– Problemy nie znikają tylko dlatego, że zamykaliśmy na nie oczy albo znaleźliśmy się w innym miejscu. Ale czasami oddalenie czy odcięcie się pomaga – choćby w uspokojeniu się, nabraniu dystansu, spojrzeniu na przeszłość i problemy z innej perspektywy. Oddalenie pozwala też często odzyskać siły. Wtedy można spróbować przewartościować przeszłość i zmierzyć się z problemami. Ale to trudne, jeśli uciekało się przed niektórymi rzeczami czy prawdami całe życie – mówi w naszym wywiadzie Hanna Kowalewska, autorka powieści Zanim odfrunę. To kontynuacja książki Tam, gdzie nie sięga już cień, opowiadająca o dziewczynie, która po latach powraca do małej, nadmorskiej miejscowości, Jantarni, i musi zmierzyć się z prawdą, od której przez wiele lat uciekała. W ubiegłym tygodniu zaprezentowaliśmy Wam premierowy fragment powieści, dziś czas na kolejny:
— Czym ty się tak naprawdę zdenerwowałaś? — zapytał Tomek pół godziny później. Siedzieli w cukierni, a Jasiek oglądał rybki w dużym akwarium, które było parę metrów od stolika. Tomek uznał, że to dobry moment na takie pytanie.
Inka najchętniej by go zbyła jakimś: nie chcę teraz o tym rozmawiać albo nie ma co sobie tym psuć nastroju, ale takie teksty sprawdzały się przy Grzegorzu, nie przy Tomku. Ten łapał każdą zmianę w jej nastroju i lubił wiedzieć, skąd się ona wzięła. Teraz był nie tylko ciekawy, ale i zaniepokojony.
— Czym? Stratą… — wydusiła w końcu.
— To znaczy?
— Przeczytaj. Na głos — podała mu kartkę. — Od początku! — poprosiła, gdy usiłował znaleźć fragment, na którym przedtem skończył.
— „Jance wydaje się, że będzie żyła wiecznie, a mnie, że będę tu tylko chwilę. Może to przez Piotra. Przewrócił oczami na moje: «masz wrócić na czas», musnął mnie niedbale ustami, potem jeszcze poczochrał moją grzywkę, choć wiedział, że tego nie znoszę, i wyszedł z mego życia na zawsze. Bo to ciało, które zobaczyłam w kostnicy parę godzin później i które mi oddali na trochę, zimne i sztywne, to już nie był Piotr, a tylko pozostała po nim forma. Janka szykuje się teraz na plażę, by zadać szyku, a ja zastanawiam się, czy w tym niebieskim kostiumie kąpielowym, który zamierzam zaraz założyć, można by się wybrać tam, gdzie jest Piotr. Myślę o chwili, w której mnie w nim widzi. Rozsuwam kawałek obłoku czy czegoś tam i staję taka właśnie rozebrana przed Piotrem, przykryta jedynie kawałkami niebieskiego. W niebie to pewnie bez znaczenia. A jednak trzymam się tej barwy uparcie, jakby to mogło mi ułatwić zjawienie się przed nim w kolorze, który lubił.
— Nasmarujesz mnie? — Janka odwraca się do mnie plecami. Ma długie ręce, ale żeby nie wiem jak je wykręcała, nie potrafi posmarować sobie łopatek i tego skrawka ciała, który jest pomiędzy. Wyciskam krem do opalania i smaruję jej łopatki długo i dokładnie, wyobrażając sobie, że to zalążki skrzydeł. Jeśli się przyłożę, Janka się wypierzy w tym miejscu, a potem urosną jej skrzydła. Sama też chciałabym je mieć. Ludzie od jakiegoś czasu wydają mi się niekompletni bez skrzydeł.
Mówię o tym Jance.
— Masz nie po kolei w głowie — odpowiada. — Przez Piotra chyba trochę umarłaś. A może to on nie całkiem przez ciebie umarł? — zastanawia się. Potem zakłada sukienkę z odkrytymi plecami i bierze na ręce Inkę. — A ty, golasie, dlaczego się nie ubierasz? — Gilgocze Inkę pod pachą. Skręcają się obie ze śmiechu.
Sięgam po zielony komplecik. Inka nie ma niebieskich ubrań. Będzie żyła wiecznie. A na pewno dłużej niż ja. Skądś to wiem. Piotr mi to szepcze do ucha? Tak bardzo za mną tęskni?”
Tomek przestał czytać, starannie złożył kartkę i wsunął z powrotem do koperty. Bezskutecznie szukał słów, które mogłyby Inkę pocieszyć. Zwykle nie miał z tym problemu, ale tym razem niczego sensownego nie wymyślił, więc tylko Inkę mocno przytulił, a ona z gorzką ironią pomyślała, że to mu wychodzi całkiem dobrze. Tatowie tak mają, umieją przytulać, pocieszać i obcierać zasmarkane nosy. Ćwiczenie czyni mistrza. Tomek nawet wiedział, kiedy trzeba poluzować uścisk i pozwolić wyprostować się pocieszanemu.
— Myślałem, że do straty rodziców zdążyłaś się już przyzwyczaić — rzucił w końcu.
— Bo zdążyłam — mruknęła Inka.
— To do jakiej nie?
— Do straty tego wszystkiego, co było napisane przed tą kartą i po niej.
Do Tomka w końcu dotarło, co miała na myśli. Zajrzał jeszcze raz do koperty i popatrzył na dziurki przy jednym brzegu kartki. Była wyrwana z kołonotatnika. Potem jeszcze zerknął na pieczątkę. Gdynia. To mogło znaczyć tylko jedno.
-> Przeczytajcie kolejny fragment powieści!