Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 2014-11-05
Kategoria: Podróżnicze
ISBN:
Liczba stron: 280
Do prawdziwego RPA, przedstawionego jednak w książce, dotarłam jakiś czas temu przy okazji lektury "Bractwa Bang Bang". Tym razem wracam tam prawie dwadzieścia lat później i ląduję w teraźniejszości. Nie jestem już świadkiem niebezpiecznej pracy fotoreportera, a podglądam Łukasza Orbitowskiego podróżującego przez ten tajemniczy kawałek Czarnego Lądu.
"Zapiski nosorożca. Moja podróż po drogach, bezdrożach i legendach Afryki" - ten długi tytuł jest wprost idealnym opisem książki, którą właśnie odłożyłam na półkę "przeczytane". Właściwie więcej o jej treści mówić nie trzeba. Pozwolę sobie bardziej skupić się na tym jak, a nie o czym, pisze Łukasz Orbitowski. Już we wstępie do książki podkreślił, że jego południowoafrykańska opowieść nie powinna być traktowana jak literatura podróżnicza czy reportaż. Dodał ponadto, że gdyby postanowił określić siebie mianem podróżnika bądź reportera, obraziłby "wszystkich zacnych reporterów i podróżników. Nikczemnych również" (s. 6). Zdziwiło mnie jego podejście, jednak już po kilkunastu stronach byłam zmuszona przyznać mu rację.
Orbitowski opowiada bowiem o swoim pobycie w RPA w niecodzienny sposób. Koncentruje swoją uwagę przede wszystkim na detalach, które niejednej osobie wydawałyby się zupełnie nieistotne. Potrafi w mistrzowski sposób uchwycić człowieka, zwierzę, miejsce i widok, niezwyczajnie je opisując. "Zapiski nosorożca" są osobliwe pod jeszcze jednym względem: to dwie książki w jednej. Podróżnicze refleksje przeplatają się tu z wybranymi legendami afrykańskimi. Autor uchyla przed czytelnikami rąbka egzotycznej tajemnicy obowiązkowo okraszonej magią. Jedną z najciekawszych opowieści okazała się legenda o tricksterze Hlakanyane (s. 83). Przypomina mi historie rdzennych mieszkańców Kanady w interpretacji Thomasa Kinga oraz książkę nigeryjskiego pisarza, Amosa Tutuoli "Smakosz wina palmowego".
Kolejnym mocno rzucającym się w oczy elementem jest użyty przez autora język. Zdecydowanie odbiega od tego, jaki charakteryzuje literaturę podróżniczą i reportaże. Pasuje bardziej do rozmowy przy piwie z przyjacielem - a ja, czytając "Zapiski nosorożca", myślami przeniosłam się do lokalnego południowoafrykańskiego baru. Tylko moje ciało pozostało na swoim miejscu, przez co okrutnie doskwierał mi brak piwa imbirowego. A jednak mowa potoczna, kolokwializmy i - nie oszukujmy się - sypnięte hojnie wulgaryzmy, są tu nie po to, by kłuć językowych purystów i czytelniczych tradycjonalistów w oczy, lecz by odróżnić tę książkę od innych oraz stworzyć potrzebny kontrast pomiędzy osobistymi spostrzeżeniami, a przedstawionym przez autora afrykańskim folklorem.
"Lemur jest stworzeniem niemożliwym, zastygłym w pół kroku ewolucji za sprawą izolacji na Madagaskarze. Stanowi połączenie kota i psa, z jasnym wektorem rozwojowym ku małpom, po prawdzie, chciałby zostać pawianem. Rozumiem i doceniam tę słuszną ambicję". (s. 91)
"Miarą człowieka jest cel, jaki przed sobą stawia. Wielki cel czyni człowieka wielkim, mały cel małym, a człowiek bez celu jest nikim. Klęska w walce z olbrzymem uczyni mnie większym niż zwycięstwo nad najsilniejszym z ludzi". (Makoma, s. 100)
"Zapiski nosorożca" to raczej zbiór luźnych myśli, uporządkowanych z zachowaniem chronologii wydarzeń (najczęściej, do czego autor przyznaje się na końcu). Kolejne tematy pojawiają się dosyć niespodziewanie, bo każdy widok wywołuje u autora inne skojarzenie, być może zupełnie niezwiązane z poprzednim wątkiem. Tytuł wydaje się zatem idealnie dopasowany do niezwykłego charakteru tej opowieści z południowego krańca świata. Wszystko jest inne, jakby każdy osobny komponent chciał mieć swój wkład w udowodnienie czytelnikowi, że nie trzyma w ręku tradycyjnej relacji podróżniczej. Patrząc na książkę jako całość - mając jednak na uwadze szczególny język, styl, niezwykłą formę i treść - wydaje się spójna i kompletna. Mimo szoku, którego doznałam przystępując do czytania, wciąż jestem bardzo na tak i proszę o więcej.
Łukasz Orbitowski stworzył książkę, która bardzo mnie zaskoczyła. Miałam chwilami wątpliwości, czy taki sposób pisania o podróżach mi odpowiada. Niemniej jednak świeże, niekonwencjonalne spojrzenie na podróżnicze relacje jest potrzebne. Ma zmusić czytelnika znudzonego klasyczną literaturą tego typu do rozbudzenia przysypiających szarych komórek i przekonania się, że można o wyprawach pisać mniej skomplikowanie, a równie fascynująco. Autor tym samym rzucił rękawicę tradycjonalistom, ceniącym sobie relacje znanych i popularnych podróżników i reportażystów. Czy przemówi do nich ta nowa forma? Ja dołączyłam właśnie do grona fanów twórczości Orbitowskiego, który podbił mój umysł afrykańskimi legendami i swoją bezpośredniością w opisywaniu otaczającego go świata.
Dawno nie było recenzji książki podróżniczej. Waham się czy zakwalifikowanie "Zapisków nosorożca" jest odpowiedzialne z mojej strony, skoro nawet sam autor, Łukasz Orbitowski się od niej odcina cieniutką kreską. Łukasz Orbitowski jest pisarzem. Może się poszczycić trzynastoma książkami swojego autorstwa. Wśród tytułów można wymienić oto takie: "Tracę ciepło", "Święty Wrocław" czy zbiór opowiadań "Nadchodzi", "Widma". Jego ostatnia powieść "Szczęśliwa ziemia" została nominowana do prestiżowych nagród- Paszportu Polityki oraz Literackiej Nagrody Nike. Mieszkaniec Warszawy, który zgodnie ze znaczeniem swojego nazwiska orbituje tu i ówdzie. Tym razem pisarz "orbitował" po terenie RPA. Nie sam. Jego towarzyszka Agata dzielnie dzieliła trudy podróży po Afryce. Afryce, która bywa przyjazna, tajemnicza, a niejednokrotnie bardzo niebezpieczna. RPA to kraj wielu sprzeczności. Krajobraz wielkich nowoczesnych miast miesza się z wioseczkami, by nagle przeobrazić się w pustynny, dziki, bezwzględny step Łukasz Orbitowski podróżuje nastawiając ucha. Wsłuchuje się w lokalne opowieści mieszkańców odwiedzanych miejsc. Każdą legendę , przypowieść, historię tłoczy w "przegródkach" swojego umysłu, by opowiedzieć nam, Europejczykom. "Zapiski nosorożca" nie została napisana z zamysłem. Pisarz nie jechał do Afryki z ułożonym planem działania. Jego książka powstała z "konsumpcji" tego czego tam para podróżników doświadczyła. A doświadczyła wiele. Afryka, jest mieszaniną świata ludzi, zwierząt, duchów, zjaw, nierzeczywistych, określonych zjawisk, opowieści, dziwów. Tu nic nie jest jednoznaczne. W "Zapiskach nosorożca" na odległość czuje się klujący w nozdrza siarczysty piasek. Na włosach oraz w ustach daje się odczuć siłę afrykańskiego słońca. A baśnie, które autor plecie brzmią w uszach, jak bajki opowiadane na dobranoc. Wszystkie są bajeczne, magiczne oraz osnute mgiełką tajemnicy. Mnie urzekła legenda pt: "Drewniana dziewczyna", w której obnażono znaczenie i rolę kobiet. Przedmiotowość kobiet (nawet tych wystruganych z drewna) daje obrazowość, jak afrykański kontynent traktuje płeć piękną. Wszystkie legendy są opowiedziane w sposób krótki, treściwy oraz zwięzły. Łukasz Orbitowski podkreśla, że to jest jego, autorski przekaz tego, co usłyszał i podchwycił, Pozycja jest zlepkiem szybkich , odręcznych notatek. Podróżnik podzielił swoją książkę na krótkie rozdziały. Wstęp to zawsze wrażenia, doświadczenia oraz spostrzeżenia podróżników. Kolejna cześć to opowieść związana z miejscem, ludźmi, wierzeniami czy obyczajami. Łukasz Orbitowski w pomysłowy, barwny, obrazowy,a zarazem czasami mroczny, dziwny sposób wprowadza czytelnika w realia Czarnego Lądu. Jestem pewna, ze rozdział o pingwinach każdego czytelnika zachwyci. Tak tak, o pingwinach. Wiedzieliście, ze w RPA jest siedlisko ogromnych koloni tego zwierzęcia? Nawet zachwycony pisarz wolał oglądać pieprzenie (pisownia oryginalna) pingwinów, a i podglądany pies próbował wyruchać (także pisownia autora) pingwina. Ten fragment udowodnił mi, że pisarz jest bacznym obserwatorem. Nie bawi się w wyszukane, poetyckie słownictwo. Dla niego relacjonowanie nie jest finezją. Jest tym co zwie się obiektywizmem, prawdą przekazu. Tym samym "Zapiski nosorożca" to nie jest kolejna nudnawa relacja krok po kroku przebytej podróży. To sprawozdanie życia, tętniącego, przeistaczającego się z codziennej rzeczywistości w ulotną magiczną chwilkę. Warto także odnieść się do fantastycznego wydanie tej lektury. Wydawnictwo SQN, jak zawsze zachwyca swoją pomysłowością. Szata graficzna zupełnie w opozycji do tytułu, pięknie tłoczone napisy, wkładki z fotografiami z wyprawy Łukasza Orbitowskiego, a brzegi kartek ozdobione w sposób, by na myśl od razu przyszły tatuaże plemiennych wojowników. Zatem jeśli was przekonałam, a być może chcecie odszyfrować znaczenie tytułu to zapraszam do lektury. Może warto "zamienić" zimowy, polski klimat na afrykańskie ciepło?
Kryminalna intryga w oparach grozy i magii! Kuba i Konrad - kumple z podstawówki przy Wąskiej, na krakowskim Kazimierzu - próbują rozwiązać zagadkę śmierci...
Pewnego dnia w życiu Maksa zaszła wielka zmiana - dowiedział się, że będzie miał rodzeństwo, a nowa siostrzyczka lub braciszek zamieszka w pokoju razem...
Przeczytane:2017-04-12, Ocena: 5, Przeczytałam,