Małe miasto o złej porze roku. Rdza. Zawiść. Chciwość. Wietrznie. Biało-czarno. Zero szacunku. Miasteczko zdziczałe, odcięte od świata. Rządzące się brakiem praw. Złowieszcze. Rozpolitykowane. Korodujące. Jak wór pełen rupieci z różnych epok. Jak stara i złośliwa maszyna zabawka dysząca tuż przed upadkiem. Podtrzymywana tylko naiwną ludzką nadzieją. Pewnej samotnej jesiennej nocy do miasteczka przyjeżdża człowiek, który ucieka przed samym sobą. Ma poważną misję, ale wolałby o niej zapomnieć. Jednak tego, co zobaczy w miasteczku, zapomnieć się nie da. Pierwszy w Polsce złowieszczy sriler psychologiczno-polityczny dziejący się w kieszonkowym środowisku. Nie mów, że ta książka nie jest dla ciebie, skoro jest o nas wszystkich. Przetrwać to jedno, ale co dalej? Wartało by przeczytać.
Najnowsza powieść finalisty Nagrody Literackiej Nike za epopeję narodową Prymityw.
Wydawnictwo: Wielka Litera
Data wydania: 2020-03-25
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 384
Znakomity reportaż literacki. Tym razem dziennikarz „Polityki”, autor „B. Opowieści z planety prowincja” opisuje społeczeństwo...
A to Polska właśnie! - chciałoby się zakrzyknąć, może i bezradnie, lecz po lekturze tej absolutnie niebanalnej, intrygującej i cudownie niepoprawnej politycznie...
Przeczytane:2020-10-21, Ocena: 3, Przeczytałam, 52 książki 2020,
Jakże ja czekałam na tę książkę, jak zacierałam ręce prawie do krwi!?
Marcin Kołodziejczyk toż to przecież najostrzejszy nóż w mojej szufladzie! ?
Ale jego ostatnia powieść jest jak nastolatka na pierwszej randce – nadmiernie wystrojona. W metafory, powtórzenia, epitety czy hiperbole.
Wartało- ??? - to miejsce gdzie po nogach ciągnie odludziem a pogoda jest reumatyczna. Gdzie spojrzeć: daremność.
Pyszną się tu kluczowe postaci: doktor Żuj-Jadin, dyrektor Małochleb, ksiądz Duszno czy mecenas Ugoda.
Każdy z nich z własnym portfolio problemów. ????
Nabierzcie dużo powietrza zanim wskoczycie w tę historię! Natłok bohaterów (swoją drogą niezwykłych i arcyzabawnych) jest naprawdę nisko przyswajalny. Będziecie przekarmieni (wyjątkową bądź nie bądź) polszczyzną mojego ulubionego autora a zdania-labirynty umęczą Was jak rozplątywanie choinkowych lampek.
Najpierw czytałam z fascynacją tą słowną zanadtością, później z oszołomienieniem.
Poczułam ulgę skończywszy