Poeci do garów? Czyli odpowiedź-felieton na felieton
Data: 2006-03-20 22:07:48Jak opisać eksterytorialną krainę poezji, niedostępną zwykłym zjadaczom chleba, zamieszkaną na stałe jedynie przez wybranych? Jak przekazać ulotne, kruche piękno tego uduchowionego świata? Kiedy zachwyt nad relacjami z poetyckich terenów przemienia się w chęć przekładania efektów natchnienia na język przyziemny, dochodzi do bezlitosnego zabijania poezji. Nieznane i trwogą napełniające, niezrozumiałe twory wyobraźni najłatwiej wytłumaczyć per analogiam za pomocą doświadczeń zmysłowych. Tylko że w odniesieniu do poezji Marcina Hałasia wszelkie odwołania kulinarne tracą sens. Dlaczego? Powodów jest co najmniej kilka. Postaram się je wymienić.
Po pierwsze – widmo schematycznej książki kucharskiej. Hałaś jako kucharz tworzyłby bezustannie nowe potrawy. Czasem wymyślałby serie dań, opartych na jednym składniku, przy czym tylko wytrawni smakosze mogliby rozpoznać wspólny element serwowanych arcydzieł kulinarnych. Innym razem wracałby do starych receptur tylko po to, by je zmodyfikować. Niekiedy na bazie sprawdzonych przepisów gotowałby zupełnie nowe dania. Kucharz może skorzystać z gotowych formuł. Hałaś jest od tego daleki. W zasadzie, nikt mu nie zabroni podpierania się wzorcami i schematami. Ale on sam daleki jest od stosowania podobnych, odtwórczych działań. Poza tym – o ile udaną potrawę da się odtworzyć na podstawie istniejących przepisów, o tyle arcydzielnego wiersza nie powtórzy się dzięki zastosowaniu identycznych chwytów.
Po drugie – głód można zaspokoić. Niezależnie od rozmiaru naszego apetytu, od smaku potraw, kiedyś nastąpi w konsumpcji taki moment, po którym nie będziemy już w stanie przełknąć ani jednego kęsa. Z poezją Hałasia jest zupełnie inaczej. Nie można się nią przejeść. Bez względu na ilość przeczytanych wierszy (ba, bez względu na ilość powtórzeń lektury) nie osiągnie się stanu zaspokojenia głodu. Przeciwnie – zawsze pozostanie niedosyt, chęć powrotu i ponownego spotkania z tą poezją. Jako kucharz, Hałaś byłby skompromitowany – jego dania, smaczne i pięknie podane, zamiast sycić, wywoływałyby jeszcze większy głód. Choć może znalazłby pracę jako szef kuchni w każdej restauracji? Rzecz do rozpatrzenia.
"Kuchnia włoska bez granic" - Giancarlo Russo
Po trzecie – kucharz, żeby mógł zrobić karierę, powinien podporządkowywać menu żądaniom odbiorców. Hałaś nie zamierza przygotowywać potraw oczekiwanych przez konsumentów. Nie pisze wierszy „pod publiczkę”, trzyma się własnych pomysłów. Nie kieruje się potrzebą schlebiania masowym gustom. Talent Hałasia nie zostanie zduszony przez konieczność zaspokajania potrzeb klientów-czytelników. Specjaliści od marketingu powinni załamać ręce. Hałasia podporządkować się nie da.
Po czwarte - w kuchni zawsze coś może się przypalić. W poetyckiej „kuchni” Hałasia nie zdarza się to nigdy. Poeta mistrzowsko operuje żywiołami, panuje nad wszelkimi czynnikami, składającymi się na niepowtarzalny smak jego wierszy. Nie ma obaw, że coś się nie uda. Utwory Hałasia są zawsze dopracowane i przemyślane w najdrobniejszych szczegółach. Zamknięcie emocji i uczuć w formę wiersza okiełzna trochę wyobraźnię, ale też jej nie zdusi i pozostawi poczucie wolności.
Po piąte – co pośrednio wynika z poprzedniego punktu – Hałaś nie pozostawia po sobie brudnych garnków. O procesie powstawania wierszy wie tylko on sam. Nikt raczej nie dostąpi zaszczytu obejrzenia aktu twórczego. W zasadzie to proste skojarzenie prowadzi do punktu szóstego.
Po szóste zatem – wspomnieć trzeba, że pisanie wierszy, w odróżnieniu od gotowania, nie jest czynnością medialną. Pascal Brodnicki może – choćby przy obieraniu ziemniaków – snuć rozmaite opowieści, błaznować, popisywać się. Hałaś nie. W Odczycie Noblowskim, 7.12.1996 Wisława Szymborska stwierdzała: „najgorzej z poetami. Ich praca jest beznadziejnie niefotogeniczna. Człowiek siedzi przy stole albo leży na kanapie, wpatruje się nieruchomym wzrokiem w ścianę albo w sufit, od czasu do czasu napisze siedem wersów, z czego jeden po kwadransie skreśli i znów upływa godzina, w której nic się nie dzieje... Jaki widz wytrzymałby oglądanie czegoś takiego?”.
"Poezja jako miejsce na ziemi" - Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki
Ale czy bezduszne prawa rynku mogą zadecydować o ocenie efektów działalności obu panów – kucharza i poety? Wystarczy przecież spojrzeć na rezultaty...
A właśnie – spojrzeć na rezultaty. Ile przetrwa dzieło kucharza? W ostateczności – kilka dni, w dodatku wyłącznie, jeśli posiada się dobrą lodówkę. Potem zostanie może miłe wspomnienie apetycznego obiadu, może – nagranie z telewizyjnego show... Jeszcze krócej trwać będzie cudowny smak potrawy na podniebieniu. Wiersze Hałasia to nie tylko sposób na unieśmiertelnienie artysty, ale i trwały zapis w historii kultury. Pascal może być twórcą kotleta, który przejdzie do pamięci potomnych w dziedzinie kulinariów. Hałaś zdziała coś więcej.
Gdybym miała porównywać działalność obu panów, zaproponowałabym chyba kompromis – Brodnicki przygotowuje strawę dla ciała. Hałaś – pokarm dla ducha. A co w danym momencie jest dla kogo ważniejsze – zadecydujcie sami.
Dodany: 2006-05-02 01:09:04
Dodany: 2006-04-29 12:07:43
Dodany: 2006-04-26 23:49:38
Dodany: 2006-04-26 23:18:22
Dodany: 2006-04-09 13:22:26
Dodany: 2006-04-09 00:29:47
Dodany: 2006-04-08 21:59:41
Dodany: 2006-04-07 11:16:39
Dodany: 2006-04-07 09:43:24
Dodany: 2006-04-06 21:54:21
Dodany: 2006-04-06 16:09:40
Dodany: 2006-04-05 22:19:57
Dodany: 2006-04-04 22:30:50
Dodany: 2006-04-04 21:46:34
Dodany: 2006-04-04 14:12:21
Dodany: 2006-04-03 22:50:58
Dodany: 2006-04-03 21:53:06
Dodany: 2006-04-03 21:52:04
Dodany: 2006-04-03 00:20:04
Dodany: 2006-04-03 00:09:36