W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku polskie władze komunistyczne z generałem Jaruzelskim na czele wprowadzają stan wojenny, który ma za zadanie likwidację ,,Solidarności" i przywrócenie socjalistycznego porządku w całym kraju. Milkną telefony, a radio i telewizja przestają nadawać. Na ulice polskich miast wyjeżdżają czołgi i transportery opancerzone. W stan gotowości postawiona jest Milicja Obywatelska i Służba Bezpieczeństwa.
Tej nocy grupa milicjantów wysłana na jedno z poznańskich osiedli, by aresztować działacza ,,Solidarności" znajduje w sąsiednim mieszkaniu ciało zastrzelonego mężczyzny. W tym samym czasie, w innej części miasta dochodzi do zaskakująco podobnego morderstwa. Oba mieszkania zostały dokładnie splądrowane a świadkowie w pobliżu obu miejsc zbrodni widzieli milicyjną nysę oraz dwóch ludzi, jednego w mundurze a drugiego w cywilnym ubraniu. Czy to przypadek?
Na poszukiwania morderców rusza grupa śledczych kierowana przez porucznika Marcinkowskiego, któremu w tym śledztwie mają pomóc dwaj milicjanci - rozpoczynający pracę w wydziale niedoświadczony absolwent szkoły oficerskiej podporucznik Mirosław Brodziak i oddelegowany z SB stary wyga, chorąży Teofil Olkiewicz.
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2019-02-20
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 480
Język oryginału: polski
Po raz pierwszy czytałam książkę Pana Ryszarda Ćwirleja i zdecydowanie muszę powiedzieć, że ta książka miała swój własny charakter i styl!
Książka rozpoczyna się w nocy z 12 na 13 grudnia, czas kiedy w Polsce został wprowadzony stan wojenny. Mamy w niej mnóstwo postaci i stron. Widzimy pracę oczywiście MO i SB. Widzimy jak się do siebie mają i jak to wyglądało kiedyś. Mamy zabójstwo, potem dość szybko pojawiają się kolejne, mamy przesłuchania, pogonie i libacje. Książka z charakterem i z odrobiną humoru! Szybko się w niej wszystko dzieje, rozdziały to kolejne minuty i godziny poszczególnych dni. Na koniec już zupełnie przyśpiesza i na pewno podczas czytania nie będziecie się nudzili. Podoba mi się powrót do tamtych lat, przedstawienie tego charakteru i pokazanie go z trochę innej perspektywy. Sama urodziłam się w latach `90, więc żyć w komunizmie nie było mi pisane, ale bardzo lubię poznawać tą część polski na kartach właśnie takich książek!
„Trzynasty dzień tygodnia” to wyśmienita powieść kryminalna, która z całą pewnością przypadnie do gustu nie tylko klasycznemu pożeraczowi opowieści ze zbrodnią w tle, ale zadowolić też powinna bardziej wymagającego czytelnika, który doceni nie tylko ciekawy koncept, soczyste postaci skreślone ręką wprawnego obserwatora ludzkich typów, ale także drobiazgowo zbudowaną scenerię, tak w aspekcie prawdy o historycznych wydarzeniach, jak i szacunku dla rekwizytów i detali, które są charakterystyczne dla słusznie już minionej epoki. Dla jednych będzie to podróż w nie tak jeszcze odległe czasy początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, dla młodszych, urodzonych już po okresie tak zwanej transformacji, ciekawa lekcja historii. Z tego zresztą słyną wszystkie powieści Ryszarda Ćwirleja, składające się na „neomilicyjny” cykl. Tym razem tłem dla kryminalnej intrygi będzie jeden z mroczniejszych epizodów naszej współczesnej historii czyli stan wojenny.
Rzecz zaczyna się w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku i wraz z rozwojem akcji, towarzyszyć będziemy bohaterom i mieszkańcom Poznania w tych niezwykłych wydarzeniach dziejowych. To będzie wyjątkowo soczysta, nie tylko dzięki żywemu, pełnemu lokalnego kolorytu i gwary językowi, zbeletryzowana i przez to szalenie wciągająca lekcja historii.
Powieść Ćwirleja urzeka dbałością o dokładne odwzorowanie detali tamtej epoki, co czyni tę powieść szczególnie miłą sentymentalnie nastrojonemu czytelnikowi, który może, zanurzając się w tę retrospekcję, przywołać z pamięci obrazy ze swojej młodości czy dzieciństwa. Tak było ze mną, który co prawda stan wojenny pamiętam jak przez mgłę, ale resztę charakterystycznych akcesoriów tej wydawałoby się szalenie odległej epoki wspominam czasami w rozmowach z rówieśnikami i rodzicami. Scenerią „Trzynastego dnia tygodnia” są zakopcone tanim tytoniem popularnych lub radomskich mieszkania w blokach z nieodłączną drewnianą boazerią na ścianach korytarza, szare ulice, po których snują się policyjne nyski, a duże fiaty tajniaków ścigają obywateli w maluchach i kopcących syrenkach. W telewizji seriale „Stawka większa niż życie” i „Czterej pancerni i pies”, w księgarniach serie „Ewa wzywa 07” oraz wojenne „Tygrysy”. Towary na kartki, kolejki przed sklepami, gdy rzucano jakiś luksusowy towar w rodzaju kawy czy kakao, wreszcie marzenie każdego obywatela Fiat 126p czyli popularny Maluch i legendarny kij od szczotki wożony na tylnym siedzeniu.
W taką właśnie scenerię wplótł Ćwirlej kolejną swoją opowieść „milicyjną” w której poznańskie „szkieły” mierzą się z kolega esbekami w pogoni za zaginionymi pieniędzmi, w niewyobrażalnej jak na tamte czasy kwocie kilkudziesięciu tysięcy marek niemieckich, któ®e to próbują ukryć członkowie „Solidarności”, umykający przed internowaniem. Po obu stronach barykady, wszak mamy do czynienia z formą wojny domowej, znajdziemy postaci sympatyczne czy wręcz pozytywne oraz zwyczajnie podłe i odrażające. Nie będzie więc trudno o czyny zbrodnicze, które dodatkowo będą komplikować i napędzać akcję, i tak już wyjątkowo napiętą z powodu wspomnianych okoliczności historycznych.
Gęstą kryminalną atmosferę stanu wojennego pogłębiają jeszcze dym z papierosów palonych dosłownie wszędzie oraz, mimo wprowadzonej 13 grudnia prohibicji, dosłownie rwące potoki przeróżnych alkoholi, od piwa i wódki, do których stróżowie prawa mają praktycznie nieograniczony dostęp, po domowe wyroby mistrzów w dziedzinie pędzenia trunku zwanego popularnie bimbrem. Niektórzy z bohaterów mogą wręcz imponować niesamowitą kondycją organizmu, który po kilku dobach na służbie wytrzymuje stałe podlewanie go napojami wyskokowymi. Można pokusić się o opinię, że tego alkoholu jest tu faktycznie zbyt dużo, jest on jednak tak immanentnie wpisany w charakterystykę postaci poznańskich milicjantów, że cenzurowanie tekstu w tej materii okazałoby się zabiegiem równie absurdalnym, co czyszczenie listy dialogowej kultowych „Psów” Pasikowskiego z wulgaryzmów. Tych zresztą również nie brakuje w rozmowach bohaterów Ćwirleja, które brzmią niczym teksty zasłyszane na ulicy i które doskonale uzupełniają pełnokrwiste charakterystyki postaci skreślone ręką Autora.
Świetna rzecz, naprawę warto po nią sięgnąć nie tylko dla zabicia czasu.
Twórczość autora poznałam i pokochałam dzięki serii z Antonim Fischerem, teraz czas na „Milicjantów z Poznania”.
W mroźną noc z 12 na 13 grudnia 1981, kiedy nagle telefony w całej Polsce milkną, radio i telewizja kończą nadawanie, a na ulice wyjeżdżają opancerzone samochody wojskowe i czołgi, dochodzi do morderstw drobnych działaczy Solidarności. Niezłomni poznańscy milicjanci starają się ustalić kto może stać za zbrodnią i jakimi motywami się kierował.
Zagadka kryminalna wydaje się być jedynie pretekstem do ukazania miasta i mentalności jego mieszkańców w tym trudnym okresie. Przedstawienia specyfiki pracy milicjantów, ich reakcji na stan wojenny i rywalizacji z SB. Autor w realistyczny, ale i cudownie humorystyczny sposób oddaje atmosferę tamtych dni.
Od nadmiaru wódki i bimbru nieraz zakręciło mi się w głowie, a przypomnienie poznańskiej gwary, tak mi bliskiej i znanej z dzieciństwa, cieszy jak wystany w kilometrowej kolejce papier toaletowy.
Powrót do przeszłości, z odrobiną nostalgii i dużą dawką humoru, polecam każdemu kto pamięta tamten czas, ale i tym którzy chcieliby go poznać inaczej niż z kart książek historycznych. Inaczej i z całą pewnością w dużo ciekawszej i przyjemniejszej formie.
Akcja powieści rozgrywa się w zimą 1983 roku. Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Chorąży Teofil Olkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu...
Ginie kobieta. Wszyscy uznają, że uciekła z domu. Ale czy młode kobiety tak po prostu pozostawiają swoje dzieci? Młody mężczyzna zostaje porwany. Jest...