To powieść, o której Javier Cercas myślał od kiedy został pisarzem. A może już dużo wcześniej...
"Władca cieni" opowada o poszukiwaniach niemal anonimowego chłopca, który walczył za niesłuszną sprawę i zginął po niewłaściwej stronie barykady. Nazywał się Manuel Mena i w 1936 roku, gdy wybuchła hiszpańska wojna domowa, zaciągnął się do armii generała Franco. Dwa lata później zginął walcząc w bitwie nad Ebro i na dekady stał się oficjalnym bohaterem swojej rodziny. Był stryjecznym dziadkiem Javiera Cercasa, który zawsze unikał zagłębiania się w jego historię, do momentu, w którym poczuł, że jest mu to przeznaczone.
Owocem jego rodzinnego i literackiego śledztwa jest wciągająca powieść, wartka, pełna emocji i humoru, która zawiera najważniejsze motywy całej twórczości Cercasa: żywą, wielowymiarową i nieuchwytną naturę bohaterstwa, upór w walce o przetrwanie i ciężar rozliczeń z trudną przeszłością.
"Władca cieni" trwa w zawieszeniu pomiędzy historią osobistą i powszechną, zgiełkiem bitew a antywojenną opowieścią i otwiera nowy rozdział w rozliczeniu z dziedzictwem hiszpańskiej wojny domowej.
Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Data wydania: 2019-09-25
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 300
Tytuł oryginału: El monarca de las sombras
Kim jest Enric Marco? To dziewięćdziesięcioletni mieszkaniec Barcelony, który zanim został zdemaskowany w 2005 roku, był sławnym przedstawicielem...
Terra Alta to jałowa, niegościnna ziemia w południowo-zachodniej Katalonii, gdzie niemal nic się nie dzieje, a miejscowi wciąż żyją wspomnieniem bitwy...
Przeczytane:2019-12-20, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam, czytam regularnie, Egzemplarz recenzencki,
Rozliczenia z historią i przeszłością własnej rodziny mają bogatą tradycję literacką. Wiele przykładów znajdziemy zwłaszcza w literaturze drugiej połowy XX wieku z przyczyn, których chyba nie trzeba tu podawać. Najpierw mieliśmy do czynienia z rozrachunkami tych, którzy osobiście się z historią zetknęli, starli lub zostali przez nią przemieleni; tu możemy mówić choćby nurcie rozliczeniowym w latach 40. i 50. Później, co naturalne, pokolenie dzieci wskazywało oskarżycielskim palcem w kierunku pokolenia swoich rodziców. W ostatnich latach powróciła narracja o wojnie, poetyka wstydu i postpamięciowe opowieści rodzinne. Po trochu do każdego nurtu będzie pasowała powieść Javiera Cercasa Władca cieni, choć wydaje się, że rozliczenie z historią hiszpańskiej wojny domowej osiąga mimochodem.
Dla Cercasa temat wojny zwolenników republiki i ludowców z frankistami, która miała wpływ na rozwój (lub zastój) państwa hiszpańskiego na kolejne trzydzieści lat nie jest nowością. W 2001 roku wydał książkę, która pozostaje jego najbardziej rozpoznawalnym dziełem, czyli Żołnierzy spod Salaminy (w Polsce powieść ukazała się cztery lata po hiszpańskiej premierze). Wtedy Cercas kluczył między tym, co fikcyjne, a tym, co rzeczywiste, mieszając wątki. Głównym bohaterem Soldados de Salamina jest jeden z założycieli Falangi, którego historię stara się zrekonstruować po latach dziennikarz, którego możemy utożsamiać z autorem. We Władcy cieni nie ma już pola do domysłów, gdyż Cercas od razu zdradza czytelnikowi, że odbiorca ma do czynienia z historią jego rodziny, a w centrum fabuły powieści znajdzie się życie poległego podczas wojny młodego podchorążego, ciotecznego dziadka autora, Manuela Meny.
Opowieść toczy się dwutorowo – czytelnik poznaje losy Manuela Meny, które przedstawiane są często z kronikarską niemal dokładnością; z drugiej strony Cercas opisuje przebieg swojego prywatnego śledztwa, którego celem jest poznanie człowieka, którym był Mena. Z dziennikarską rzetelnością Cercas odtwarza losy rodzinnego miasteczka Ibahernando, z którego pochodził także podchorąży Manolo. Autor Żołnierzy spod Salaminy przedstawia obraz społeczności miasta, wewnętrznych napięć i konfliktów, rozdarcia między dawnym porządkiem a nadzieją płynącą ze zmian. Choć czytelnik otrzymuje dzięki temu wyraźne tło historyczno-społeczne dla historii Meny, to jednak można odnieść wrażenie, że za dużo tu kroniki, a za mało dobrej literatury. Szkoda jest tym większa, że, jak mawia młodzież, Javier Cercas umie w pisanie i daje kilka mistrzowskich próbek, jednakże brakuje tych mocnych kawałków w powieści. Kapitalny jest chociażby fragment, w którym autor skupia się na prawdopodobnie ostatniej fotografii swojego bohatera:
Co się tyczy oczu, to czarno-biała fotografia skradła ich kolor – moja matka pamięta, że były zielone - wydają się jasne. (…) Od dawna im się przyglądam i nie potrafię nic z nich wyczytać. Myślę czasem, że te oczy są zwierciadłem i że tym nic, które w nich widzę, jestem ja sam. Czasem myślę, że tym nic jest wojna.
Dużo ciekawsza zdaje się ta część, w której Cercas wychodzi z ukrycia i opisuje własną podróż w głąb historii rodzinnej, do miasteczka jego matki, do losów ludzi je zamieszkujących. W tych miejscach widoczne są wątpliwości, próby zrozumienia tamtego czasu i chęć sprawiedliwego rozliczenia się z frankistowskim epizodem w życiu rodu Cercasów i Menów. Ta część powieści jest żywsza i prawdziwsza, dzięki czemu postaci opowieści są także bardziej wyraziste od zamkniętych w skrzyni faktów i prawdopodobnych domniemań nieżyjących bohaterów. Cercas padł ofiarą rzetelności i wygląda na to, że zapomniał o tym, że najlepsze, co może dać czytelnikowi pisarz, to fikcja, piękne oszustwo prawdziwsze niż sama prawda.
Czasami jest tak, że trafiamy na jakąś książkę w złym momencie życia. Tak właśnie mam z Władcą cieni. Kiedyś, jeśli tylko pojawi się luka w nieprzerwanym strumieniu lektur do przeczytania, wrócę do najbardziej osobistej powieści Cercasa, bo mogło mi umknąć to, co było najważniejsze dla autora. Książka na pewno nada się wszystkim tym, którzy lubią reportaże literackie, zwłaszcza te historyczne. Losy Manuela Meny, miasteczka Ibahernando i frankistowskiej Hiszpanii zostały przedstawione w sposób zajmujący, dodatkowo z dużym zrozumieniem dla przeszłości. Ja na dzisiaj skłaniam się ku Żołnierzom spod Salaminy, natomiast w przyszłości, kto wie.