„Roztopy” to druga część serii, której bohaterką jest komisarz Nina Warwiłow. Nie czytałam pierwszej (i nie żałuję – o czym potem), ale nie wpłynęło to na odbiór powieści – nawet jeśli wracają jakieś wątki zapoczątkowane w pierwszej książce, są wprowadzone jasno i od razu wiadomo, o co chodzi. Dlatego właśnie po pierwszą sięgać nie zamierzam – bo odniosłam wrażenie, że dotyczy ona głównie życia uczuciowego pani komisarz, a ja w kryminałach lubię jednak akcję i tropienie zbrodniarzy.
Do kupienia tej książki zachęciła mnie okładka i opis – zapowiadała się interesująca lektura, ciekawa zagadka kryminalna, na dodatek z górami w tle – a takie lubię bardzo. I tu potwierdza się stare powiedzenie, że nie ocenia się książki po okładce…
To, że nie zamierzam sięgać po pierwszą część nie znaczy, że druga zupełnie mi się nie podobała – aż tak źle nie jest. Ale powiedzieć, że mi się podobała też nie mogę. Gdyby autorowi udało się utrzymać nastrój z początkowych kilkudziesięciu stron, byłoby po prostu super, a tak – jest zaledwie przeciętnie. Powieść zapowiadała się bardzo obiecująco, choć oparta jest na bardzo popularnym schemacie: młoda kobieta porzuca pracę w korporacji i przenosi się na wieś, bo zakochuje się w sielskich krajobrazach. Autorowi udaje się jednak tak opisać postać Joanny i jej perypetie związane z kupnem domu i ziemi, że akcja wciąga czytelnika i mamy ochotę sprawdzić, co się stanie dalej. Niestety – od momentu zaginięcia Joanny, znika ten intrygujący nastrój, a pojawia się chaos. Przyjazd do Gorlic pani komisarz z Warszawy jest jak dla mnie bardziej wizytą towarzyską, niż szukaniem śladów, bo Nina Warwiłow skupia się na flirtach z miejscowymi i jakoś specjalnie nie zajmuje się śledztwem. W ogóle ta akurat bohaterka jakoś nie przypadła mi do gustu – już znacznie bardziej polubiłam jej partnera, choć jest go w tej książce niewiele. Pozostali bohaterowie – zwłaszcza para prowadząca pensjonat oraz policjant Karpiuk – są dość interesujący, jednak to za mało, żeby przyciągnąć uwagę czytelnika. Po tym, jak narracja z prowadzonej z punktu widzenia Joanny zmienia się, gubi się też rytm tej powieści i akcja zaczyna być jakaś bezładna, a niekiedy nawet – zwyczajnie nudna. Kontynuowałam czytanie, bo chciałam się dowiedzieć, co się stało z zaginioną.
Dlaczego mi się niezbyt podobało? Powodem – oprócz tego nierównego poziomu, o którym wspomniałam – jest także to, że za dużo w tej powieści wątków, wtrętów, pobocznych historyjek, które niewiele wnoszą do akcji, a wręcz – zaciemniają ją. Historia Łemków, akcja „Wisła”, miejscowy rzeźbiarz, tragedia rodzinna Karpiuka, życie osobiste Niny, relacja właścicieli pensjonatu, rozmaite rozterki bohaterów – wystarczyłoby tego na kilka powieści. Większość tych historii mnie po prostu nużyła. Zabrakło mi natomiast opisów beskidzkich krajobrazów – a aż się prosiło, żeby wykorzystać je do budowania nastroju (tak zrobił autor na początku – i szkoda, że nie trzymał się tego do końca).
Zakończenie jest dziwaczne i mam wrażenie, że autor sam trochę się pogubił, bo jak dla mnie, jest tam trochę nieścisłości. Nie wpływa to jednak na całą ocenę, bo powieść od połowy zaczęła po prostu dłużyć i nawet wystrzałowy koniec nie poprawiłby zbytnio ogólnego wrażenia.
Komu mogę polecić tę książkę? Komuś, kto lubi wielowątkowe historie i powieści, w których ważniejsze niż prowadzone śledztwo są relacje miedzy bohaterami. I raczej miłośnikom powieści obyczajowych niż sensacji czy kryminałów.
Podsumowując: średni kryminał, z ciekawym początkiem i przeciętnym rozwinięciem.
Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 2019-01-30
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 336
Dodał/a opinię:
Joanna Tekieli
W wąwozie w Beskidzie Sądeckim pasterz znajduje ciała słynnego podróżnika i jego żony. Do doliny Popradu zostaje ściągnięta komisarz Nina Warwiłow. Nad...
Mateusz Chabrowski wiedzie spokojne życie – jest ojcem dwójki dzieci, ma kochającą żonę Maję i dom pod Warszawą. Pracuje jako prawnik...