,,Nie, nie, przejdźmy przez rzekę i odpocznijmy w cieniu drzew"
Włochy, ostatnie dni drugiej wojny światowej. Pięćdziesięcioletni pułkownik Richard Cantwell, oficer armii amerykańskiej, mierzy się ze śmiertelną chorobą serca. Świadomy zbliżającego się końca, wraca wspomnieniami do czasów służby wojskowej podczas pierwszej wojny światowej. O swoich doświadczeniach opowiada dziewiętnastoletniej Renacie, weneckiej arystokratce, z którą ma romans. Reminiscencje weterana wojennego pełne są przemyśleń egzystencjalnych dotyczących życia, miłości i śmierci.
Za rzekę, w cień drzew to poruszające dzieło o relacjach i emocjach. Hemingway, w typowym dla siebie szorstkim, oszczędnym stylu, zastosował w niej technikę góry lodowej, dzięki czemu złożoność i symbolika opowieści ukryte są pod jej powierzchnią. Książka powstawała w latach 1948-1950, a po premierze w 1950 roku przez siedem tygodni zajmowała pierwsze miejsce na szczycie listy bestsellerów ,,New York Timesa". Krytycy porównywali powieść do Śmierci w Wenecji Thomasa Manna, a Tennessee Williams uznał, że to ,,najsmutniejsza powieść na świecie o najsmutniejszym mieście [...] i najlepsze, co Hemingway kiedykolwiek napisał".
Wydawnictwo: Marginesy
Data wydania: 2023-06-28
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 360
Tytuł oryginału: Across the River and into the Trees
Ernesta Hemingwaya najlepiej się czyta, znając jego życiowe perypetie. Chociaż autor wielokrotnie podkreśla, że jego bohaterzy i historie są fikcyjne to współczesny czytelnik, chyba już nie ma złudzeń i wie, że dużo jest Hemingwaya w Hemingwayu.
Kolekcja Hemingwaya od Wydawnictwa Marginesy to znakomity projekt. Nowe przepiękne wydania i odświeżone tłumaczenia sprawiły, że z przyjemnością sięgnęłam po znane i nieznane mi dzieła jednego z największych powieściopisarzy XX wieku.
A Hemingway uprawiał unikatowy rodzaj sztuki, w wyjątkowy sposób łącząc wspomnienia z literacką narracją.
I mimo, że "Za rzekę, w cień drzew" wypada gorzej w zestawieniu z "Pożegnaniem z bronią", "Komu bije dzwon", czy "Zaś słońce wschodzi", to jest w tej historii coś, co mnie kupiło i sprawiło, że nadal mnie pociąga. Ja chyba po prostu lubię prozę Pana Ernesta.
"Za rzekę, w cień drzew" jest parafrazą ostatnich słów, które rzekomo wypowiedział w delirium umierający generał konfederacji Thomas J. "Stonewall" Jackson i do pewnego stopnia brzmi jak zapowiedź pożegnania.
Była to ostatnia powieść przed "Starym człowiekiem i morzem" , nowelą z 1952 roku, która odniosła sukces, ostatnia, którą wydał przed samobójczą śmiercią w 1961 roku.
Bohaterem powieści jest Richard Cantwell, znany przez większość narracji jako "Pułkownik". To bohater, który uderzająco przypomina Hamingwaya.
Pułkownik ma pięćdziesiąt lat i podobnie jak autor ma żywe wspomnienia z czasów wojen.
Niegdyś generał, zdegradowany za militarną klęskę podczas wojny. Pułkownik przybywa do Wenecji. Przyciąga go polowanie i pewna piękna, dziewiętnastoletnia bogata arystokratka, którą nazywa "Córką". Oboje łączy skomplikowana relacja uczuciowa. To taka miłość i romans zwieszony między jawą, a snem, miłość nie do końca platoniczna i nie do końca skonsumowana. On stary i schorowany, ona młoda, naiwna i pełna życia.
Sam Pułkownik to człowiek, który z jednej strony chce kochać, ucztować w najlepszym jedzeniu i winie, delektować się literaturą i sztuką, z drugiej bywa cyniczny, szorstki i rozczarowany.
Wiele tu wspomnień, doświadczeń wojennych i rozważań na tematy egzystencjalne. Czuć, że zbliża się jakiś koniec, wyczuwa się smutek i żal.
Intrygująca jest relacja Pułkownika z młodziutką Renatą, której postać jest łączona z osobą Adriany Ivancich, weneckiej arystokratki, pod, której urokiem był Hemingway.
Czytając "Za rzekę, w cień drzew" warto korzystać z przypisów, które zostawia tłumaczka na końcu powieści. Sprawiają, że jest ona pełniejsza i można delektować się Hemingwayem pełniej, dojrzalej i z większym zrozumieniem.
Hemingwaya czytam, bo lubię. Lubię, więc polecam.
Akcja rozgrywa się w luksusowej scenerii francuskiej Riwiery lat dwudziestych, gdzie młody pisarz spędza miodowy miesiąc z piękną i bogatą żoną. Na horyzoncie...
Zbiór opowiadań Ernesta Hemingwaya z przedmową Bronisława Zielińskiego1. W Michigan2. Obóz indiański3. Coś się kończy 4. Trzydniowa zawierucha5...
Przeczytane:2023-08-25, Ocena: 4, Przeczytałam, Mam, Egzemplarz recenzencki, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2023 roku, czytam regularnie, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2023, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2023,
Znacie twórczynie czy twórców, których styl jest tak charakterystyczny, że nie trudno pomylić ją/go z kimś innym? Dla mnie do takich postaci bez wątpienia należy Ernest Hemingway. Zdarza się, że denerwuje mnie jego oszczędność w dialogach, zdawkowe uwagi czy pewien brak naturalności, ale wiem wtedy, że czytam właśnie Hemingwaya. Choć powieść Za rzekę, w cień drzew wymyka się w niektórych elementach prostej kategoryzacji “To książka Hema”, i tak bez problemu można odgadnąć autora po kilku linijkach tekstu.
Historia pułkownika Richarda Cantwella, osadzona głównie w Wenecji 1948 roku, została przez czytelników przyjęta bardzo dobrze, nie schodząc z listy bestsellerów przez kilka tygodni, krytycy jednak kręcili nosem wskazując, że to chyba najgorsza rzecz, jaką Hemingway napisał. Pięćdziesięcioletni pułkownik opowiada swej “ostatniej prawdziwej, jedynej miłości”, młodziutkiej włoskiej arystokratce Renacie, o swojej przeszłości i stara się cieszyć życiem, które mu pozostało. Powieść oparta została w dużej mierze na dialogach, nie tylko między Cantwellem i Renatą, ale także z ludźmi, których pułkownik traktuje trochę jak przyjaciół, towarzyszy broni.
Gdyby nie próbować wgryźć się głębiej w Za rzekę, w cień drzew, można by ją uznać za błahą i pretensjonalną powieść. Przyglądamy się oficerowi, który pozostając na służbie w Trieście, będącym w tym czasie był pod administracją brytyjską i amerykańską, wybiera się do Wenecji, żeby poużywać życia. Ma swojego szofera, nie musi się niczym przejmować, a miasto dożów zna bardzo dobrze, czytelnik może się domyślać, że pułkownik jest w nim stałym bywalcem. Zatrzymuje się w ulubionym hotelu, w którym zna dobrze całą obsługę - z częścią osób łączy go bliższa relacja. Jada i popija wykwintnie i dużo, przechadza się ulubionymi uliczkami, poluje na kaczki, spotyka się z młodą ukochaną.
Właśnie ta ukochana wyciąga jednak z pułkownika więcej niż błyskotliwe mniej lub bardziej żarty i złośliwości, którymi dzieli się ze znajomymi. Z jednej strony chodzi tu o romantyczną stronę Cantwella, dojrzałego mężczyzny poranionego przez dwie wojny światowe i parę związków, z drugiej o pewne rozliczenie z przeszłością, opowiedzenie o wojskowych doświadczeniach. I tak jak Hemingway moim zdaniem zupełnie nie umiał pisać o miłości - dialogi między zakochanymi bywają tak pompatyczne i pretensjonalne, że aż trudne do zniesienia, tak wyciągnął sporo w pisaniu o wojsku. Te elementy, które nie przekonały mnie w Pożegnaniu z bronią, w tej powieści zagrały dosadniej, z większą mocą.
Mimo uczt, polowań i płomiennego romansu historia pułkownika przesycona jest smutkiem. Nie tylko zresztą główny bohater staje się jego źródłem, ale prawie każda z postaci nosi ze sobą swój smutek, próbując go maskować żartami i uśmiechem. Lata wojny i dyktatury naznaczyły wszystkich, którzy przetrwali, pozostawiając ukryty wewnątrz ślad. To, co ukryte, stanowi istotny element tej powieści. Hemingway zastosował technikę góry lodowej, przez co więcej znaczeń i sensów pozostaje schowane przed czytelnikiem, bo wymaga uważnego oka i sporej wiedzy, by je w tekście odnaleźć. Tutaj ogromna zasługa autorki przekładu, Agnieszki Wilgi, która w przypisach wyjaśnia wszystkie odniesienia poukrywane w dialogach, monologach wewnętrznych i opisach przez Hemingwaya.
Za rzekę, w cień drzew nie stanie się pewnie moją ulubioną książką Papy, ale na pewno zasługuje na uwagę, bo ma sporo do zaoferowania. Pomijając wątek miłosny, ta historia ma mocny rozliczeniowy charakter, a głównemu bohaterowi towarzyszy poczucie kresu. I jeśli ktoś już przeczytał tę powieść lub zrobi to w niedalekiej przyszłości, niech da mi znać, proszę, czy fragmenty, w których pułkownik mówi do obrazu, czegoś nie przypominają.