Wydawnictwo: Zielona Sowa
Data wydania: b.d
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 150
Wszyscy mamy w sobie don Kichota i Sanczo Pansę, których słuchamy, a chociaż Sanczo nas przekonywa, to jednak podziwiać musimy don Kichota...
„Ludzie bez błędu i słabostek są straszni – jest się wobec nich bezbronnym”
Tę niezbyt obszerną książeczkę w kieszonkowym wydaniu kupiłam kiedyś na wyprzedaży. Po raz pierwszy przeczytałam ją ze dwadzieścia lat temu. Teraz postanowiłam sobie przypomnieć debiutancką książkę francuskiego laureata Nagrody Nobla z 1921 roku. Lektura dość można powiedzieć sympatyczna, przyjemnie się czyta, bo język autora jest obecnie niespotykany we współczesnej literaturze. Nie ma tu zbyt szeroko rozwiniętej akcji, książka ma formę dziennika pisanego przez starego bibliofila, który jest bardzo wrażliwy na niedolę ludzką i stara się spieszyć im z pomocą. Znajdziemy tu również sporo humoru. Nie jest to taka zupełnie nudna lektura, mimo tego, że już tak dawno napisana.
Rzecz dzieje się w XIX wieku w Paryżu. Tytułowy bohater Sylwester Bonnard to samotny mężczyzna, można rzec oderwany od rzeczywistości i bardzo naiwny bibliofil, zajmujący się badaniem starych manuskryptów. Jest bardzo pogodnym i wrażliwym oraz łagodnym człowiekiem. Sylwester to człowiek bardzo mądry i oczytany, jest członkiem Paryskiej Akademii Nauk. Prawdziwy z niego filantrop. Do siebie i swojego wieku ma dystans, mieszka w swoim mieszkaniu z gosposią i jego życie toczy się według tego samego, ciągle powielanego schematu. Swoje spokojne życie wśród książek wiódłby dalej, gdyby w jego życiu nie pojawiła się piękna i młodziutka Joasia..., to dla niej Sylwester zmieni swoje dotychczasowe życie. Zacznie zupełnie inaczej spoglądać na otaczający świat, zacznie zauważać już nie tylko książki. Jako mężczyzna wrażliwy i chcący pomagać ludziom stara się pomóc dziewczynie. Można powiedzieć, że pomagając jej, przy niej sam odmłodnieje, ale jednak ona również pomoże jemu. Okazuje się, że obojgu ta znajomość wyjdzie na dobre.
"Wszystkie zmiany, nawet najbardziej upragnione, odznaczają się melancholią, bo to, co porzucamy, jest cząstką nas samych; trzeba dla jednego życia umrzeć, aby do innego wstąpić."
Muszę stwierdzić, że po ponownym przeczytaniu tej książki zupełnie inaczej ją teraz odebrałam. Pewnie z racji swojego wieku inaczej teraz odczuwam emocje związane z lekturą. Tym razem myślę, że można odebrać tę lekturę nieco jako taką baśń, cos fantastycznego, zupełnie odmiennego niż obecne książki, które są tak często wydawane, że choćby człowiek cały czas tylko czytał, to nie sposób nadążyć z czytaniem wszystkich nowości.
"Zbrodnia Sylwestra Bonnard" to taka można powiedzieć perełka literatury, które myślę, że należy czytać aby nie zniknęły z naszych półek.
"Wielkich prawd nie zdobywa się bez trudu i pracy."
Myślę również, że każdy miłośnik lubiący czytać powinien przeczytać tę książkę o wielkim miłośniku książek.
Po kilkunastu miesiącach czytania powieści niższych lotów, skupionych na akcji bardziej niż na stylu i na działaniu bohaterów bardziej niż na ich wnętrzu ta powieść była dla mnie ucztą duchową. Niewiele tu się w sumie dzieje, a bohater to 'stary nudziarz', ale to powieść tak piękna, tak subtelna, tak pięknym językiem napisana, że nie dziwię się Komisji Noblowskiej z 1921 roku.. Aż sprawdzałam w biografii autora, ile lat miał gdy to napisał, bo tak znał starość... Może i mi ta książka pomoże to zrozumieć. Uderzył mnie cytat z powieści:
'Na jednym z chrześcijańskich sarkofagów w katakumbach rzymskich wyryte są słowa przekleństwa, którego straszne znaczenie dopiero nauczyłem się rozumieć. Napis brzmi: 'Jeśli ktoś bezbożny zbezcześci te zwłoki, niech umrze ostatni ze swoich!". Słowa te i postać Bernarda, który nie ma nikogo i niczego drogiego poza książkami i jest starszym i samotnym człowiekiem, pomogły mi zrozumieć takich ludzi. Jednak Bernard nie jest samolubem ani osowiałym staruszkiem zamkniętym na innych jak by się zdawało. Nie jest zgorzkniały. Jak się okazuje obcowanie 'z cieniami', bo zajmuje się on średniowiecznymi manuskryptami i księgami nie pozbawiło go znajomości psychiki ludzkiej i wrażliwości. Nie ocenia on ludzi powierzchownie, ale według tego jacy są i tym co ma jest w stanie pomóc. O znaczeniu pomocy i dobrego słowa dla innych traktuje pierwsza część powieści pt. 'Polano'. Jest on jedynym w kamienicy, który nie ocenia jak stara plotkara pewnej mieszkanki kamienicy, ale staje przy niej jak człowiek przy człowieku i po prostu widzi jej ból i radość matki.. To nie pozbawia go pasji maniaka bibliofila. Jedno nie przeczy drugiemu. W drugiej części Bernard poznaje wnuczkę swojej pierwszej i jedynej miłości Klementyny. Nie ma tu nazywania uczuć... Ale jest opowieść o tym starszym mężczyźnie, który jeszcze poczuł, że żyje. Czy to były uczucia dziadka, czy mężczyzny? Nie nazywa się tu tego, ale opowiada o tym w sposób wzruszający.
Znów pojawia się kilka typów ludzkich w świetle pozorów i tego, jacy są, gdy nie mają z tego korzyści i gdy świat ich nie widzi, i gdy widzimy jacy są wobec najmniejszych. Tutaj też pewien cytat utkwił mi w pamięci i skłonił do refleksji:
'Ludzie bez błędu i słabostek są straszni - jest się wobec nich bezbronnym. Teresa, na przykład, nie ma ani jednej wady, do której można by się przyczepić. Nie wątpi ani o sobie, ani o Bogu, ani o ludziach'.
Okazuje się, że książki nie pozbawiają człowieka znajomości świata. Niby oderwany od życia, a jednak bohater powieści potrafił żyć pięknie dla siebie i innych. Zaś powieść jest taka piękna w tych
drobiazgach, jak ten, gdy narrator pisze o gramolącym się Bernardzie do Paryża, który kocha, i szuka swojej laski z Don Kichotem, choć wie, że mu ją schowała Teresa, która to wie, że on pewnie gdzieś ten cenny atrybut dżentelmena zgubi. To piękna powieść o sztuce, o samotności, o miłości, która niczego nie żąda, wszystko wybacza i o tym, że do szczęścia bardziej są potrzebni ludzie niż rzeczy...
Książka Anatola France'a, francuskiego pisarza żyjącego w latach 1844-1924, noblisty z 1921 roku, to powieść psychologiczno–socjologiczno-obyczajowa...
Przykrość nie polega właściwie na zbytnio przedłużonym trwaniu, lecz na tym, że widzimy, jak wszystko koło nas przemija.
Więcej