Baby-sitter powaitała na managera? Dokładnie!
Data: 2011-09-19 14:10:33Ale wróćmy do czasów obecnych. W języku polskim, a zwłaszcza w jego potocznej wersji, pojawia się coraz więcej anglicyzmów. I tak oto naszym dzieckiem opiekuje się baby-sitter zamiast opiekunki, naklejamy tipsy zamiast sztucznych paznokci, chodzimy na lunch zamiast na obiad. Do tego pracujemy na stanowisku managera zamiast kierownika, a zamiast mówić, że zbliża się koniec tygodnia czy też sobota i niedziela, rzucamy słowem weekend - i wszystko jasne.
Dlaczego tak się dzieje? Czy kiedy zamienimy obiad na lunch, stanie się on bardziej wykwintny? Czy jeśli nazwiemy siebie kierownikiem zamiast managerem, to w jakiś sposób zaniżymy swoje kwalifikacje zawodowe?
Powszechnym zjawiskiem, zwłaszcza wśród bardzo młodych ludzi, jest nagminne korzystanie z zapożyczeń z języka angielskiego. I tak oto mamy lukanie zamiast patrzenia, sorry zamiast przepraszam, Oh, God! zamiast O, Boże!, oraz słowo, które dla mnie jest nie do zniesienia: powaitaj zamiast poczekaj. Ci, którzy używają tych zapożyczeń, za wszelką cenę pragną być modni, nowocześni, uważani za "fajnych" przez swoich znajomych. Najczęściej jest jednak tak, że poza słowami Sorry i Oh, God! z językiem angielskim ludzie ci mają tyle wspólnego, ile piernik z wiatrakiem.
Bardzo modny i stanowczo nadużywany stał się ostatnio wyraz "dokładnie" (od angielskiego: exactly). Używany jest jako wykrzyknik wyrażający zgodę, nie zaś precyzję działania lub wykonania, co jest horrendalnym błędem. Czy, zamiast "dokładnie", nie lepiej powiedzieć: "racja", "właśnie tak", "tak jest"?
Podobnie jest z wyrazem "strasznie". "Dziś mamy strasznie dobry dzień", "strasznie przystojnego chłopaka", "strasznie się z czegoś cieszymy"... Słowo "strasznie" zastąpiło w tym przypadku "bardzo", gdyż jest uważane za bardziej ekspresywne. A przecież "straszny" to synonim słowa... "przerażający"!
Zapożyczenia językowe nieraz sprawiają problem obcokrajowcom odwiedzającym nasz kraj. Słyszałam o pewnej Niemce, która nieźle znała język polski, ale gdy podczas pobytu w Polsce zobaczyła na budynku napis: "Auto-naprawa", stanęła jak wryta. Bowiem przedrostek "auto-" oznacza w języku polskim "samo-", tak jak np. w słowie "autodestrukcja", "autoagresja" czy "autocenzura". Jednak w przypadku "auto-naprawy" chodziło o naprawę samochodów, nie o naprawę siebie. Dla nas, Polaków, to jest oczywiste, ale cudzoziemcy mogą mieć problem ze zrozumieniem takiego zapożyczenia.
Znany wszystkim mistrz języka polskiego, profesor Jan Miodek, powiedział kiedyś: "Nie ma słów niepotrzebnych językowi, są tylko słowa stanowczo nadużywane". I tu się z nim zgadzam. Po co zaśmiecać język obcymi konstrukcjami i wyrazami tracącymi znaczenie z powodu ich nadużywania? Jeśli istnieje polskie słowo określające daną rzecz, to jaki sens ma zastąpienie go wyrazem obcym? Prawdą jest, iż niektórych zapożyczeń po prostu nie da się i nie powinno się zastępować polskimi określeniami, gdyż wtedy brzmiałyby one dość dziwnie, a czasem nawet kuriozalnie (mam tu na myśli próbę zmiany obcobrzmiącego wyrazu "krawat" na polski "zwis męski"). Jednak jeśli nadal będziemy bezmyślnie kopiować słowa i konstrukcje z innych języków, to wkrótce język polski stanie się zlepkiem mnóstwa zapożyczeń i kalek językowych. A przecież nasz język jest piękny, bardzo plastyczny i istnieje mnóstwo słów na określenie jakiejś rzeczy lub zjawiska. Pamiętajmy o tym, gdy po raz kolejny zostawimy dzieci pod opieką baby-sitter, nakleimy tipsy i pójdziemy na lunch ze strasznie sympatycznym managerem naszej firmy.
Dodany: 2011-12-30 19:16:52
Dodany: 2011-09-23 09:44:05