Autorka bestsellerowej Dziewczynki z atramentu i gwiazd powraca z piękną, magiczną opowieścią o przyjaźni i tolerancji.
Dokoła przejrzysty ocean, błękitny jak niebo, w którym pływają żółwie i delfiny. Pagórki porośnięte lasami. Śpiew ptaków. Taka jest wyspa Culion, ale ,,nikt nie przybywa tu z własnej woli"...
Dla dwunastoletniej Amihan to dom. Tu dorastała u boku kochającej mamy. Razem wylegiwały się na ulubionej plaży i sadziły kwiaty, żeby przyciągnąć do swego małego raju kolorowe motyle. Jednak z dnia na dzień, wraz z przybyciem urzędnika z dalekiej Manili, pana Zamory, ten raj zamienia się w piekło. Mieszkańcy zostają podzieleni na SANO (czystych) i LEPROSO (trędowatych). Zdrowe dzieci zabiera się chorym rodzicom i umieszcza w sierocińcu na dalekiej wyspie Coron.
Ami również tam trafia. Musi zmierzyć się wykluczeniem i samotnością, ale w końcu poznaje prawdziwych przyjaciół. Razem z Mari i Kidlatem dziewczynka odkrywa listy od rodziców, które Zamora chował przed podopiecznymi sierocińca. Dowiaduje się z nich, że stan jej mamy się pogorszył i wraz z przyjaciółmi postanawia wyruszyć w niebezpieczną podróż przez ocean.
Czy dzieci wyjdą cało z tej przygody? Czy Ami zobaczy jeszcze mamę? Czy zdoła sprowadzić dla niej na Culion wielobarwne motyle, o których obydwie marzyły?
To historia zakorzeniona w prawdziwych wydarzeniach, ale wzbogacona odrobiną magii. Opowieść o przyjaźni i odnajdywaniu drogi do domu. Pisząc ją, uczyłam się inaczej patrzeć na świat. Chciałam zabrać moich czytelników w ekscytującą podróż, w mroczną przeszłość wyspy.
Kiran Millwood Hargrave
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2020-07-15
Kategoria: Dla młodzieży
Kategoria wiekowa: 9-12 lat
ISBN:
Liczba stron: 260
Tytuł oryginału: The Island at the End of Everything
Wysłałaś wiadomość Dzisiaj o 14:57
Rok 1906. Dwunastoletnia Ami mieszka wraz z chorą mamą na wyspie Culion - miejscu odosobnienia dla osób zarażonych trądem. Pewnego dnia wysłannik rządowy zabiera rodzicom zdrowe dzieci i wywozi je do sierocińca, znajdującego się na całkowicie innej wyspie. Samotna i pełna tęsknoty Ami próbuje poradzić sobie w nowej sytuacji. W końcu znajduje przyjaciółkę, ale nadal myśli o domu. Postanawiają podjąć próbę ucieczki. Ale czy wszystko pójdzie zgodnie z planem?
Sięgając po tą historię myślałam, że będzie to niezobowiązująca powieść z morałem dla młodszych czytelników. Całkowicie się myliłam. Ta historia jest przepiękna. Opowieść przedstawioną z perspektywy 12-letniej dziewczynki czyta się niesamowicie. Ami jest wykreowana fantastycznie. To dziecko, które nie rozumie wielu rzeczy i dopiero poznaje świat, a my, dzięki narracji pierwszoosobowej, możemy poznawać go razem z nią. Jej zdezorientowanie, bezsilność, smutek i wiele innych emocji czuło się w każdym wypowiedzianym, bądź pomyślanym przez nią zdaniu. Jedyne czego chciała, to zostać ze swoją mamą, o której wspomina i pamięta przez całą książkę. Możemy poczuć, jak bardzo była z nią przywiązana i jak ją kochała. Były dla siebie całym światem. Wątek motyli przewijający się przez całą książkę - wspaniały. Miały one wpływ na wiele wydarzeń, co według mnie było bardzo ciekawe. Bardzo ważne jest również przedstawienie osób chorych na trąd i tego, jak traktuje ich pracownik rządowy. Pokazuje to, jak bardzo boimy się wszystkiego, czego nie znamy, bądź o czym niewiele wiemy. I mimo, że dzieci osób przebywających na wyspie nie były chore, to i tak bał się do nich podchodzić oraz traktował z pogardą. Przyjaźń, którą zawiązuje główna bohaterka jest wspaniała. Ta książka pokazuje, że nawet w najlepszej przyjaźni można mieć chwile słabości i bezsilności. Po każdej burzy wychodzi słońce, a prawdziwi przyjaciele mimo błędów, będą trzymać się razem. Czytając ostatnie strony czułam, jak ta książka się skończy. I tylko na to czekałam. Czuję się zła i smutna, że to wydarzyło się dopiero po wielu latach, ale ważne, że to wreszcie się stało. To zakończenie daje poczucie, że wreszcie wszystko będzie dobrze. Mimo tego, że ta książka na początku mnie nie zaangażowała, to potem wszystko całkowicie mi to wynagrodziło. Naprawdę polecam.
Ocena: 10/10
„Wyspa na końcu świata” opowiada prawdziwą historię, która rozegrała się w 1906 roku na wyspie Culion na Filipinach, gdzie to sprowadzono ludność trędowatą.
Pod wpływem rządów bezwzględnego pana Zamory, ludność zostaje podzielona na czystych i trędowatych. Dwunastoletnia Ami, wraz z innymi zdrowymi dziećmi, musi opuścić swoją chorą mamę i udać się na wyspę Coron, gdzie będą mieszkać w sierocińcu do ukończenia osiemnastego roku życia.
Ami z bólem serca opuszcza swoją mamę. W sierocińcu poznaje prawdziwych przyjaciół i uczy się wielu pożytecznych rzeczy. Z czasem po kryjomu pisze listy do mamy, z których dowiaduje się, że jej stan zdrowia bardzo się pogorszył. Wraz z przyjaciółmi postawia uciec i spotkać się z matką.
Negatywna postać książki, pan Zamora, który nie da sobie nic powiedzieć i który uważa, że jak ma pieniądze to wszystko może, powinien ponieść surową karę za swoje zachowanie.
„Wyspa na końcu świata” to pełna ciepła opowieść o miłości, przyjaźni, ale przede wszystkim o tolerancji. Podziwiam główną bohaterkę, która w tak młodym wieku musi opuścić mamę i udać się w nieznane. Jej postawa i zachowanie powinny być przykładem dla wielu dzieci, ale nie tylko, dorośli mogą wiele się od niej uczyć.
Pięknie ilustrowana okładka książki przyciąga oko. Wielobarwne motyle zdobią stronę tytułową, jak również początek każdego rozdziału.
Ta książka to cenna lekcja dla dzieci jak i dla dorosłych. Polecam czytelnikom w każdym wieku.
Przedpremierowy egzemplarz powieści Kiran Millwood Hargrave pt. „Wyspa na końcu świata” otrzymałam w styczniu tego roku. Początkowo, jej premiera miała być 6 maja, lecz w związku z pandemią koronawirusa, termin ten przeniesiono na 15 lipca.
O twórczości tej autorki, a dokładnie jej debiutanckiej powieści pt. „Dziewczynka z atramentu i gwiazd” słyszałam wiele pozytywnych opinii, dlatego też zdecydowałam się na lekturę jej kolejnej powieści.
Dokoła przejrzysty ocean, błękitny jak niebo, w którym pływają żółwie i delfiny. Pagórki porośnięte lasami. Śpiew ptaków. Taka jest wyspa Culion, ale „nikt nie przybywa tu z własnej woli”…
Dla dwunastoletniej Amihan to dom. Tu dorastała u boku kochającej mamy. Razem wylegiwały się na ulubionej plaży i sadziły kwiaty, żeby przyciągnąć do swego małego raju kolorowe motyle. Jednak z dnia na dzień, wraz z przybyciem urzędnika z dalekiej Manili, pana Zamory, ten raj zamienia się w piekło. Mieszkańcy zostają podzieleni na SANO (czystych) i LEPROSO (trędowatych). Zdrowe dzieci zabiera się chorym rodzicom i umieszcza w sierocińcu na dalekiej wyspie Coron.
Ami również tam trafia. Musi zmierzyć się wykluczeniem i samotnością, ale w końcu poznaje prawdziwych przyjaciół. Razem z Mari i Kidlatem dziewczynka odkrywa listy od rodziców, które Zamora chował przed podopiecznymi sierocińca. Dowiaduje się z nich, że stan jej mamy się pogorszył i wraz z przyjaciółmi postanawia wyruszyć w niebezpieczną podróż przez ocean.
Czy dzieci wyjdą cało z tej przygody? Czy Ami zobaczy jeszcze mamę? Czy zdoła sprowadzić dla niej na Culion wielobarwne motyle, o których obydwie marzyły?
Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie informacja, że historia ta oparta jest na prawdziwych wydarzeniach. Wyspa Culion na Filipinach naprawdę istnieje, a w latach 1906 – 1998, była ogromnym skupiskiem ludzi dotkniętych przez trąd.
Na pierwszy rzut oka, wydawać by się mogło, że powieść ta przeznaczona jest dla młodszych czytelników. Ciężko jednak wyobrazić sobie, że nastolatek bierze się za historię o nieuleczalnej chorobie, śmierci itp. Dlatego też, każdy (niezależnie od wieku) powinien znaleźć w tej książce coś dla siebie, gdyż jej lektura uwarunkowana jest wrażliwością czytelnika. To od nas samych zależy, co wyciągniemy z tej historii.
Pomimo trudnych tematów, jakie podejmuje autorka w swej powieści, historia ta napisana jest w baśniowym stylu. Trójka przyjaciół wyruszająca w niebezpieczną przygodę, zły charakter w postaci pana Zamory, mnóstwo morałów, dzięki czemu ta książka na dłużej pozostanie w pamięci czytelnika – to wszystko znajdziemy w tej niesamowitej historii.
„Wyspa na końcu świata” została przepięknie wydana. Myślę, że okładkowe sroki skuszą się na tą powieść m.in. dzięki ślicznemu wydaniu. Nie mniej jednak warto podkreślić, że historia ta, sama siebie broni. Oryginalna fabuła i bardzo dobre wykonanie to kluczowe zalety tej książki.
Choć temat trądu współcześnie jest mniej aktualny, to za jego pomocą, Hargrave uczy za pomocą swej książki tolerancji, akceptacji wszystkiego i wszystkich. Nawet tego, co jest nam nieznane i wzbudza w nas niepewność, strach. Pokazuje, jakie konsekwencje niosą ze sobą pochopne decyzje, podjęte pod wpływem strachu przed czymś nieznanym.
„Wyspa na końcu świata” to piękna i magiczna opowieść o potędze miłości i przyjaźni w czasach zarazy i cierpienia.
Idealnie nadająca się do lektury w jakże trudnym dla nas okresie.
Moja ocena: 8/10
To kolejna książka polecona mi przez nastoletnią córkę. Chociaż miałam dość młodzieżówek, to ta sprawiła mi ogromną radość. Początkowo podobała mi się bardzo, bo była inna niż te, które ostatnio czytałam. Od razu dostała punkty za oryginalność. To bardzo ważne, bo ile można czytać książek granych na tę samą nutę... I tak czytałam, czytałam, ucieszona, że już jest dobrze i to mi wystarczyło. A im dalej, tym lepiej było. Książka okazała ważną pozycją literacką, do tego piękną i bardzo poruszającą, czyli nie jakieś tam sobie czytadło, tylko kawałek naprawdę dobrej literatury. Ileż tam przeżywania, miłości, pokory, i to, co lubię najbardziej. Kolejny raz pokazanie, że to, co jest nam dane nas nie ominie. To, że jeśli coś nam się przytrafia, to nie bez powodu i to, że wszystko co się przydarzyło możemy wykorzystać dla siebie. To książka dająca moc, nadzieję, wsparcie. To książka o tym, że nie można się poddawać. I dla młodzieży, co szczególnie jest warte uwagi. To też książka pełna wrażliwości i ulotności jak motyl. Poza tym dzieje się na Filipinach, więc nie jest nudno. To książka wyjątkowa. Polecam!
Z pewnością nie takiej lektury się spodziewałam. Byłam pewna, że to bardziej bajka dla dzieci, a tymczasem ona poruszała tak ważne tematy, aż chwilami miałam łzy w oczach.
Główną bohaterką jest dwunastoletnia dziewczynka, która mieszka wraz z matką chorą na trąd. Nie jest jej łatwo, ale sobie radzą. Jednak nadchodzi czas w którym okrutni rządowcy rozdzielają dzieci od rodziców. Robią selekcję na chorych i zdrowych. Dzieci niepełnoletnie wysyłają na wyspę do zbiorowego sierocińca, który nie ma w sobie tyle miłości, co ich poprzedni. Na domiar złego do Ami nie przychodzą żadne listy od mamy. Pełna tęsknoty i bólu planuje coś bardzo niebezpiecznego. Nic nie jest w stanie zastąpić jej miłości matki.
Osoby wrażliwe nie raz uronią łzę podczas lektury. Już sam pomysł odebrania dzieci rodzicom był bardzo emocjonujący, a ich wywóz... Nic nie przygotowało mnie na taką treść. Opisy były niezwykle emocjonujące i takie szczere. Dzieci cieszyły się nawet najmniejszymi chwilami radości próbując nie myśleć o stracie. Ludzie oznaczeni trądem byli traktowani jak najgorsze rzeczy. Wiedzieli, że są zagrożeniem dla osób zdrowych, ale pilnowali się, aby ich nie zarazić. Serce mi stawało, kiedy otwarcie mówili o zgładzeniu choroby przy osobach nią dotkniętych. Aż bałam się przewracać kartki, bo strach przesłaniał mi wzrok.
Książkę czyta się szybko, ale z dużą dawką emocji. Rozdziały są krótkie i każdy z nich zapoczątkowuje dalsze losy Ami, ale z nową historią. Bohaterowie są aż za dobrze opisani, przy czym możemy łatwo sobie ich wyobrazić. Te zniekształcenia również...
Nie musiałam długo czekać, by przekonać się jaki udział mają tu przedstawione na obrazku motyle. Ich symbolika będzie piękna i chwyci was za serce. Mi książka bardzo przypominała inną o obozach Auschwitz, ale nie pamiętam jej tytułu. Niemniej jednak ma w sobie pewną wyjątkowość, która sprawia, że zapada w pamięć. Od tej chwili ja sama kiedy ujrzę motyle będę myślała o scenach, które się tu wydarzyły. Tą historię po prostu trzeba poznać;-)
Wspaniała lektura! Jest ciekawie napisana i wciągająca, język użyty w książce jest przyjemny, czyta się ciągiem i nie może się oderwać. Książka skierowana jest teoretycznie do młodszych czytelników, mimo to wzruszyła mnie i długo pozostała ze mną. Historia opisana w "Wyspie na końcu świata" jest oparta na faktach, dzięki czemu nabiera nowych, ważnych walorów. Myślę, że jeszcze sięgnę po tą książkę i na pewno podrzucę mojej siostrze.
Ostatnio czytam same emocjonalne książki. "Wyspa na końcu świata" to kolejna pełna emocji pozycja. Tym razem skierowana do młodszego czytelnika, ale myślę, że każdy z nas powinien ją przeczytać, bo porusza ważne kwestie, wzrusza i uczy.
Dwunastoletnia Ami mieszka wraz z mamą Nanay, na pięknej wyspie, Culion. Kto z nas by nie chciał spędzać dni na tropikalnej wyspie? Brzmi iddylicznie prawda? Ale wyspę spowija pewien cień, cień choroby - trądu. Stąd wyspa omijana jest szerokim łukiem, traktowana jako kolonia dla trędowatych.
Ami opiekuje się chorą mamą, żyje sobie spokojnie z nią na wyspie oczekując motyli, które obydwie pragną zobaczyć.
Wszystko zmienia się z chwilą gdy na wyspę przybywa pan Zamora, wysłannik rządowy, który ogłasza dekret, że zdrowe dzieci z wyspy Culion zostaną odebrane chorym rodzicom i przeniesione do sierocińca na wyspie Coron. Zaś wyspa Culion zostanie podzielona na dwie strefy: Sano - czyści i Leproso - dotknięci.
Ami wyrusza w podróż na wyspę Coron wraz z gromadką dzieci. Nie chce zostawiać mamy samej, jej serce jest rozdarte, obiecują sobie z Nanay, że będą pisać do siebie codziennie listy, i że ta rozłąka nie będzie trwała wiecznie. Mimo to Ami jest zrozpaczona, smutna, pełna żalu do rządu i tęsknoty za mamą i przyjaciółmi z wyspy.
Na całe szczęście w sierocińcu odnajduje bratnią duszę w osobie Mariposy. Wkrótce wraz z innymi dziećmi postanawiają odnowić starą łódź i uciec z wyspy. Czy Ami i jej przyjaciołom uda się powrócić do domu? Czy rozdzielone rodziny odnajdą się na nowo. I będzie dane im żyć razem. Tego dowiecie się sięgając po tę cudowną opowieść.
Na uwagę zasługuje wydanie książki. Jest prześliczne ! Okładka błękitna, w motyle, w twardej oprawie, no cudo po prostu. Dziękuję wydawnictwu za tak piękne wydanie i za tak piękną i ważną historię, która ta śliczna oprawa skrywa.
"Wyspa na końcu świata" rozdarła mi serce. Decyzja rządu o rozdzieleniu dzieci z rodzicami łamie serce, oburza i szokuje.
To jak traktowani przez niektórych są ludzi chorzy na trąd, np. przez pana Zamorę, przyprawia o ból głowy. Mimo że chorzy, to nadal ludzie do diaska, czują jak zdrowi, i takie piętnowanie rani ich uczucia, niszczy ich psychikę. Ta stygmatyzacja ludzi trędowatych podniosła mi ciśnienie jak kiedyś "Dżuma" Alberta Camus'a. Aż chciałam momentami chwycić za fraki tego całego Zamorę i potrząsnąć nim i przemówić do rozumu !
Postać Zamory natrętnie kojarzyła mi się z nazistami i doktorem Mengele, to jego umiłowanie do czystości ( aż do przesady i krwi), do porządku, ta niechęć do ludzi, a tym bardziej dzieci, to jego wywyższanie się, egoizm, brak empatii, to traktowanie przez niego żywych istot (motyli), pokazuje jak złym i chłodnym, wyzutym z uczuć wyższych człowiekiem jest ta postać. Brr... nie chciałabym mieć z takim typem do czynienia.
"Wyspa na końcu świata" to mądra opowieść o przyjaźni, miłości, tęsknocie, o marzeniach, o tym by nie dzielić ludzi, nie piętnować, nie traktować ich jak przedmioty pozbawione uczuć, i wreszcie o motylach, które udowadniają nam, że choć życie czasem nie trwa długo, nie oznacza że nie może być piękne, pełne miłości, przyjaźni, i najważniejszego - sensu. Bo każde życie ma taką samą wartość. I każdy zasługuje na szacunek.
Przepiękna, pełna emocji, wzruszeń opowieść. Polecam wszystkim !
Kiran Millwood Hargrave zdobyła serca polskich czytelników powieścią Dziewczynka z atramentu i gwiazd. Autorka powróciła z powieścią Wyspa na końcu świata, która osadzona została w dość ciekawym miejscu: wyspie trędowatych.
Dwunastoletnia Amihan żyje wraz z mamą na wyspie Cullion, miejscu pięknym, zamieszkałym przez ludzi o dobrym sercu. Nikt z zewnątrz jednak z własnej woli do niego nie przybywa, bowiem jest ono ostoją dla osób dotkniętych - trędowatych. Pewnego dnia na wyspę przyjeżdża pan Zamora, wysłannik rządu. Właśnie wtedy kończy się beztroskie życie mieszkańców. Zostają oni przebadani i podzieleni na chorych i zdrowych. Dzieci zostają odebrane rodzicom i przeniesione do sierocińca na innej wyspie. Taki los spotyka właśnie Amihan.
Powieść ta to przede wszystkim nauka tolerancji. Pan Zamora, kreowany od początku na czarny charakter, obawia się inności, jest przerażony trądem, wystrzega się chociażby najmniejszego kontaktu z chorymi. Ma swoje teorie, które bezpodstawnie szerzy, opowiadając bzdury o możliwościach zarażenia się chorobą. Jest tyranem, który napawa się cierpieniem innych. Cieszą go jedynie motyle, zbiera okazy i je zasusza, zabijając bez litości te przeurocze stworzenia. Jak twierdzi czyni to dla dobra nauki pragnąc być jak najlepszym entomologiem.
Amihan natomiast jest jego przeciwieństwem. Dla niej trąd jest codziennością, jej matka przechodzi ciężkie stadium tej choroby, nie ma chociażby nosa. W sierocińcu zaprzyjaźnią się z kaleką dziewczynką, którą wszyscy omijają z daleka.
W swojej książce Hargrave porusza wiele istotnych wątków. Od bezpodstawnej stygmatyzacji poprzez naukę tolerancji na walce o swoje marzenia kończąc. To książka dla dzieci, jednak ja uważam, że więcej wyłuskają z niej dla siebie dorośli bądź młodzież. Ze względu na poważne tematy i dużą ilość tekstu książkę polecałabym co najmniej dwunastolatkom.
Wyspa na końcu świata to opowieść magiczna, pokazująca że warto walczyć o swoje marzenia i rodzinne relacje. To lektura o przeciwstawianiu się złu i szukaniu w sobie odwagi. Historia pożegnań i radzenia sobie ze stratą. Niewielka książka z wielką treścią.
W wigilię dnia przepowiedni siedemnastoletnia Lil i jej siostra bliźniaczka Kizzy zostają schwytane przez okrutnego bojara Valcara, pozbawione wolności...
Pełna przygód i magii, wciągająca opowieść o odwadze i przyjaźni! ,,Arinta była bardzo odważną dziewczyną. Mieszkała w samym środku wyspy Moya...