Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2010-09-01
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 240
Czy można zrozumieć strach, niezachwiane oddanie zbrodniarzom, poddaństwo? Wasilij Grossman należy do grona pisarzy, ludzi, którzy przeszli całą drogę, od zachłyśnięcia się rewolucyjnymi hasłami do spojrzenia na system nie przez krzywe zwierciadło propagandy. Za pięknym, kolorowym plakatem wspólnej walki o lepsze jutro zobaczył potwora, który wysysa z ludzi życie i szczęście, pozostawiając półżywe skorupy, próbujące ocalić za wszelką cenę tę resztkę siebie pozostawioną przez bestię.
Wszystko płynie to powieść niedokończona, wydana na Zachodzie kilka lat po śmierci Grossmana. Ciekawa jest już sama historia tej książki, a także Życia i losu, które nie miały prawa się ukazać, przetrwać w Kraju Rad, a jednak w postaci mikrofilmów zostały przerzucone przez granicę, by głosić prawdę o stalinowskiej Rosji. W tej książce śledzimy historię Iwana Grigorjewicza, który po trzydziestu latach spędzonych w łagrach, zostaje wypuszczony na wolność. Grossman nie skupia się jednak tylko na głównym bohaterze, lecz przedstawia dużo bardziej panoramiczny obraz radzieckiego społeczeństwa. Narracja została poprowadzona w taki sposób, że czytelnik ma szansę poznać z bliska różne, często wykluczające się postawy. Wśród nich pojawia się naukowiec, stryjeczny brat Grigorjewicza, który zyskuje wysoką pozycję w akademickim światku dzięki rosyjskiemu pochodzeniu i wierności linii partyjnej; Anna Siergiejewna, która była świadkiem Hołodomoru i przedstawia swą opowieść Iwanowi; stary bolszewik, który pozostaje wierny partii nawet wtedy, kiedy ta oskarża go o zdradę...
Nierzadko w powieści gubimy głównego bohatera, przysłuchując się innym historiom - Iwan Grigorjewicz znika na parę rozdziałów, by wrócić nagle ze swoimi refleksjami, np. gdy w głowie przedstawia traktat historiozoficzny o Rosji, rewolucji i niewolnictwie, w którym protagonista sięga być może do rdzenia nie tylko stalinizmu, ale także polityki i świadomości społecznej Rosji w ogóle. W tym fragmencie wydaje się, że Grossman jako autor najsilniej wkracza do świata powieści, że myśli Iwana Grigorjewicza są bliskie im obu. Choć po opuszczeniu więzienia łagrownik nie może znaleźć sobie miejsca wśród dawniej bliskich mu osób, a świat "na wolności" tylko pozornie różni się od tego za kratami, to nadal widoczna jest jaskrawa iskra nadziei, że nic nie da rady zdusić, zabić wolności, która kryje się głęboko w każdym człowieku.
Wszystko płynie stanowi też pochwałę samego opowiadania, stąd też bierze się pewne kompozycyjne rozwarstwienie powieści na pomniejsze historie. Jak zauważa w przedmowie Rober Chandler: "Jedno z najważniejszych przesłań książki to przekonanie, że jeśli zdobędziemy się na prawdomówność, nasze opowieści przestaną być dla nas ciężarem. Że każda historia, prawdziwie opowiedziana i prawdziwie wysłuchana, może stać się darem". Stąd też najważniejszymi momentami w powieści są te, w których bohaterowie zwierzają się, zrzucają z siebie ciężar tego, co ich przygniata, boli, nie daje spokoju mimo upływu lat - w tym znajdują ukojenie, opowiadanie daje im wolność od przeszłości.
Niemożliwym zdaje się określenie wartości prozy Grossmana - z jednej strony bardzo klasyczna, prosta, pozbawiona ozdobników, z drugiej jednak dotykająca tematów, które miały zostać przemilczane, opowiadająca historie, które miały umrzeć razem z tymi, co je znali. Siła Wszystko płynie nie leży zatem ani w wyszukanej formie, ani w skomplikowanej fabule, lecz w prawdziwości treści.
"Najważniejsze żeśmy Rosjanie, a Rosjanin, to nie byle kto. [...] Tak, święta prawda, Rosjanin to starszy brat, pierwszy wśród równych"
O tej książce napisano już sporo i dobrze, cóż ja taki zwykły szary czytelnik mogę jeszcze dodać. W mojej biednej czytelniczej głowie to wszystko nie może się pomieścić. Przecież to był XX wiek, środek cywilizowanej Europy, nie było wojny i to nie jacyś "obcy" zgotowali swoim rodakom, takie coś. Książka jest straszna, a opis głodu na Ukrainie, wprost zwalił mnie z nóg i pogruchotał totalnie.?
Owszem, wcześniej czytałam o tym ludobójstwie (bo tak to trzeba otwarcie nazwać), jednak za każdym razem kiedy czytam o czymś tak okropnym, łzy cisną mi się do oczu same. A przecież wciąż i zawsze powtarzam, ze ja, absolutnie nie mam oczu na mokrym miejscu i dużo trzeba, bym ja poczuła łzy pod powiekami...
Autor ustami jednej z bohaterek swojej książki również się dziwi, takimi słowy:
"Czyż to możliwe, że nic nie zostało. Czyż to możliwe, że nikt nie odpowie za to co tutaj się działo.Że tak wszystko się zapomni bez słów, trawką porośnie? Więc pytam cię, jakże to może być?"
"Po blisko trzydziestu latach więzień łagrów Iwan Grigorjewicz wychodzi na wolność"
i próbuje zrozumieć... Nie ocenia tych, którzy pisali, między innymi i na niego donosy, oczywiście fałszywe. Wręcz ich tłumaczy, usprawiedliwia, nawet tych, którzy oczerniali innych dla korzyści materialnych. Tych też tłumaczy. Jako jedynego winnego wskazuje Państwo i tego kto właśnie takie, a nie inne państwo stworzył, czyli Stalina, a potem konstatuje pół żartem, pół serio:
„I nagle 5 marca umarł Stalin... Była to śmierć poza planem, niezależna od dyrektyw organów rządzących. Stalin umarł bez osobistego polecenia samego towarzysza Stalina... Wzburzenie ogarnęło myśli i serca”.
i to wzburzenie, w niektórych trwa do dziś, jeszcze dziś są ludzie, którzy uwielbiają i kochają Wielkiego Wodza. Czy to normalne?? Po takich książkach zawsze ugruntowuje się we mnie stwierdzenie, że:
"Rosja to nie kraj, to stan umysłu"
II wojna światowa, front wschodni. Moskwa, Saratów, Kazań, Kujbyszew. Stalingrad. Starcie dwóch totalitaryzmów. I losy ludzi - członków...