Czasami dwie dusze łączy więź silniejsza niż śmierć.
Ona – przybrana córka pirata, uratowana z morskiej kipieli. W jej przeszłości ukryty jest klucz do potężnej mocy, która może przynieść wybawienie lub zgubę.
On – potężny mag, wyrzutek, arogant i sybaryta. Od lat poszukuje, choć sam nie wie, czego i dlaczego.
Kiedy jednak ich drogi się spotykają, przejmują nad nimi kontrolę siły potężniejsze od nich samych. Bogowie i demony, nieumarli i czarnoksiężnicy, zapomniana magia i stracone życia – droga do ich poznania zaczyna się na tajemniczej Wyspie Mgieł.
Wydawnictwo: Genius Creations
Data wydania: 2017-05-15
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 480
Język oryginału: Polski
- Życie i śmierć to dwie strony jednej monety.- dodała, zamykając oczy w skupieniu.
Młodziutka Lirr jest przybraną córką pirata ,podczas nieobecności ojczyma mieszka na dworze królowej Maeve, jednak dziewczyna nie darzy jej szczególną sympatią. Kiedy okazuje się, że na królową rzucona niebezpieczną klątwę i tylko Lirr może zapobiec jej śmierci, dziewczyna postanawia pomóc ze względu na uczucie, jakim darzy jej syna . Wyrusza w niebezpieczną podróż na Wyspę Mgieł, w której trakcie pozna je potężnego maga. Po ich spotkaniu nad magiem i dziewczyną zaczynają dziać się niewytłumaczalne, i niebezpieczne rzeczy.
Akcja rozwija się z początku rozwija się bardzo powoli ,nabiera tempa dopiero przy jej rozwinięciu i utrzymuje się do samego końca. Nieoczekiwane zwroty akacji nadają jej ciekawego i wstrzymującego dech punktu finalnego. Fabuła książki jest dość ciekawa . Autorka dobrze rozwija stworzone przez siebie wątki, jednak czasem wydają się one odrobinę przesadzone. Wyspa mgieł jest napisana bardzo lekko, bardzo szybko i mocno można się w nią wciągnąć .mimo długich opisów , autorka odrobinę za mało poświęca na opisaniu szczegółów i skupia uwagę na rozwinięciu akcji . Mało też poświęca na przedstawianiu emocji , jakie towarzyszą głównej bohaterce. Postacie z książki są według mnie tworzone trochę w chaotyczny sposób , momentami wydają się lepiej stworzone od samej głównej bohaterki.
Wyspę Mgieł oceniam na mocną ósemkę w skali do dziesięciu. Sama książka zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Pomysł na nią jest bardzo ciekawy ,jednak trochę za bardzo autorka niepotrzebnie momentami próbuje jeszcze bardziej urozmaicić fabułę. Książka jest także bardzo wciągająca , udało mi się ją przeczytać w ciągu jednego dnia. Wyspę mgieł polecam osobom , które lubią czasami oderwać się od szarej naszej rzeczywistości i wziąć udział w niebezpiecznych przygodach.
„Wyspa mgieł” to książka z gatunku, po który rzadko sięgam, ale opowiadanie Marii Zdybskiej „Drugi oddech Inanny” tak bardzo mi się spodobało, że postanowiłam przeczytać coś jeszcze tej autorki. Padło na jej debiut :)
Może nie powinnam w tej kolejności, ale na początku napiszę o wadach, a potem będzie już tylko pozytywnie (chyba). Główna bohaterka Lirr — ta dziewczyna działała mi na nerwy jak nikt do tej pory, pokuszę się o stwierdzenie, że jest po prostu głupia, a jej zachowanie bardzo zastanawiające. W każdej formie pomocy dopatruje się drugiego dna, a potem obraża jak dziecko. Jednak skoro przetrwałam jej fochy i coraz to dziwniejsze zagrania, to musi oznaczać, że było warto.
I było. Fantastyczny świat gdzie czarna magia splata się z białą, gdzie walczą przeciwko sobie, ale i ramię w ramię żywioły, pełen intrygujących istot — rusałek (Milda — szkoda, że główna bohaterka nie ma jej charakteru), duchów oraz magów, w tym Raidena, mrocznego, władczego i piekielnie niebezpiecznego. Cykl nie bez powodu nosi tytuł „Krucze serce”, ponieważ czarny kruk gra tu zdecydowanie pierwsze skrzypce. Jednak wyjaśnienia zagadki kim lub czym on jest, musicie poszukać w książce.
Powieść „Wyspa Mgieł” to książka, w której znajdziecie intrygi, zdradę, lojalność, przygodę i zagadkę, a to wszystko spowite gęstą, tworzącą specyficzny klimat mgłą.
Lirrian jest przybraną córką pirata. Została uratowana z morskiej kipieli. Nie pamięta swojej przeszłości tylko czasy od kiedy została uratowana. W jej przeszłości został ukryty klucz do potężnej mocy, która może przynieść wybawienie lub zgubę.
Raiden jest potężnym magiem, wyrzutkiem, arogantem i sabarytą. Od lat czegoś poszukuje, ale sam nie wie czego i dlaczego. Dowiaduje się tego dopiero po poznaniu Lirr.
Kiedy ich drogi się spotykają przejmują nad nimi kontrolę siły potężniejsze od nich samych. Bogowie, demony, nieumarli i czarnoksiężnicy, zapomniana magia- wszystko zaczyna się na Wyspie Zarii zwanej Wyspą Mgieł.
Lirrian została oddana pod opiekę księżnej Ysborgu, która nie kryje niechęci do niej. Natomiast obdarza uczuciem jej syna Caela. Maeve, matkę księcia dopada choroba i jej zdrowiu może pomóc tylko święta woda z Wyspy Mgieł. Tylko może się tam dostać tylko kobieta. Mężczyźni nie mają tam wstępu. Lirrian wyrusza w niebezieczną podróż. Czeka ją mnóstwo tajemnic, niebezpieczeństw i z pewnością przygód. A do tego nie opuszcza jej tajemniczy kruk, którego towarzystwa Lirrian początkowo nie może znieść. Elirrianoi ma niezwykły temperament. Jest wrogo nastawiona niemal do każdego. Być może jakiś wpływ miał Hego, jej przybrany ojciec. Lirr jest inteligentną młodą kobietą, która jest dumna i uparta.
Księcia darzy jakimś uczuciem, to pewne, nie jest w stanie mu odmówić, Jeżeli natomiast chodzi o maga to nie potrafi z nim normalnie rozmawiać, co chwilę ją irytuje.
"Wyspa Mgieł" Marii Zdybskiej to z pewnością niesamowita powieść fantasy. Autorka pisze prostym stylem, a akcja powieści rozgrywa się w szybkim tempie, ciągle się coś dzieje.
Z niecierpliwością czekam na następne części wspaniałej trylogii, która mnie zachwyciła.
Kiedyś nie lubiłam sięgać po książki z gatunku fantasy. Zawsze mnie zastanawiało co w nich może być fajnego. A dziś zastanawiam się jak mogłam wcześniej nie sięgać po tego rodzaju literaturę, bo mimo wszystko czasem dobrze jest się przenieść w nierealistyczny świat w którym wszystko może się zdarzyć.
Lirr to dziewczyna, która nie zna swojej przeszłości. Pewnego dnia została uratowana i wyciągnięta z wody przed piratów, którzy później oddali ją pod opiekę księżnej Ysborgu. Obydwie nie darzą się sympatią. Lirr jednak się nie zniechęca, a uczuciem obdarza syna samej księżnej. Kiedy Maeve dopada choroba, jej zdrowiu może pomóc święta woda z Wyspy Mgieł. Tyle, że dostać tam może się tylko płeć piękna. I to właśnie Lirrian podejmie się samotnej wyprawy po ten składnik. Po drodze czeka ją wiele przygód, niebezpieczeństw i tajemnic. A do tego ciągle będzie jej towarzyszyć tajemniczy kruk, który nie będzie chciał jej opuszczać. Co ma z nią zatem wspólnego? Dlaczego wlecze się za nią niczym jej własny cień?
Lirrian to dziewczyna z niezwykłym temperamentem, która swoim wrogim nastawieniem do niemalże każdego potrafi czasem irytować czytelnika. Jednak ma w sobie to coś, co mnie do niej przyciągało i sprawiało, że ją lubiłam. Może to trochę ta jej dziewczęca naiwność, a może właśnie te myślowe potyczki z innymi. Lubię osoby z charakterkiem, a jej go z całą pewnością nie brakowało.
Intrygującą postacią w książce okazał się dla mnie tajemniczy kruk, który wszędzie poruszał się za Lirr. Ona wciąż słyszała w myślach jego słowa. Ale kim tak naprawdę był i co miał z nią wspólnego? Czy nie bez powodu pojawił się w jej życiu?
Dzięki Marii Zdybskiej przeniosłam się do świata pełnego magii, intryg i zasadzek. Do świata w którym pewna młoda dziewczyna nie znająca swojego pochodzenia za wszelką cenę pragnie je poznać. Do świata, gdzie pojawiają się dziwne istoty, niebezpieczeństwa i wiele ciekawych przygód. Główna bohaterka jest zagubiona, nie wie już komu może ufać, a komu nie. Kto jest po jej stronie, a kto próbuje nią manipulować. Czy księżna wraz ze swoją załogą pragnie przetrzymywać ją siłą w swoim królestwie? A może grozi jej jakieś niebezpieczeństwo?
"Pomyślała, że ma zdecydowanie dość nie tylko maga, ale i wszystkich tych osób dookoła, które oczekiwały od niej tego czy tamtego. Nie wiedziała już, komu ufać i na kogo uważać. Serce biło jej oszalałym, panicznym rytmem, a w ściśniętych płucach brakowało tchu."
Czasem dobrze jest się oderwać od codzienności i móc przenieść w świat, w którym nie ma prawdziwych problemów. Czytając tę powieść niejednokrotnie chciałabym czasem sama znaleźć się w takim świecie, w którym przygoda goni przygodę. Do świata w którym miałabym zagwarantowaną adrenalinę i w którym musiałabym szukać własnej drogi. Mogłabym spotkać niespotykane istoty, zaczerpnąć wiedzy na temat czarów, a może i sama się z nimi zmierzyć.
Autorka pisze prostym stylem, akcja rozwija się w szybkim tempie, ciągle coś się dzieje, nie ma czasu na nudę. Bohaterowie są niezwykle różnorodni i każdy z nich odznacza się czymś innym. Niektórych z nich nie polubimy wcale, innych pokochamy, a jeszcze inni będą nas intrygować. Wspólnie z naszą główną bohaterką odbędziemy niezwykłą podróż w poszukiwaniu jej tożsamości. Spotkamy piratów, magów, rusałkę czy też nadprzyrodzone zjawiska. Ale przede wszystkim to ciekawi bohaterowie umilą nam czas.
"Wyspa Mgieł" to interesująca powieść fantasy, w której wszystko może się zdarzyć. Biedna dziewczyna pozbawiona przeszłości, będzie szukała drogi na odnalezienie swojej przyszłości. Ale ostrzegam, to dziewczyna, którą jedni pokochają, a drudzy znienawidzą. Jeśli chcesz się drogi czytelniku przekonać do której grupy trafisz, koniecznie przeczytaj. Polecam.
Lirr to dziecko morza. Dosłownie. Jako kilkuletnia dziewczynka zostaje wyłowiona przez piratów.
Załoga statku staje się dla niej rodziną, a przywódca - przybranym ojcem. Nic więc dziwnego więc, że wcale się jej nie podoba przymusowe zamknięcie w zamku Ysborg. Nudę osładza jej jedynie możliwość przebywania z tamtejszym księciem, Caelem, w którym dziewczyna jest zakochana już od jakiegoś czasu. Kiedy więc książę prosi ją o przywiezienie leku, który jako jedyny może pomóc jego matce dziewczyna nie potrafi mu odmówić. Nikt jednak nie przewidział jakie konsekwencje pociągnie za sobą ta wyprawa.
Całość recenzji dostępna pod adresem: http://zapach-ksiazek.pl/wyspa-mgiel/
Lirr za nic w świecie nie potrafi przywołać do siebie wspomnień sprzed okresu, zanim załoga Zielonej Harpii – z przerażającym Hego na czele – nie postanowiła wyłowić jej z czeluści zdradliwych wód morza. Pozbawiona bliskich, spragniona rodzinnego ciepła, z biegiem lat zżywa się z wybawicielami, nie wyobrażając sobie już życia poza tym statkiem pirackim. Pech jednak chce, że powodu pewnych komplikacji dziewczyna nie może dłużej zostać na pokładzie, co wiąże się z nagłą przeprowadzką. Odzwyczajona od stałego lądu Lirr jest zmuszona zamieszkać w Ysborg, teoretycznie trafiając pod opiekę samej księżnej tych ziem, Maeve. Teoretycznie, bo w praktyce nie jest tam mile widziana przez samą władczynię, gdzie ta na każdym kroku stara się udowodnić swoją niechęć do „podrzutka”. Niezrażona tak podłym traktowaniem dziewczyna zbliża się do jej syna, Caela, odnajdując w nim doskonałego powiernika sekretów i towarzysza niedoli. Żadna dworska etykieta nie jest w stanie uniemożliwić im kontaktu ze sobą oraz wspólnego spędzania czasu. Ta zażyłość powoduje, że serce Lirr zaczyna mocniej bić w obecności księcia. Niestety nie ma ona na tyle odwagi, by wyznać mu swoje uczucia, ale wtedy jeszcze nie wie, że los postanowi jej dopomóc.
Maeve podupada na zdrowiu, a stosowane dotąd medykamenty zdają się nie mieć już żadnych leczniczych właściwości. Ten fakt przeraża nie tylko najbardziej oddanych służących władczyni, ale również samego Caela, który z dnia na dzień przestaje zarażać optymizmem i sam prawie staje się wrakiem człowieka. Królowa, zrażona do magii, odrzuca swoje uprzedzenia i sprowadza do zamku słynnego medyka, który także nie przywozi dobrych wieści. Jedynym ratunkiem pozostaje receptura, gdzie do jej wykonania brakuje istotnego składnika, jakim jest święta woda. Aby ją zdobyć, trzeba odbyć długą, aczkolwiek niebezpieczną podróż na samą Wyspę Mgieł, ale to nie wszystko. Wstęp na nią mają jedynie kobiety, ale nawet wpuszczenie takowej na jej teren nie musi wiązać się z sukcesem. Dlatego Lirr, dość niechętnie, zgadza się wyruszyć po „zbawienie” dla królowej. Ale nie robi tego ze względu na nią. Ma w tym swój ukryty cel...
Czy Cael, dość często zawieszony między jawą a rzeczywistością, odkryje prawdziwe intencje Lirr? A może poznał jej mały sekret znacznie wcześniej i sam maczał palce w możliwym ratunku swej ukochanej matki? Jak potoczą się losy samej Lirr, która zdaje się ciągnąć swego słynnego pecha za sobą, który zna bardzo niebezpiecznych ludzi? I dlaczego – na litość boską! - jak cień podąża za nią jakiś upierdliwy kruk?
Czasami zdarza mi się podejmować pochopne decyzje pod wpływem chwili czy impulsu, co nie zawsze ma pozytywny skutek. Również od czasu do czasu robię coś wbrew sobie tylko po to, aby przywołać uśmiech na twarzy osoby, której najbardziej na tym zależało. Zgadza się, to niezdrowe i brak w tym asertywności, ale niekiedy to jedyna droga, aby uzyskać zamierzony efekt. Taką drogą postanowiła również podążać sama Lirr, kiedy przyjęła propozycję wyruszenia w nieznane tylko po to, by uratować znienawidzoną przez siebie władczynię, a matkę Caela, który jako pierwszy wybudził w niej ukrytą dotąd dziewczęcą naturę. Jednakże czym by była długa, bardzo ważna wyprawa bez komplikacji? Przecież nie przystoi nie wykorzystać okazji do popisania się swoimi umiejętnościami uprzykrzania bohaterowi życia! I to jeszcze przy pomocy kreatur nie z tego świata! Po tę możliwość sięgnęła sama autorka, dzięki czemu z pozoru nudna wyprawa zamieniła się w istną pogoń wrażeń, gdzie wystarczył tylko moment nieuwagi, by przeoczyć coś wywołującego dziki galop serca. Nieraz sama dawałam się przyłapać na tym, że kiedy następowała chwila na wyregulowanie oddechu, czekałam, aż ponownie rozpęta się fabularny sztorm. Aczkolwiek w pewnym momencie zaczynałam się obawiać, iż narastające niespodzianki zaczną mnie męczyć, bo jak dobrze wiecie – co za dużo, to niezdrowo. Na szczęście obyło się bez uczenia książki latania, bo każdy element powieści prędzej czy później doskonale wpasowywał się niczym kot do kartonowego pudła (a wszyscy dobrze wiemy, że one opanowały tę sztukę do perfekcji). Ale, ale... przecież nie samymi niebezpiecznymi, pełnymi wrażeń zdarzeniami człowiek żyje! Przecież nie mogę zapomnieć o humorystycznej części [Wyspy Mgieł], bo jej tutaj również nie zabrakło. Owszem, prawie pierwsze dwieście stron ma jej niewiele, ale kiedy tylko poznajemy słynnego Raidena, to następuje zwolnienie blokady, a czytelnik nie jest w stanie pohamować parsknięć i wybuchów śmiechu. Pełne politowania spojrzenia ze strony mamy to jeszcze pikuś, ale jeżeli takimi raczył mnie już pies... chyba w tym przypadku nie potrzebujecie większej wizualizacji ich rażenia, prawda?
Nie potrafię także zapomnieć o tym, jak wielokrotnie wodzono mnie za nos. Może raz czy dwa zdarzało mi się przewidzieć dalszy przebieg akcji i puszyć się niczym paw, ale co mi po tym, skoro Maria Zdybska okazała się sprytną manipulatorką i niemal boleśnie mi o tym przypominała? Toż to karygodne! Jak tak można wyprowadzać mnie w pole z taką nonszalancją, z nieukrytym wdziękiem? O nie, tak się nie będziemy bawić, dlatego mam dla autorki łagodnego pstryczka w nos. Aby nie było za pięknie, bo nie oszukujmy się – przecież zawsze muszę się czegoś przyczepić – pragnę zwrócić uwagę na dość widoczny trójkąt miłosny, do którego zawsze podchodzę z rezerwą. Zgadza się, początkowo nie odczuwa się go aż nadto, ale niemalże pod koniec myśli Lirr wirują między dwoma panami i sama już nie wie, który jest bliższy jej sercu. Gdyby to ode mnie zależało, chętnie bym jej wskazała swojego faworyta, a drugiego adoratora posłała ku rusałkom, aby pokazały mu swoje „wdzięki”. Nawet sama bym go do nich zaprowadziła. Niech zna moje „dobre” serce...
„Być może prawdziwa wolność jest zawsze okupiona samotnością”.
Lirr, jak na przybraną córkę pirata przystało, twardo stąpała po ziemi i rzadko kiedy bała się konsekwencji swoich czynów (a uwierzcie – miała sporo za uszami). Uparta do granic możliwości, pyskata jak mało kto krnąbrna nastolatka nieraz udowadniała samej królowej, że nie tak łatwo ją sobie podporządkować. Ale stało się. Ugięła się pod wpływem miłości, jaką darzyła syna znienawidzonej przez siebie kobiety, pokazując, że tak łatwo potrafimy stracić głowę, gdy wydawałoby się ją mieć niemal przylutowaną do karku. Jakoś nie umiałam pojąć, dlaczego Cael stał się jej obiektem westchnień. Jak dla mnie niczym szczególnym się nie wyróżniał, a niektóre jego zachowania pozostawały wiele do życzenia. Tak to nie potrafił dostrzec w Lirr kobiety, ale kiedy ta nieco odmieniła swój styl, nagle nie mógł oderwać od niej wzroku. Rozumiem, mężczyźni są wzrokowcami, co nie zmienia faktu, że już wcześniej powinien dostrzec urodę swej przyjaciółki, i to nie tylko tę zewnętrzną. Natomiast w innym świetle postrzegałam Raidena, aroganckiego maga, umiejącego doprowadzić główną bohaterkę do szewskiej pasji. Słowa przechodzące przez jego usta bardzo ją irytowały, co prowadziło do ciekawych, pełnych sarkazmu rozmów, od których powoli się uzależniałam. Także ciężko byłoby nie wspomnieć o Mildzie, uroczej rusałce; Asterle, dość bezpośredniej rudowłosej dziewoi czy słynnym kruku, bo oni także zdobyli moją sympatię. Jednakże gdybym miała wybierać między tą trójką, to bez wahania wskazałabym na czarne ptaszysko. Wprost nie mogłam doczekać się chwil, kiedy ponownie odwiedzi Lirr i zaskoczy ją czymś nowym. Sama czułam z nim ogromną więź, dlatego jego nieobecność źle na mnie oddziaływała. A co się tyczy Maeve i jej „cudownego” medyka... nie. Pozwólcie, że swoje głębsze przemyślenia o nich pozostawię dla siebie, a wam zdradzę jedynie tyle, że chętnie zrzuciłabym tę dwójkę z urwiska...
Maria Zdybska, która niektórym swoim czytelnikom pozwoliła się wcześniej poznać na portalu Wattpad jako EliseBlackpool, to kolejna obiecująca debiutantka na naszym rynku literackim. Naprawdę jestem zdziwiona, że o [Wyspie Mgieł] jest tak cicho, bo ta książka zasługuje na większą uwagę. A to niby dlaczego? Nie dość, że za pomocą zwyczajnie brzmiących słów stworzyła niesamowicie wciągającą historię, gdzie magię otaczającego nas wyimaginowanego świata odczuwa się na każdym kroku, to także udało jej się stworzyć wspaniałych bohaterów. Każdy z nich jest na swój sposób wyjątkowy, i to nie tylko ze względu na swe widoczne wady czy zalety. Gołym okiem widać, że włożyła w tę książkę wiele serca!
Podsumowując:
Osaczana natrętnymi reklamami pewnej książki nie mogę zrozumieć, dlaczego w tych samych miejscach nie znajduje się okładka [Wyspy Mgieł], gdzie książka Marii Zdybskiej naprawdę zasługuje na większą uwagę czytelników. To niedorzeczne, że tak niewiele osób miało przyjemność zapoznać się z Lirr i samemu odbyć niesamowitą, pełną magii i mrocznych niespodzianek przygodę, zwieńczoną zaskakującym zwrotem akcji! Dlatego pozwólcie sobie od czasu do czasu zaszaleć i śmiało sięgajcie po debiuty, bo te nieraz zdołają mnie zaskoczyć. Mogę to potwierdzić rękami i nogami!
Mieliście już okazję czytać trylogię "Krucze serce"?
Do świata Lirr i Raidena trafiłam dzięki @fantastykapolska i...zakochałam się bez pamięci.
Ona to znajda, wyłowiona z morskich odmętów przez piratów. Nie wie kim jest i skąd pochodzi.
On to potężny i arogancki mag, żyjący w zamku na klifie.
No i jest jeszcze pewien kruk, dzięki któremu Lirr i Raiden zostali połączeni.
Dlaczego tak się stało? Czy Lirr odkryje swoją przeszłość a Raiden odzyska cząstkę duszy?
Jeszcze nie wiem, ale koniecznie muszę się dowiedzieć. Dlatego uciekam czytać, bo jestem strasznie ciekawa.
Bardzo fajna książka. Klimatem skojarzyła mi się trochę z trylogią Czarny mag.
„Wyspa Mgieł” to young-adult fantasy, czyli jeden z gatunków, które lubię najbardziej. Spodobał mi się w tej pozycji rozbudowany, szczegółowy świat, jej niezwykły, urzekający klimat, spodobały mi się barwne opisy, a przede wszystkim bohaterowie, w szczególności Raiden. Spodobała mi się też sama historia. Czegoś takiego jeszcze nie czytałam, a już na pewno nie w naszym rodzimym wydaniu. Chcę więcej i więcej. To bardzo dobry kawał fantastyki dla młodzieży, na światowym poziomie. Chociaż ta opowieść osadzona jest w zupełnie innych realiach, przypomniała mi moje ukochane „Dwory” Sarah J. Maas i za to jestem autorce ogromnie wdzięczna. W opowiadaną przez Marię Zdybską historię dosłownie się wsiąka. Klimat, jaki towarzyszy tej opowieści, jest nie do opisania. A emocji dostarcza takich, że ciężko się potem pozbierać.
Stworzony przez autorkę świat to świat baśni, magii i tajemnic. I został tak dobrze przemyślany i dopracowany, że ciężko go opuścić ot tak. Czułam się w nim po prostu dobrze, szczególnie podczas podróży Lirr do sanktuarium, i nie chciałam go zostawiać. I chociaż na dziewczynę w trakcie tej podróży czekały przede wszystkim niebezpieczeństwa, dużo dowiedziała się przy okazji o sobie i o mocy, która gdzieś się w niej tli, a o której nie miała bladego pojęcia. Ta podróż dała jej siły na przyszłość i wiele ją nauczyła. Tego, czym jest przyjaźń, czym poświęcenie, oddanie i prawdziwa miłość. Sprawiła, że Lirr stała się mniej naiwna. Zrozumiała, że została wykorzystana. Że jej uczucie do Caela nie zostało odwzajemnione, a w nikczemny sposób posłużono się nią. Spodobała mi się wewnętrzna przemiana, jaka zaszła w tej dziewczynie. Stała się silna, zdecydowana, świadoma siebie. Czymś, co niezmiennie mnie od początku rozkładało na łopatki był sposób, w jaki Lirrian przeklinała. Uśmiechałam się zawsze, kiedy były fragmenty z jej uroczymi powiedzeniami. "Łajno wieloryba, szlam, jucha i ścierwo chędożonego Lewiatana!" to tylko mała próbka jej możliwości, a muszę przyznać, że słownik miała dziewczyna nadzwyczaj bogaty. Moją ulubioną postacią z tej powieści jest Raiden. Potężny mag, wyrzutek, i jak dobrze dodaje opis książki, sybaryta. Arogancki, z narcystycznymi cechami osobowości, a przez to również egoistyczny. Z jednej strony leniwy, z drugiej nie bojący się wyzwań i bez zastanowienia stający do walki. Jeśli chodzi o postaci kobiece, uwielbiam Mildę. Drobna, ale twarda i waleczna, a do tego oddana. Cieszę się, że Lirrian znalazła przyjaciółkę, której nigdy nie miała. I właśnie taką.
Polecam „Wyspę Mgieł” z całego serca. Książka jest dopracowana w każdym calu, szczegółowa, ze świetnie nakreślonymi bohaterami, ciekawą i trzymającą w napięciu fabułą, z barwnymi, ale nie nużącymi opisami. A do tego świetnie napisana, stylem i w klimacie, który przypomina Maas. Jeśli jeszcze nie czytaliście, musicie przeczytać. To książkowy must have i must read tego roku!
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Inanna.
Lirr i Raiden muszą uciekać z Ysborga nie tylko przed gniewem jego władczyni, ale również przed podążającymi ich tropem bezwzględnymi Łowcami Mocy...
FINAŁ TRYLOGII KRUCZE SERCEJeśli spadasz wystarczająco długo, zaczynasz się czuć, jakbyś latał.Lirr straciła wszystko, poza obietnicą zemsty na siedmiu...
Lirr starała się udać smutną minę, ale utrudniał jej to niebiański smak rumowych rodzynków.- Też uważam, że jeleń zachował się doprawdy bezczelnie, uciekając. Łajdak!
Więcej