Sztuka w służbie lewaków - Relacja z wystawy "Bad News"
Data: 2006-05-25 15:23:21“Bad news”, czyli złe wiadomości. To tytuł oddający treść pokazu, bo wiadomości naprawdę są złe. Zaprezentowano dowód klęski – przede wszystkim myślowej, ale też warsztatowej. To pierwsza zła wiadomość. Druga jest jeszcze gorsza: tego typu porażki mogą spaczać wyobrażenie na temat sztuki współczesnej.
Wystawa “Bad news” w bytomskiej galerii “Kronika” ma pokazywać historię i karierę złych informacji w mediach i powszechnej świadomości. Spróbujmy opisać ekspozycję, pomijając fakt, iż podczas jej wernisażu prezentowano obrażający uczucia religijne fotomontaż. To, że te złe wiadomości robią lepszą karierę – nie jest żadną rewelacją. Już poczciwy poeta Jan Twardowski pisał, że zło jest atrakcyjne, a dobro zwyczajne. Co proponuje nam ekspozycja? Niewiele ponad kilka dawnych zdartych banałów.
Najbardziej denerwujące są te, których autorzy pokazują nam skrajnie uproszczony, a przy okazji nieprawdziwy, już nawet nie lewicowy, a lewacki obraz świata. Klinicznym przykładem jest tutaj praca portugalskiej autorki Carli Cruz, pokazującej w formie prymitywnego komiksu historię ropy naftowej. Cruz streszcza ją w jednym zdaniu “Historia ropy naftowej jest historią imperializmu”, a następnie ilustruje ją w sposób, przypominający propagandę najgłębszego stalinizmu. Nie chodzi tylko o hasła w stylu “Spóźniona nacjonalizacja – wyniszczająca globalizacja”, ale również o obraz świata, dający się zamknąć w następującej formule: amerykański imperializm = brudne petrodolary = wyzysk i przemoc. Poza ten schemat autorka nie wyjdzie, więc chyba nie sposób z nią polemizować, zwracając uwagę, iż ropa naftowa jako paliwo, to także chociażby historia mostu powietrznego do odciętego przez Sowietów od wszelkiego zaopatrzenia Berlina Zachodniego.
"Poezja jako miejsce na ziemi" - Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki
Ale takie drobnostki nie obchodzą lewicujących artystów Europy Zachodniej, dla których sensem życia stał się antyamerykanizm, obsesyjna walka z prezydentem Bushem i patrzenie na świat przez pryzmat założonych czerwonych okularów. Część zachodniego świata artystycznego żyje tak jakby świat zatrzymał się w 1968 roku, a marksizm nie został skompromitowany w teorii i praktyce. Pokazywanie z pełnym nabożeństwem ich dzieł w bytomskiej galerii – świadczyć może tylko albo porażającym braku samodzielnego myślenia, albo o zapadnięciu na tę samą lewacką obsesję. A najprawdopodobniej – o jednym i o drugim na raz.
Porzućmy jednak konteksty polityczne. Bo tutaj ktoś może podjąć dyskusję i bronić tych przesłań. Tymczasem jeszcze gorzej w sferze czysto artystycznej. Realizacja wideo “Mondo veneziano” to nic innego jak podręcznikowa wręcz prezentacja na temat: Co to jest postmodernizm? Świat jest biblioteką – taką definicję stworzyli postmoderniści. Na prezentacji w “Kronice” dojść możemy do wniosku, że (wyjąwszy ciekawy koncept stworzenia “sztucznej” Wenecji), że postmoderniści z bibliotek tych potrafią korzystać tylko po to, by tworzyć neodadaistyczny bełkot.
Z kolei reklamowana instalacja “Czarny wrzesień” tak naprawdę cofa doświadczenia sztuki o jakieś 17 tysięcy lat. Oto bowiem autor zrekonstruował wygląd pokoi zamieszkałych przez izraelskich sportowców w wiosce olimpijskiej w Monachium po ataku na nich arabskich terrorystów. Ponoć ma być wstrząsające. Ale raczej jest niepotrzebne. Sztuka nie ma za zadanie falsyfikować rzeczywistości, tworzyć jej kopii, lecz metaforyzować rzeczywistość, powoływać do życia jej uniwersalne symbole, uogólnienia tworzące nową jakość. Autor instalacji “Czarny wrzesień” zachował się dokładnie tak jak jaskiniowcy z Lascaux – skopiował jakiś fragment życia (scenerię wydarzenia) swojej epoki. Wrócił do czasu, kiedy nie rozumiano jeszcze, iż sztuka ma kreować, stwarzać, a nie zapisywać. A może zachował się jeszcze gorzej - 17 tysięcy lat temu pierwsi artyści zdawali sobie sprawę, że sztuka powinna posługiwać się innym językiem niż rzeczywistość. Dlatego ochrą na skalnych ścianach malowali bizony, a nie położyli pod tą ścianą martwego bizona. Christopher Draeger nawet w tym doświadczeniu się cofa, każe nam patrzeć na nieprawdziwą “podrobioną” scenerię dramatu, przez co w jakimś sensie dramat ten dewaluuje, bo tak naprawdę sprowadza go do kupy nieprawdziwego śmiecia (w gorszym przypadku) lub przedsięwzięć typu muzeum figur woskowych (w lepszym przypadku).
Ta wystawa może być jakimś doświadczeniem dla kogoś, kto znając wiele przygód sztuki – chce zobaczyć w jakie zaułki zabrnęły jej niektóre współczesne nurty. Ale nic więcej. Kiedy przed każdym z obrazów w galerii malarstwa polskiego Muzeum Górnośląskiego (jakieś 700 metrów od “Kroniki”) stanie człowiek z wykształceniem podstawowym niepełnym – obraz ten będzie go poruszał, oddziaływując na jego odczucia estetyczne. Podobnie poruszy kogoś z wykształceniem uniwersyteckim. Bo sztuka odwołuje się do rzeczy wspólnych ludziom. Eksponaty z “Bad news” mogą tak naprawdę poruszyć (i zostać zrozumiane) tylko przez miłośników sztuki współczesnej, którym na dodatek dyrektor “Kroniki” Sebastian Cichocki wyjaśni o co chodzi. Tzw. sztuka współczesna tworząc jedynie dla odbiorców z własnego, wąskiego grona, pozostając obcą i niezrozumiałą dla ogółu wrażliwych ludzi, zdaje się popełniać grzech podobny do tego, jakiego dopuścił się starotestamentalny mąż o imieniu rozpoczynającym się na literę O. To raczej zła wiadomość.
MARCIN HAŁAŚ
Dodany: 2007-03-01 21:19:10
Dodany: 2006-05-27 11:14:46