Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2006-07-31
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 512
Opis niektórych książek intryguje tak bardzo, że nie sposób je odłożyć i zapomnieć. „Wrota. Tom 1” Mileny Wójtowicz to właśnie jeden z tych przypadków, którym trudno się oprzeć. Bo jakże to… bajka w krzywym zwierciadle?
Salianka to młoda księżniczka, w której tkwią tytułowe ‘wrota’. Czyż nie brzmi już dziwnie? Dziewczyna zostaje uprowadzona przez Gawarka (księcia), któremu wydaje się, że ją uratował. Nic bardziej mylnego. Ona czuje się uprowadzona, a on jest przekonany, że uratował jakąś niewolnicę. Nadążacie? Bo później jest jeszcze dziwniej!
„Królewna była tylko zwyczajną dziewczyną, z tym że noszącą klucz do zagłady. W interesie zarówno władczyni, jak i doradców leżało, by ta zagłada nie nastąpiła”
Pierwsze strony są kluczowe, a zatem zwracam na nie najwięcej uwagi. Niestety autorka poszalała. Ilość opisów w porównaniu do dialogów… a właściwie zaraz, przecież nie ma czego porównywać! Dialogi przez pierwsze sto stron były tak infantylne, niedopracowane i znikome, że aż nie mogłam uwierzyć. Miałam wrażenie, iż czytam bajkę, ale taką totalnie dla dzieci. Mnóstwo opisów wykreowanego świata, okraszone do bólu banalnymi rozmowami. Jednak w jakiś magiczny sposób wszystko się pozmieniało po 100-ej stronie. Jakby autorka nagle zmieniła sposób myślenia i strategię. Książka stała się ciekawa i do przyjęcia.
Ale o ile sama akcja zmieniła się na lepsze, tak wciąż przeszkadzała mi inna kwestia, a mianowicie relacje pomiędzy bohaterami. Były niespójne, w odniesieniu do obecnych czasów. Tak, wiem, czytałam lekkie fantasy, gdzie wszystko może mieć miejsce, niemniej mimo wszystko relacje niektórych bohaterów gryzły mi się i to potwornie. Bo wyobraźcie sobie młodego księcia, który zaspany wpada do sali, gdzie król ma naradę, prosi o coś ojca (króla), po czym wychodzi ziewając. A król? W zasadzie jemu to w ogóle nie przeszkadza. No jak to? Syn przerywa być może ważną naradę, lekceważąc wszystkich i nie ponosi nawet najmniejszych konsekwencji? Który ojciec by na to pozwolił… o królu nie mówiąc?!
„Wrota. Tom 1” Mileny Wójtowicz to historia, w której spokojnie można znaleźć kilka absurdów, niemniej nie rażą one, tak jak początkowe 100 stron książki. Pomimo mieszanych uczuć, będę tę książkę wspominać miło i chętnie sięgnę po kolejną część. Powody? Najważniejszy to bohaterowie, którzy pojawili się z biegiem czasu, a którzy strasznie intrygowali i przyciągali. Gdyby nie oni, nie miałabym czego wspominać. Zakręcili akcją i zrobili to naprawdę dobrze. Mam jednak nadzieję, iż drugi tom jest mniej infantylny i że rozdziały liczą mniej jak 50 stron. Zgroza, gdy rozdział ciągnie się bez końca!
Recenzja nie jest przychylna, ale mimo to polecam przeczytać i ocenić samemu. Być może książka okaże się rewelacyjna, a wymienione przeze mnie kwestie wcale nie rzucą się Wam w oczy. Spróbujcie, bo mimo wszystko pomysł sam w sobie wart jest uwagi.
„Wrota” Mileny Wójtowicz opowiadają historię Królewny, w której umyśle zamieszkują tytułowe Wrota, trzymające w zamknięciu demony. Są one nierozłącznym elementem i Salianka, główna bohaterka, nie może się ich pozbyć. Wspólnie przeżywają one najróżniejsze przygody, ciężkie chwile, krótkie miłostki i odkrywają znaczenie przyjaźni.
Szlachetni rycerze, okrutna królowa, nieposkromione demony, czarownica i przyjaźnie, których się nie spodziewamy. Podoba mi się fabuła tej książki. Jest odrobinę skomplikowana, przekoloryzowana i czasem brakuje realności, jak to, że nastoletnia dziewczyna jest władczynią i widać bardzo jej brak profesjonalizmu, nauki na błędach czy też świadomości dokonywanych czynów, ale na niektóre fakty można przymknąć oko. Napisana lekkim językiem, czyta się ją przyjemnie, choć zdarzały się na początku momenty, gdzie usypiałam, ale z kolejnymi stronami i większym przywiązaniem do bohaterów, coraz bardziej byłam ciekawa rozwinięcia wydarzeń. Dużo było niespodziewanych zwrotów akcji i relacji między osobami, których kompletnie byśmy nie przewidzieli.
Można porównać tę książkę do bajki. Było mordowanie, napady, wiele złych czynów popełnionych, ale nigdy nie zostały one opisane w sposób emocjonalny, brakowało okrucieństwa i dosłownego postawienia nas przed takimi faktami. U każdego bohatera uwydatnione zostały pozytywne cechy. Ostatecznie nawet demon potrafił okazać się tym dobrym. Dlatego również nie da się nie polubić ich. Salianka, obrażalska dziewczynka, niezdecydowana, ale potrafiąca postawić na swoim w konieczności, ufna i z łatwością podejmująca niewłaściwe decyzje. Zamieszkujące w niej Wrota marzyły o wolności, mimo wielkich możliwości i posiadanych mocy, były bardzo infantylne, samolubne i jeszcze bardziej podejmujące głupie decyzje. Irytowało mnie, że zrobiono z nich potężne i niezwyciężone, a w praktyce, gdy przyszło do zagrożenia, to autorka stwierdzała, iż tym razem Wrota dziewczynie nie pomogą się uratować. Gawarek jest zdecydowanie moją ulubioną postacią i podoba mi się jak ostatecznie duże znaczenie miała jego przyjaźń z Królową.
Napis znajdujący się na okładce książki głoszący „pełna humoru i ironii powieść” zachęciła mnie. Ewidentnie mi ten poziom humoru nie przypadł od gustu. Były zabawne sytuacje, ironiczne odzywki między przyjaciółmi, jednak nie było tak, żebym jakoś szczególnie zapamiętała jakiekolwiek wydarzenie, które rozśmieszyło mnie do łez.
Mam wrażenie, że jest trochę niedociągnięć w powieści. Jak właśnie sposób prowadzenia władzy przez główną bohaterkę, dokładniejszych szczegółów wszystkich przyczyn, przez to cała historia wydaje się być niekompletna, ale mam nadzieję, że będzie to uzupełnione kolejnym tomem. Autorka zaskoczyła mnie zakończeniem i przyznaje, iż zaciekawiła oraz zachęciła do dalszego poznawania losu bohaterów.
Mamy perspektywę z młodej dziewczyny i wiele rzeczy traktuje ona niepoważnie, patrzy na to w sposób sarkastyczny. Marzy o wielkiej miłości, spotkaniu księcia, który okaże się być dla niej ideałem. Jej przemyślenia nie czytało się źle, ale mam wrażenie, że już z tego wyrosłam. Zdecydowanie za to polecam nastolatkom około 14-letnim. Myślę, że jeśli są fankami lekkiej fantastyki, to z przyjemnością przeczytają losy bohaterów. Ja nie narzekam na zmarnowany czas, jak znajdę chwilę, z chęcią sięgnę po kolejny tom.
"Nie dość, że zrobili z niej starą zołzę, to jeszcze najbardziej twórczym rymem, jaki udało im się wynaleźć do słowa „czarownica”, było „gęba jak donica”. Żałosne."
Podążając falą uwielbienia dla Mileny Wójtowicz, po przeczytaniu Post Scriptum, postanowiłam nadrobić również jej poprzednie książki i czytając "Wrota" miałam wrażenie jakbym miała rozdwojenie jaźni...
Byłam nastawiona bardzo optymistycznie do tej lektury i totalnie przynudnawy początek lekko mnie skonsternował. Skonsternował do tego stopnia, że zastanawiałam się czy sobie nie darować tej książki... Ale nie miałam pod ręką nic ciekawego, a miałam ochotę na czytanie! Więc zacisnęłam zęby, wygładziłam zmarszczkę pogardy na czole i czytałam dalej.
I chciałabym powiedzieć, że im dalej tym lepiej, ale tu akurat nie było to regułą... Były wątki, które mnie strasznie wciągnęły - Virven, Piąty, Jala. Ale były też wątki, które mnie drażniły - kwestie rady, ciągłe nakładanie 'mazideł' na twarz, przez królewnę, która od pierwszych do ostatnich stron przerodziła się w straaaasznie próżną dziewczynę, upierdliwi egzorcyści, miłość od pierwszego wejrzenia...
Sama kwestia Wrót też mnie trochę oszołomiła. Bo raz była mowa, że to są po prostu Wrota - wejście do piekieł - rodzaj bytu (w liczbie mnogiej), który gadał do Salianki w jej umyśle i czasem się otwierał żeby wysłać jakiegoś demona do piekieł. A innym razem była mowa, że to jest "Wielka Czarodziejka Wrota" - jedna osoba(!), władająca potężną mocą... Więc ja już sama nie wiem - czy Salianka miała i to i to w głowie? Czy to był jeden i ten sam 'byt'? Czy o co w ogóle chodzi? No i kwestia tego, że wszystkie te pomysły Wrót i całe te ich rozmowy z królewną mnie po prostu irytowały - bo przez te wszystkie głupie pomysły tego czegoś, cierpiała Salianka, również nie pomogła w pozytywnym odbiorze.
Ale jakimś cudem, mimo przeplatania tych plusów i minusów i mojego ciągłego wahania nastroju z umiarkowanego rozbawienia, do czystej irytacji, książka wypada w moim odczuciu bardzo pozytywnie. Do tego stopnia, że od razu zabrałam się za drugi tom (i na chwilę obecną, jest on o nieeeeebo lepszy od pierwszego! - mam nadzieję, że to się później nie zmieni...)
Nowa powieść jednej z najbardziej lubianych polskich pisarek fantasy! Piotr Strzelecki, psycholog, coach i doradca post mortem wraz z Sabiną Piechotą...
Nieważne czy jesteś Smokiem Wawelskim, upiorem Białej Damy, szanowanym arcymagiem na stanowisku konsultanta w firmie audytorskiej czy prostym wikołakiem...