Strajk Konduktorów Bytomskiej komunikacji - Komentarz o KDK
Data: 2006-08-08 11:07:04Jak dziś pamiętam moją rozmowę z kolegą, chwilę po rozpoczęciu strajku konduktorów Bytomskiej komunikacji. Z wielką uwagą przyglądałem się całej sprawie i w chwili kiedy Bytom otwarcie doprowadził do konfrontacji, wiedziałem że będzie źle... Powiedziałem wtedy do kolegi (jadąc w autobusie) : "...mam nadzieję, że się mylę, ale ci ludzie będą płakać. Mrówka nie kopie bezkarnie słonia po kostkach".
Wiem, że nie wszyscy mają to szczęście żyć w Bytomiu, więc zarysuję kontekst całej sprawy.
Jakiś czas temu gminna spółka komunikacji miejskiej w Bytomiu (PKM Bytom), wprowadziła wraz z Komunalnym Związkiem Komunikacji Górnośląskiego Okręgu przemysłowego (KZK GOP) pilotażowy program dla bezrobotnych. Otrzymywali oni posady konduktorów-bileterów na liniach obsługiwanych przez Bytom. Poczyniono odpowiednie przygotowania - specjalne siedzenia konduktorskie, ubrania służbowe, przenośne kasy fiskalne, legitymacje. Zasadniczo nie zatrudniano na etat, ale na umowę - chodziło o aktywizację zawodową bezrobotnych, których w Bytomiu jest straszliwe 23%.
Początkowe zdziwienie pasażerów, z czasem przerodziło się w zadowolenie - nie musieli biegać do kiosków, czasem zupełnie nie po drodze, a przewoźnik zanotował wybitny spadek "gapowiczów" i wpływów z biletów.
Był jednak problem...
Bytom obsługiwał kilka intratnych linii (w tym 820 Bytom-Katowice), gdzie konduktorzy rzeczywiście sprawdzali się świetnie i bardzo szybko na siebie zarabiali, generując poważne zyski dla spółki i Związku. Wiele jednak linii było delikatnie mówiąc "nierentownych", co w efekcie zaważyło na całościowej ocenie programu.
W PKM Bytom od lat narastała irytacja. Składki płacone do wspólnej kasy KZK były co raz wyższe, sam zaś PKM miał problemy z wymianą taboru, o konkretniejszych inwestycjach nie wspominając. Warunki pracy kierowców także były nienajlepsze (np. tylko tzw. "gołe godziny", podczas gdy w innych gminach stawki były zróżnicowane, już chociażby ze względu na staż, problemem był także brak systemu zmienników, przez co dbałość o tabor także szwankowała). Krótko mówiąc - Bytom czuł się wyzyskiwany i nie chciał utrzymywać biurokratycznego molocha w Katowicach.
Zarząd KZK, jako główny decydent polecił zakończenie programu pilotażowego i zarzucenie projektu, jako nie rentownego w dłuższej perspektywie. Konduktorzy ogłosili strajk. szefostwo PKM ich poparło, a przynajmniej nie wyraziło sprzeciwu... i w tym momencie dramat rozpoczął się naprawę...
"Katowice Slow Travel" - Joanna Soćko
Pech chciał, że to rok wyborów samorządowych. Aktualnie rządzący, oraz ci do rządzenia pretendujący zacierali ręce. Oto pojawia się PROBLEM i nie trzeba szukać ZŁEGO, gdyż on nasuwa się sam (chciwy KZK), zaś z pokrzywdzonymi miasto całkiem poważnie się solidaryzuje. Tylko upośledzony polityk nie wykorzystałby tej sytuacji i nie próbował stanąć na czele pokrzywdzonych w glorii męża opatrznościowego i obrońcy. Nie wspominając o kwestiach czysto arytmetycznych - konduktorów było ponad 200, do tego ich rodziny, znajomi, sąsiedzi...
I tak Rada Miejska grzmiała w obronie "naszych", zaś do tej pory, prawie na pewno przegrany w kolejnych wyborach prezydent Wojcik, nabiera wiatr w żagle. Politycy opozycyjni także starali się znaleźć swoje miejsce na szańcach tej batalii, ale pan Wójcik ich zdeklasował. Jego porywające mowy odniosły skutek - konduktorzy schowali się pod jego skrzydła.
Radni zapowiadają więc wyjście Bytomia z KZK – wszak PKM da sobie rade sam. Prezydent Wójcik rozpoczyna kampanię, walcząc o konduktorów jak lew. Propozycje ugody wysuwane przez KZK, są pogardliwie odrzucane ( skądinąd było one całkiem znośne –min. przyjęcie ok. 170 osób na posady kontrolerów)
Chyba już wtedy planowałem napisanie tego artykułu... uważnie słuchałem wszystkiego co się mówiło w tej kwestii. Zwłaszcza, co miał do powiedzenia Pan Prezydent.
Do jednego z programów radiowych, zaproszono właśnie Wójcika, a także przedstawiciela KZK, oraz prezydenta Gliwic (lub Chorzowa, nie pamiętam już, przepraszam) . Cel jasny - dyskusja na gorący temat konfliktu PKM Bytom - reszta świata. Na własne uszy słyszałem i wyryłem sobie w pamięci jak Wójcik nie ustępuje ani o cal, wyśmiewając propozycje ugodowe KZK i nie przyjmując do wiadomości opinii prezydenta Gliwic, że linie w jego mieście obsługiwane przez Bytom to wstyd i tragedia. Dawał tym samym subtelnie znać, że być może wieści o bytomskiej sile i samowystarczalności są z lekka przesadzone. W końcu stało się. PKM oficjalnie zignorował zalecenia KZK ad. konduktorów. Rozpoczęła się kuriozalna batalia, gdzie ofiarami byli głownie pasażerowie.
"Katowice między wojnami. Miasto i jego sprawy 1922-1939" - Wojciech Janota
Początkowo doszło do absurdów w kwestii biletów.
KZK oficjalnie uznał bilety z kas fiskalnych konduktorów za nielegalne, gdyż dla Związku już nie pracują. Bytom jednak chwilę po zwolnieniu w imieniu KZK, przyjął ich do pracy ( na etat!) w imieniu Bytomia. Skutek tego taki, że KZK wysyłał na bytomskie linie szwadrony swoich kontrolerów bezlitośnie wlepiających mandaty za to, że delikwent sekundę wcześniej kupił bilet u konduktora. Na protesty pasażerów KZK odpowiadał wezwaniem by te mandaty zanosić do bytomia i oferował pomoc w składaniu pozwów zbiorowych (a przynajmniej prowokował do tego).
Kolejne kuriozum przekroczyło najśmielsze oczekiwania satyryków. KZK wypowiedział Bytomiowi obsługę WSZYSTKICH linii, wzywając do tak powstałych wakatów autobusy z innych gmin (głównie ze Świerklańca). Tego także Bytom nie przyjął do wiadomości.
Efekt?
Przez bodajże tydzień lub dwa, jeden po drugim jeździły za sobą autobusy Bytomia i KZK, w METROWYCH ODSTĘPACH i o tej samej sygnaturze linii. Jako lokalny patriota jeździłem „naszymi” autobusami i przy okazji obserwowałem nastroje konduktorów. Wtedy chyba zaczęły, nie tylko im, opadać łuski z oczu. Nawet nie wstawali z miejsc by sprzedawać bilety... Potem dowiedziałem się, że wysłali delegację do KZK, i wyrazili chęć przyjęcia ich warunków. Jednak w tej sytuacji, nie mieli żadnej pozycji do negocjacji. KZK przykładnie pokazał Bytomiowi dużego „Kozakieiwicza”.
W końcu stało się – PKM Bytom ogłosił upadłość. W chwili pisania artykułu, pierwsi z 600 zwolnionych otrzymali swoje wypowiedzenia.
Gdy chwilę po oficjalnym komunikacie, czytałem wypowiedź Wójcika, że „to wina konduktorów” i ich „nieugiętego stanowiska”... coś we mnie pękło... hipokryzja w całej swojej bezczelnej esencji...
Mój Komentarz do sytuacji strajku KDK
Kto przy zdrowych zmysłach, choć przez chwilę zakładałby, że JEDNA gmina będzie stawiać warunki Związkowi ponad DWUDZIESTU gmin (w tym ok. 30 przewoźników) i że wypuści on z rak „ot, tak” jedne z intratniejszych linii?!
Jak wielkim trzeba być ignorantem by zakładać, że KZK zrobiłby coś innego, niż niewybredne doprowadzenie do bankructwa niepokornej PKM? I to w nieskomplikowany sposób – arytmetyka prostaka – 20 gmin na pewno ma więcej środków i JEDNA!!!
Pytanie – co zrobią mieszkańcy Bytomia?
Banda nieuczciwych ludzi, która chciała zbić na całym wydarzeniu kapitał polityczny, zrujnowała kapitał największego przedsiębiorstwa w Bytomiu.
600 tragedii w imię własnej pychy , CHRONICZNEJ IGNORANCJI I BRAKU ZDOLNOŚCI ŁĄCZENIA PROSTYCH FAKTÓW.
Raz jeszcze – jaka będzie reakcja bytomian? Czym odpłacą prawdziwie winnym? Wykreślą ich z publicznego życia, czy też oddadzą im, po raz kolejny, ster naszego co raz spektakularnej gasnącego miasta?
Dodany: 2006-08-08 02:09:01