Jest 13 lipca 1900 roku. Sierżant krakowskiej straży ogniowej ulega wypadkowi w drodze do pożaru...Sto lat później jego prawnuczka dowiaduje się o tym wydarzeniu z Internetu i postanawia rozpocząć swoje prywatne śledztwo. Pomaga jej przypadkowo poznany dziennikarz z miejscowej gazety. Wspólnymi siłami starają się rozwikłać zagadkę, nie stroniąc przy tym od mocno niekonwencjonalnych metod.Im bardziej jednak zagłębiają się w lekturę starych czasopism i dokumentów, tym więcej pojawia się niejasności i znaków zapytania. Kim jest ów tajemniczy przodek, po którym nie zachowała się ani jedna fotografia w rodzinnym albumie? Czy uda się odnaleźć jakiś jego ślad w archiwach? A może trzeba będzie wymyślić go na nowo...Współczesny i dziewiętnastowieczny Kraków przenikają się wzajemnie, prawda miesza się z fikcją, wątek detektywistyczny przeplata z romansowym, a całość przyprawiona jest sporą dawką humoru i szczyptą autoironii.
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 2007-02-07
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 232
Powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym oraz romansowym.Jest to opowieść o dawnym Krakowie o tym jak bardzo się zmienił,jak różnił się od współczesnego i jakie zmiany nastąpiły w mieszkańcach i panujących obyczajach.Losy bohaterów śledzi się z wielkim zaciekawieniem co wywołuje pozytywne emocje. Powieść czyta się bardzo szybko i lekko ,ponieważ jest napisana bardzo przystępnym językiem.Polecam
Po tym jak zaczytywałam się w serii Kobiet z ulicy Grodzkiej, myślałam, że i tym razem autorka porwie mnie. Niestety tak sie nie stało. Jakoś tak wszystko wydaje się naciągane. Próba spojrzenia na wypadek sprzed stu lat z perspektywy różnych ludzi, i dodatkowo teraźniejszość ...
Zapowiadało się ciekawie.... Lucyna, mieszkanka współczesnego Krakowa trafia na historię strażaka z 1900 roku, który okazuje się, że jest z nią spokrewniony! Poszukiwania informacji o przodkach wprowadzają ją w dawny Kraków.... Lekka, obyczajowa historia, świetnie przedstawiająca dawną stolicę Polski może się spodobać, ale myślę, że nie zachwyci. Fabuła troszkę się rozłazi, brakuje jakichś emocji i dreszczyku :) Lecz jeśli ktoś chce spróbować, to czemu nie... :)
W 1890 roku, w piwnicy pod apteką, przychodzi na świat Wiktoria, nieślubna córka aptekarza i młodej służącej, Hanki. Już w momencie narodzin mała...
Piąta w cyklu powieść o klątwie, która wciąż ciąży nad rodziną. Jest rok 1957. Weronika, córka Matyldy, dopiero wkracza w dorosłość, a już...
Przeczytane:2021-01-10,
Lucyna Olejniczak rozkochała mnie w swojej twórczości dzięki serii 'Kobiety z ulicy Grodzkiej'. Niewątpliwym plusem jej powieści jest akcja osadzona w mieście, w którym obie mieszkamy, czyli w Krakowie, teraźniejszym lub z przeszłości. Czy "Wypadek na ulicy Starowiślnej" pozostanie na długo w mej pamięci?
Lucyna mieszka w Nowej Hucie, ma dorosłe dzieci a mąż nie żyje od wielu lat. Przeglądając "Dziennik" natrafia na rubrykę 'W Krakowie przed stu laty', gdzie znajduje notatkę z 1900 roku dotyczącą pożaru na ulicy Starowiślnej. Dla innych osób notka byłaby zupełnie niezauważalna, lecz Lucyna dostrzegła w niej znajome nazwisko - Teodor Henzelmann. Jej pradziadek był jednym ze strażaków spieszących do pożaru a gdy wóz uległ wypadkowi, został poszkodowany.
Bohaterka poruszona jego losami postanawia dowiedzieć się o swoim przodku jak najwięcej. Magda i Tomek - jej dzieci - gorąco namawiają matkę, by napisała o pradziadku książkę. Tylko czy uda jej zdobyć wystarczającą ilość materiału? Dzielnie jednak zabiera się do pracy, odnajdując nie tylko zdjęcia czy listy, ale również towarzystwo sympatycznego mężczyzny o intrygującym spojrzeniu. Dziennikarz stara się pomóc w poszukiwaniach strażaka z przeszłości, ale czy wspólne "śledztwo" przyniesie lepsze rezultaty? Czy Lucyna napisze książkę?
Lucyna Olejniczak jak zawsze wyśmienicie oddała klimat z lat, gdy żył Teodor Henzelmann - dorożki, tramwaje konne, sienniki i jazda pociągiem do Mogiły. Głupie zabawy dzieci przeplatają się z problemami dorosłych, żałobą, tęsknotą i biedą. Bohaterka próbując wczuć się w najbliższych pradziadka stara się ich oczami opisać dzień wypadku - co wtedy robili, gdzie byli, w jaki sposób dowiedzieli się o nieszczęściu. Zabieg ten sprawia, że poznajemy szerszą perspektywę i postrzeganie faktów w zależności od wieku narratora.
Niestety chcąc napisać szczerą recenzję muszę stwierdzić, że ta książka mocno mnie rozczarowała. Podczas lektury czułam się wręcz zmęczona, nie pasował mi ani język, ani bohaterowie i wydarzenia wokół nich. Bardzo żałuję, bo w poszukiwaniach przodka tkwił ogromny potencjał. Niewiele tutaj konkretów w głównym temacie, wątki poboczne też dość rozmyte. Chwilami miałam wrażenie, że pisała tę powieść zupełnie inna Lucyna Olejniczak niż moje ukochane 'Kobiety z ulicy Grodzkiej'. Szkoda...
Podsumowując - "Wypadek na ulicy Starowiślnej" to opowieść o poszukiwaniach, zauroczeniach, sprawianiu radości starszym i samotnym osobom, o miłości zaborczej i zazdrosnej a także o nieszczęściu, biedzie, zbyt szybko podejmowanym decyzjom. Historia o tchórzostwie, rozczarowaniu, igraniu życiem innych. Dla mnie niestety bez fajerwerków, ale może Wam przypadnie do gustu.