja. Dziadek te wspomnienia spisał na starość, ale słuchaliśmy jego opowieści jako dzieci, podziwialiśmy także bliznę na czole mojego taty po końskim kopycie, więc jak najbardziej była to inspiracja.

Wszystkie postaci i kryminalne wątki zostały wymyślone przeze mnie. Pamiętam z opowieści z dzieciństwa, że na Syberii właściwie nie było przestępstw czy złodziejstwa. Członkowie społeczności byli na siebie skazani, ktoś, kto zachowałby się w sposób wykluczający go z grupy, wydałby sam na siebie wyrok śmierci - po prostu życie w pojedynkę było tam niemożliwe.

J.G.: Renata po śmierci swojej matki zaczyna się jakby na nowo odradzać. Wierzy Pani, że taka zmiana jest możliwa w każdym wieku? Że nigdy nie jest za późno na realizację pasji, nawet, jeśli to wiąże się z obleczeniem ciała w trykot? 

Postać Renaty jest zainspirowana panią w wieku mocno emerytalnym, którą spotkałam kiedyś na zajęciach baletu. Nie miała pieniędzy na modny strój, miała chory kręgosłup, a mimo to chodziła na te zajecia, bo spełniała swoje marzenie z młodości. Jak najbardziej myślę, ze nigdy nie jest za późno. Mam nadzieję, że będę kiedyś zwariowaną staruszką. Nie warto wszystkiego robić na raz - życie jest długie i warto mieć je ciekawe do końca.

J.G.: W przypadku Renaty to wychodzenie ze skorupy jest całym procesem. Dlaczego tak niewiele osób jest w stanie konstruktywnie poradzić sobie z traumą, z żałobą, z głęboko ukrytym żalem? Czy „ustawienia” są dla nich jedyną drogą ku zmianie?

Jak już mówiłam, nie wiem czy metoda ustawień jest dobrą drogą jako terapia. Na pewno jest wstrząsajacym przeżyciem, ale nie wiem, na ile trwałe są jego skutki. Ja myślę, że jest wprost przeciwnie - wiele osób radzi sobie z traumami, okropnymi przeżyciami, żalem, uczy się zyć na nowo, zmienia swoją drogę lub akceptuje ją taką, jaka jest. Wystarczy się rozejrzeć dookoła. Czy zna pani wiele osób, których życie jest usłane wyłącznie różami?

J.G.: Pisanie to proces twórczy i inspirujący, ale też wyczerpujący. Szczególnie, kiedy w grę wchodzą tak silne emocje, jak te obecne w powieści Taniec z przeszłością. Nie boi się Pani tych emocji? Nie boi się Pani, że zaczną przytłaczać?

Przytłaczają mnie tylko wtedy, jeśli się od nich nie uwolnię. A uwalniam się właśnie pisząc. Ale nie jest to dla mnie terapia, bo historie, które opisuję, są fantazją, odpowiedzią na pytanie: a co by było gdyby...? Oczywiście, ze czerpię z własnych emocji i „podkradam” historie z otoczenia, ale to raczej nie obciążajace przeżycie, tylko fajna przygoda - skonstruować tak sugestywny świat, by wydawał się rzeczywisty.  

J.G.: W Pani książce jest wątek obyczajowy, sporo psychologii, a nawet nieśmiałe uczucie do muzykalnego sąsiada. Ale pojawia się również detektyw i sprawa zaginionych na Mokotowie ludzi. Czy to inklinacje do kolejnej powieści, tym razem sensacyjnej, czy wyłącznie pomysł na zaakcentowanie ustawień i makabryczny koniec cyklu?

Miałam obawy, że bez wątku kryminalnego z główną bohaterką w postaci starszej pani, której życie jest dosyć beznadziejne, historia stanie się zbyt nudna. Pomysł na wątek kryminalny wskoczył mi do głowy dosyć spontanicznie: podczas biegania zimą po ogródkach działkowych. Następna książka także ma być lekko kryminalna, ale wątki będą już zupełnie inne.

J.G.: Podobnie jak w Lalkach, tak i w najnowszej Pani książce pomiędzy karty książki wkrada się mrok i zgnilizna ludzkiej duszy. Interesują Panią obsesje? Dewiacje? Czy raczej człowieka traktuje pani holistycznie, szukając nie tylko słabości, ale i ich przyczyn?

Bardzo mnie ciekawią mroczne strony ludzkiej duszy. To, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami, w czterech ścianach, i w umyśle człowieka. Myslę, że ludzie z natury są dobrzy, ale mają silne ciągoty ku złemu, a także ku rzeczom nadprzyrodzonym, niewyjaśnialnym - a im ciężej im w życiu, tym chętniej zwracają się w tym kierunku. Często patrzę na przechodniów, takich porządnie i nudno wyglądających, i zastanawiam się, jakie mają tajemnice, do czego byliby zdolni? Swiat jest pełen dziwaków przebranych za "normalsów". A każde dziwactwo z czegoś wynika. Jeśli chce się pokazać te dziwactwa w książce w sposób przekonujący, trzeba też pokazać, z czego mogły się wziąć.

J.G.: Jak rozpoczęła się Pani przygoda z pisaniem książek? Jest Pani również współautorką książki Wskazówki. Poradnik na czas przełomu. Jak doszło do tej niezwykłej współpracy z Jackiem Santorskim?

Przeprowadziłam wywiad z Jackiem Santorskim dla jednej z gazet. Po kilku tygodniach zadzwonił do mnie i zaproponował mi napisanie książki. To było bardzo miłe doświadczenie. I pokazało mi także, ze napisanie książki jest jak bułka z masłem. Mieliśmy mało czasu, bo byłam wówczas w szóstym miesiącu ciąży z moim trzecim dzieckiem i wiedziałam, że jeśli nie wyrobię się w te trzy miesiące, to klapa. Omówiliśmy zarys tematyki, stworzyliśmy plan ksiażki i harmonogram, po czym ruszyliśmy z kopyta, trzymając się ustaleń z żelazną konsekwencją. Myślę, że to dzięki tej współpracy zobaczyłam, ze można traktować pisanie bardziej rzemieślniczo niż artystycznie, za co jestem wdzięczna Jackowi Santorskiemu.

J.G.: Jako biblioterapeuta musze zapytać – skąd pomysł na zbiór bajek terapeutycznych Baśniowe Mikstury. To propozycja złożona przez wydawnictwo, czy też pojawił się inny bodziec do stworzenia „bajek-pomagajek”?

Tytuł jest mojego autorstwa, o ile pamiętam, a bajeczki powstały wcześniej, nie na zamówienie. Pierwszą bajkę napisałam dla mojej najstarszej córeczki - miała bardzo ciężkie doświadczenie przed sobą, a ja nie wiedziałam, jak mogłabym jej pomóc. Każdy walczy tak, jak umie - ja umiem pisać, więc postanowiłam nauczyć się pisać bajki terapeutyczne. Potem pisałam dla innych moich dzieci i dla dzieci znajomych. Pomysł, by bajki te wydać, pojawił się przez przypadek - znajoma poleciła mi wydawnictwo, wysłałam im bajki z propozycją ich wydania, a oni się zainteresowali.

J.G.: Jest Pani ponoć socjologiem i tłumaczką z wykształcenia, dziennikarką z zawodu, a pisarką z zamiłowania. Który z tych obszarów dominuje w Pani życiu? A może wzajemnie się uzupełniają?

Sądzę, że minął już czas, kiedy człowiek dysponował konkretnym wykształceniem i określał się jednym słowem jako dziennikarz, socjolog, albo ekonomista czy informatyk. Taki system stał się zbyt jednowymiarowy. Żyjemy w takich trochę "czasach renesansu" - a może to jest właśnie owa płynna rzeczywistość, o której pisze Zygmunt Bauman - różne doswiadczenia mieszają się w naszym cv i tworzą mieszankę unikalną, a my w danym momencie wybieramy to co najistotniejsze, jednak cała reszta wciąż w nas tkwi? Mamy przecież  prawniczki, które zaczynają projektować buty, sprzedawców, którzy kupują ciężarówki i zaczynają prowadzić budowy, informatyków, którzy zakładają kawiarnie... 

Jeśli miałabym  okreslić się jednym słowem, byłoby mi trudno. Wstydzę się powiedzieć o sobie, że jestem pisarką, bo dla mnie pisarzem jest Stanisław Lem, Olga Tokarczuk czy Joanna Chmielewska, ale na pewno ten „instynkt pisania”, to coś, co drzemie w niektórych, raz obudzone, zawsze już pozostaje w stanie czujności. I ja tak mam. Jednak bez zaplecza w postaci innych moich doswiadczeń byłabym zupełnie innym człowiekiem.

J.G.: Ale kolejną książkę już Pani przygotowuje?

Tak, chciałabym tylko mieć więcej czasu. Chodzi mi po głowie bardzo ciekawa historia, jestem już w momencie jej wykluwania, a nie mam kiedy jej napisać. Chciałabym, żeby to była piękna, długa zima, żeby mąż był zapracowany i nie chciał spędzać wspólnych wieczorów, by artykuły same się pisały, dzieci same się żywiły i zaprowadzały do szkoły, kot po sobie sprzątał i gotował obiady. Ja mogłabym wtedy pisać, pisać i pisać... 

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Avatar uĹźytkownika - takahe
takahe
Dodany: 2014-02-06 16:27:15
0 +-
świetny wywiad :) czekam na kolejną książkę

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Zmiana klimatu
Karina Kozikowska-Ulmanen
Zmiana klimatu
Pokaż wszystkie recenzje