Capote. Biografia genialnego potwora
Data: 2021-11-03 07:37:05Capote to bardzo oszczędna, doskonale zrealizowana opowieść o tym, jak z cynicznego, bezdusznego wykorzystywania drugiego człowieka może zrodzić się wielka literatura. Kto z nas nie czytał Śniadania u Tiffany’ego, nie widział filmu, nakręconego na podstawie tej książki lub choćby tylko nie słyszał o niej czy o jej autorze – słynnym Trumanie Capote? Film Bennetta Millera skierowany jest nie tylko do tych, którzy twórczość amerykańskiego pisarza znają „na wyrywki”.
Capote – opis filmu
Capote’a (świetny, na miarę Oscara, Philip Seymour Hoffman) poznajemy już jako uznanego twórcę, zabawiającego towarzystwo powtarzanymi po stokroć anegdotami z życia własnego i sławnych ludzi, których miał okazję poznać. Pisarz histerycznie wręcz pragnie imponować wszystkim wokoło, panicznie bojąc się odrzucenia z powodu specyficznie wysokiego, nieprzyjemnego głosu i otwarcie homoseksualnych manier. Capote jest już jednak głęboko znudzony tym życiem, brak mu świeżości spojrzenia, natchnienia, inspiracji...
Czytaj także: V jak vendetta. Przeciętny film twórców "Matrixa"
Dlatego, gdy w prasie znajduje informację o zamordowaniu na prowincji czteroosobowej rodziny, rzuca się na temat jak przysłowiowa hiena na padlinę, zdecydowany stworzyć studium psychiki zbrodniarza za wszelką cenę. Gdy przybywa do domu pogrzebowego, potrafi otworzyć trumnę, by obejrzeć zwłoki zamordowanych, podając się za dziennikarza, a potem wykorzystując to, że żona prowadzącego śledztwo jest miłośniczką jego twórczości, wyciąga z niego wszystkie niezbędne informacje. Bo właśnie trwające pięć lat zgłębianie tematu stanowi oś fabuły obrazu.
Capote – recenzja filmu
Capote wkrada się także w łaski morderców, dostarczając jednemu z nich książki pornograficzne, z drugim tocząc bardzo długie, głębokie rozmowy o literaturze, wynajmuje adwokata, twierdząc, że robi to po to, by zyskać dla nich ułaskawienie, a w praktyce pragnąc tylko zyskać czas na zebranie materiału do książki. Deklaruje, że ukaże w niej prawdziwą naturę obu mężczyzn, nie zdradzając jednak, że jej tytuł brzmiał będzie „Z zimną krwią”.
Czytaj także: Jan Paweł II. Pełne zbędnego patosu przybliżenie postaci papieża
Nie pozostaje wprawdzie obojętny na wrażliwość jednego z morderców, półkrwi Indianina – Perry’ego Smitha (niezły Clifton Collins Junior). Jest nim zafascynowany, mówi nawet, że czuje się tak, jakby obaj „wychowywali się w tym samym domu”, ale priorytetem jest dla niego napisanie książki. By ją ukończyć, nie cofnie się przed niczym – kłamstwem, cynicznym oszustwem, manipulacją... I tak jak z zimną krwią Perry i jego wspólnik zamordowali 4 osoby, Capote z zimną krwią oczekuje na egzekucję obu więźniów, by jego książka zyskała finał. I trudno powiedzieć, kto tu jest gorszym potworem...
Capote – czy warto obejrzeć film?
Powieść „Z zimną krwią” dała podwaliny zupełnie nowemu sposobowi narracji – nie tylko literackiej. Zapoczątkowała twórczość opartą na faktach, opowiadającą historie prawdziwe. Film Millera Capote zaś uświadamia, że ten nurt musi po prostu żerować na ludzkim nieszczęściu, na tragedii i nigdy nie będzie w stanie oddać całej prawdy o człowieku. Ale – paradoksalnie – sam reżyser również realizuje ten paradygmat twórczości. Bo Capote – genialny potwór, był przecież również człowiekiem, najgłębiej zranionym, nieszczęśliwym i tak przesiąkniętym kompleksami, jak to tylko możliwe...