Kołakowski. Wspomnienie i szkic do portretu

Data: 2009-07-17 22:33:13 Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

Czy był wielkim filozofem? Prawdę powiedziawszy - nie wiem, nie jestem wystarczająco kompetentny, by dokonywać jakichkolwiek ocen w tej materii. Bez wątpienia jednak był największym współczesnym popularyzatorem filozofii, mistrzem duchowym inteligencji - szczególnie tej pozostającej blisko lewej strony sceny politycznej, wspaniałym humanistą i myślicielem. Jeśli nawet nie stworzył doktryny, która przeszłaby do historii, to z pewnością jego "Ułamki filozofii", "Miniwykłady o maksisprawach" czy cykl "O co nas pytają wielcy filozofowie" zapiszą się w pamięci kolejnych pokoleń ludzi, dla których spotkania z profesorem Leszkiem Kołakowskim stały się początkiem wielkiej przygody z filozofią.

Odszedł Leszek Kołakowski. W natłoku zdarzeń i wspomnień trudno o prawdziwie dogłębne przyjrzenie się jego życiu, myśli i fenomenowi. Określenia "wielki myśliciel" "najwybitniejszy polski filozof" powtarzane będą i odmieniane na wszystkie sposoby. Sejm uczcił jego pamięć minutą ciszy. Pożegnali go koledzy i przyjaciele z uczelni, żegnają dziennikarze. Żegnamy i my - mniej lub bardziej wierni czytelnicy, słuchacze, uczniowie, widzowie programów, które z jego udziałem realizowano.

Jego życie zaczęło się w 1927 roku w Radomiu. Studiował filozofię na Uniwersytetach Łódzkim i Warszawskim, a jego poglądy kształtowali wielcy świata nauki i filozofii: Kazimierz Ajdukiewicz, Maria Ossowska, Tadeusz Kotarbiński. Wybrał filozofię, jak sam mówił: "żeby mieć fach w ręku!" Z tego czasu - prócz wspomnień świetnego studenta - pozostaje także obraz Kołakowskiego jako człowieka ogromnie towarzyskiego. Przyjaźnił się bardzo z poetką polskiej piosenki - Agnieszką Osiecką, z którą - nawet już po ukończeniu studiów - potrafił błyskawicznie wprosić się na... studniówki. - Zawsze był pełen życia - mówili jego przyjaciele. Ale czy nie da się tego powiedzieć o większości z nas?

Jednak tylko niewielu dostąpiło zaszczytu tak bliskiej współpracy z paryską "Kulturą". Nieliczni - a spośród Polaków naprawdę była to garstka - mieli szansę wykładać na Yale, Berkeley czy w Oxfordzie, z którym profesor Kołakowski związany był na stałe.

Młodość jednak nie była tak piękna. Choć jego praca magisterska dotyczyła prawa natury, a doktorat - filozofii wolności Spinozy, krótko po ukończeniu studiów został niemal wyznawcą marksizmu. Pod koniec 1945 roku wstąpił do PPRu, a w latach 1947-1966 był członkiem PZPRu. Był też kierownikiem katedry marksizmu-leninizmu na Uniwersytecie Warszawskim.

W latach pięćdziesiątych Kołakowski począł odchodzić od doktrynalnego marksizmu, wciąż jednak bliski pozostawał idei socjalizmu.
Wobec ustroju panującego w Polsce nie był bezkrytyczny. Wspominał Bronisław Geremek: "W 1956 roku, bodaj czy nie 1 maja, Kołakowski w sali kominowej na uniwersytecie mówił, czym jest socjalizm. Przyszło mnóstwo ludzi. Najpierw słuchali długiej wyliczanki, czym socjalizm nie jest: państwem, gdzie jest więcej szpiegów niż pielęgniarek i więcej miejsc w więzieniach niż w szpitalach; państwem, gdzie jest się zmuszanym do kłamstwa; państwem, gdzie jest się zmuszanym do kradzieży; państwem, gdzie jest się zmuszanym do zbrodni; państwem, gdzie filozofowie i literaci mówią zawsze to samo co generałowie i ministrowie, ale zawsze po nich; państwem istniejącym aktualnie" itd. "To była część pierwsza. A teraz - słuchajcie uważnie! - przemawiał Kołakowski - powiem wam, czym jest socjalizm". Wtedy w Sali Kominowej zapadło milczenie, a Kołakowski nad głowami słuchających: "Socjalizm jest to ustrój, który... eh!, co tu dużo mówić! Socjalizm jest to naprawdę dobra rzecz"



Wspierał potem obronę Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego, za nieortodoksyjne poglądy w 1966 roku odebrano mu katedrę i usunięto z PZPRu. Po udziale w wydarzeniach Marca 68 stał się już "wrogiem publicznym numer jeden" - musiał wyemigrować, bowiem zakazano mu wykładania i publikowania.

Nie zamilkł. Na kolejnych uczelniach w Kanadzie i USA robił właścicie zawrotną karierę. Łącznie opublikował ponad 400 dzieł, w tym po polsku, w językach angielskim, niemieckim, hiszpańskim, francuskim, włoskim, ale też hebrajskim, holenderskim i w językach skandynawskich.

Jednym z największych dzieł Kołakowskiego jest chyba trzytomowa analiza krytyczna marksizmu "Główne nurty marksizmu. Powstanie, rozwój, rozkład" Kołakowski pokazał, że idee marksistowskie pozostają w pewien sposób aktualne, choć ustrój polityczny, w jakim miały się realizować, był mocno wynaturzony. Można było się z nim zgadzać lub nie - ale wielkiego umysłu, wiedzy i przenikliwości nikt Kołakowskiemu nie mógł odmówić.

Dla wielu intelektualistów olśnieniem okazała się "Obecność mitu", w której Kołakowski jakby zbliżał się do Boga. Czy naprawdę wierzył? Może najlepiej oddaje to anegdota opowiedziana przez ks. Adama Bonieckiego, naczelnego "Tygodnika Powszechnego": Opowiadał mi nieodżałowany Józef Czapski, że i dla niego lektura "Obecności mitu" była wydarzeniem ważnym. Gdy w Maisons-Laffitte zjawił się autor, Józio dopadł go gdzieś i przejęty zapytał: "Panie profesorze, przeczytałem tę książkę i teraz mam tylko jeszcze jedno pytanie, czy Pan Bóg jest, czy Pana Boga nie ma?". Kołakowski - opowiadał Czapski - popatrzył na niego uważnie, położył palec na ustach: "Jest, ale tsss, nie trzeba o tym mówić".

To wiele mówi i o jego poglądach, i o sposobie bycia. Mówił, że jest sceptykiem. Być może po prostu nie otrzymał od Boga łaski wiary. Ale czy na pewno? Może po prostu nie cierpiał patosu i dlatego nie potrafił wprost mówić o Najwyższym, na którego istnienie zapewne miał nadzieję. Samego zaś siebie zawsze traktował z ogromną dozą autoironii i dystansu. Lubił żartować, miał ogromne poczucie humoru - jednak zawsze czynił to w dobrym tonie, z wrodzoną elegancją i lekkością. Nigdy nie traktował siebie z przesadną powagą - i za to wszyscy go kochaliśmy.

Kochaliśmy go, gdy w telewizji wygłaszał "Miniwykłady o maksisprawach" czy mówił, "O co nas pytają wielcy filozofowie". Upraszczał - to prawda. Ale za to - w jakim stylu! Czy można było lepiej, bardziej lapidarnie i zrozumiale ująć wielkość myśli Platona, Kanta czy Sokratesa? Kochaliśmy jego bajki filozoficzne. Kochaliśmy, gdy rozmawiał z diabłem i gdy pytał, czy diabeł może być zbawiony. Uwielbialiśmy jego "Słuszne poglądy na wszystko". W pełni zasłużenie.

Jedną z bardziej osobistych książek wydanych niedawno było "Wśród znajomych. O różnych ludziach mądrych, zacnych, interesujących". Kołakowski był po prostu człowiekiem mądrym, zacnym, interesującym. Był naszym znajomym - z uczelni czy z telewizji. Jeśli filozofia ma zbliżać się do życia - w Leszku Kołakowskim idea ta realizowała się w pełni.

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Katar duszy
Joanna Bartoń
Katar duszy
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Klubowe dziewczyny 2
Ewa Hansen ;
Klubowe dziewczyny 2
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje