Wszystko dzieje się po coś i z jakiegoś powodu.
Historia o wybaczaniu, o różnych obliczach miłości, o dojrzewaniu do rodzicielstwa, o dorastaniu tych, którzy byli przekonani, że już dawno są dorośli.
Ewa po wielu latach wraca do miejsca, w którym się wychowała, małej wsi gdzieś na końcu świata. Przywozi ze sobą wszystkie swoje dorosłe lęki, nietrafione wybory i złe decyzje. Ma nadzieję, że powrót pomoże jej uporządkować życie, które w ostatnich latach wymknęło się spod kontroli. Jednak na miejscu zastaje coś, czego zupełnie się nie spodziewała... Odżywają wspomnienia, budzą się upiory przeszłości, a ona ma coraz mniej nadziei, że to wszystko dobrze się skończy. W dodatku na horyzoncie pojawia się nieoczekiwana i niechciana miłość...
Dobre tiramisu musi mieć w sobie mocną, gorzką czekoladę, tylko wtedy można poczuć słodycz pozostałych składników. Historia Ewy jest jak pyszne tiramisu! Polecam! (jest akcept po skróceniu)
Joanna Onysk
"To książka o tym, że rodzicielstwo to trudna praca każdego dnia i nocy. To opowieść o dawno skrywanych sekretach, które niczym duchy przeszłości, prędzej czy później dadzą o sobie znać. To wreszcie historia o tym, że nigdy nie jest za późno, aby powiedzieć PRZEPRASZAM i KOCHAM CIĘ." Magdalena Goc - Natonek
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 2018-10-02
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 304
Ewa to dziewczyna, która widzi jedynie czubek własnego nosa... Nie jest szczególnie zainteresowana tym, co dzieje się obok niej, co czują jej przyjaciele ani rodzina. Gdy po studiach zakochuje się, podejmuje nagłą decyzję o wyjeździe do Londynu. Bez mrugnięcia okiem zostawia rodziców, przyjaciół, ukochany dom w niewielkiej wsi - Kowalewo.
Niestety w Londynie pomimo początkowej euforii i szczęścia, nie dzieje się najlepiej. Dziewczyna w wyniku próby samobójczej trafia do szpitala. Jest jej ciężko, ale nikomu nie opowiada o problemach, o swoich rodzicach praktycznie zapomina do czasu, gdy dowiaduje się o ich rozwodzie...
Wraca po to, by nakłonić mamę do powrotu do ojca. Ale czy powinna??
Na miejscu ku zaskoczeniu Ewy, wszystko jest inaczej. Dom ukochanej babci, ostoja z dzieciństwa, jest w remoncie i niestety nie należy już do rodziny. Mama jest szczęśliwa, mieszka w wyremontowanym młynie. Tata również nie wygląda jakby rozpaczał, a co najgorsze wg. młodej kobiety - jej rodzice pomimo rozwodu, pozostają w przyjacielskich stosunkach.
Złość Ewy zaślepia ją do tego stopnia, że staje się nieprzyjemna dla otoczenia, roszczeniowa, myśląca tylko o sobie i wszędzie widząca spiski przeciwko jej osobie. Dzieje się tak do momentu, gdy po kolejnym złym samopoczuciu trafia do szpitala, aby tam po serii badań usłyszeć diagnozę... Ewa jest chora...
Co wydarzy się w jej życiu? Czy znowu ucieknie do Londynu? Czy wybaczy matce, zrozumie jej zachowanie i zgodzi się na propozycję? Czy zdoła otworzyć swoje serce, dla nowego właściciela domku babci?
"Tęcza nad jeziorem" Magdaleny Kołosowskiej to bardzo lekka i przyjemna lektura. Chociaż czyta się ją w ekspresowym tempie, nie można przejść obojętnie obok ważnych tematów jakie porusza - miłość i wybaczenie, różne oblicza uczuć, zaufanie, choroba, szczerość i liczenie się z innymi. Bardzo wciągająca, poczuczająca i dająca nadzieję lektura.
Polecam i dziękuję za nagrodę Wydawnictwu Replika.
O jakże mogła mnie główna bohaterka denerwować swoimi postawami. Rozumiem jedynaczka, ale mieć pretensje do rodziców, że nic nie powiedzieli jej o rozwodzie oraz swoich planach, jeżeli samemu po osiągnięciu pełnoletności wyrusza się do Londynu i odzywa się tylko od czasu do czasu. W stosunku do dawnych znajomych te,z nie zachowuje się lepiej, podziwiać trzeba Brunona, że chce z nią przebywać, doradzać oraz po prostu być.
Czy trafiliście kiedyś na bohatera książkowego, który był tak irytujący, że mieliście ochotę nim potrząsnąć? Taką właśnie osobą jest Ewa, 26-letnia kobieta, która po nieudanej próbie ułożenia sobie życia w Londynie, wraca do rodzinnej wsi Kowale, aby nakłonić rozwiedzionych rodziców do ponownego zejścia się. Jak rozkapryszone dziecko nie zgadza się na zmiany w ... nie swoim przecież życiu.
Okazuje się, że rozwód rodziców to tylko część zmian, o których nie wiedziała. Domek jej babci, w którym spędzała dzieciństwo, zostaje kupiony przez jej szkolnego kolegę Brunona, a matka remontuje stary młyn, zamierzając otworzyć w nim salon urody, o którym zawsze marzyła. Dziewczyna nie godząc się na zmiany zachowuje się irracjonalnie, zrażając do siebie najbliższych ludzi.
Czy przez charakterek bohaterki książka jest kiepska? Absolutnie nie! Autorka pisze w sposób, który lubię, prosto, ale z wyczuciem, książka nie jest przesłodzoną obyczajówką, a historią tak realną, jakby zaczerpniętą z życia. Zostaje poruszonych wiele trudnych tematów i przeanalizowane psychologiczne aspekty zachowania bohaterów.
Główna bohaterka początkowo nie wzbudza sympatii. Czy naprawdę jej denerwujące zachowanie to tylko fochy jedynaczki, czy może w wyniku doświadczeń, o których nie chce mówić, pragnie po prostu wrócić do domu, który myśli, że już straciła? Czy da szansę matce, z którą relacje miała dość chłodne, na poprawę wzajemnych stosunków? Czy pozwoli zbliżyć się do siebie mężczyźnie, koledze z lat szkolnych, którego los uparcie stawia na jej drodze?
To powieść, która na początku może nieco denerwować infantylnością i oślim uporem głównej bohaterki, ale w miarę poznawania przyczyn zaczynamy dostrzegać drugie dno sytuacji i postępowania dziewczyny. Uczucia, a bardziej strach przed nimi i brak umiejętności ich okazywania, wysuwają się na pierwszy plan. Konsekwencje jakie rodzą niewypowiedziane słowa, zatajone informacje i brak bliskości okazują się bardzo poważne, z samookaleczaniem i próbą samobójczą włącznie.
Autorka zwraca uwagę na to, co w życiu najważniejsze, miłość, zrozumienie, relacje z najbliższymi, na których możemy liczyć na życiowych zakrętach. Na to, że szczęście składa się z małych rzeczy, których piękno możemy dostrzec zatrzymując się na chwilę i dając sobie szansę na dzielenie się radością z innymi.
Ewa po wielu latach wraca do miejsca, w którym się wychowała, małej wsi gdzieś na końcu świata. Przywozi ze sobą wszystkie swoje dorosłe lęki, nietrafione wybory i złe decyzje. Ma nadzieję, że powrót pomoże jej uporządkować życie, które w ostatnich latach wymknęło się spod kontroli. Jednak na miejscu zastaje coś, czego zupełnie się nie spodziewała… Odżywają wspomnienia, budzą się upiory przeszłości, a ona ma coraz mniej nadziei, że to wszystko dobrze się skończy. W dodatku na horyzoncie pojawia się nieoczekiwana i niechciana miłość…
Do tej pory Magdaleny Kołosowskiej miałam jedynie okazję czytać "Trawę bardziej zieloną", którą wspominałam bardzo przyjemnie. A jak było tym razem?
Zacznę od tego, iż autorka w swojej powieści porusza szereg trudnych i ważnych problemów, jak chociażby relacje między rodzicem a dzieckiem, samookaleczenie, depresję, chorobę. Tematy, które zmuszają do refleksji i mogą stać się wyjściem do wielu rozmów. Nie zabraknie również tajemnic rodzinnych, które skrywane przez lata ujrzą światło dzienne.
"Wcześniejsze doświadczenia sprawiły, że byłam przekonana, że jestem ofiarą losu, której nic w życiu się nie udaje, która nie zasługuje na uwagę i po której nikt nie zapłacze, jeśli zniknie."
Uczucia, a raczej brak umiejętności ich okazywania grają w książce pierwsze skrzypce. Szczególnie widać to w relacji pomiędzy matką a córką. Ewa przez całe życie czuła się odrzucona, brakowało jej ze strony matki miłości, czułości i zainteresowania. Potrzebowała stabilizacji, poczucia, że komuś na niej zależy. Czy zamknięta w sobie, z niskim poczuciem własnej wartości młoda kobieta odważy się ponownie pokochać i spojrzeć inaczej na matkę?
"Nigdy nie byłyśmy sobie szczególnie bliskie. Matce daleko było do czułej, opiekuńczej matki-kwoki, a ja byłam najlepszym przykładem dziecka z tak zwanego zimnego chowu."
Bardzo podobały mi się utarczki słowne pary głównych bohaterów. Odpychają się, by za chwilę biec świadomie lub nie w swoją stronę. Bruno od pierwszej chwili zdobył moją sympatię swoją troskliwością, opiekuńczością i pomocną dłonią. Ewa natomiast momentami irytowała mnie swoim dziecinnym zachowaniem, ale gdy poznawałam więcej faktów z jej życia, z czasem lubiłam ją coraz bardziej.
"Potrzebowałam jednak kogoś, kto zrozumiałby mnie i pomógł, komu mogłabym opowiedzieć wszystko bez strachu, że zostanę odtrącona."
Jest to historia, która pokazuje, że wszystko w naszym życiu dzieje się po coś. A osoby, które spotykamy na swojej drodze mogą pomóc nam twardo stanąć na nogi i z optymizmem spoglądać w przyszłość. Wystarczy tylko, podobnie jak Ewa, otworzyć się na drugiego człowieka. Najtrudniej przychodzi nam powiedzenie słowa "przepraszam" i przyznanie się do błędu. Autorka pokazuje, że jednak warto to zrobić i spróbować go naprawić, bo można zyskać coś naprawdę ważnego, czego nie kupimy za żadne pieniądze.
Niech was w żadnym razie nie odstrasza utarty schemat ucieczki z wielkiego miasta na wieś. Gwarantuję, że będziecie zaskoczeni tym, w jakim kierunku rozwinęła się fabuła. Zakończenie z kolei, jak i cała powieść jest prawdziwe, takie jakie mogłoby wydarzyć się w realnym życiu. Jednak nic więcej Wam nie zdradzę.
"Tęcza nad jeziorem" to słodko-gorzka, mądra, prawdziwa i wzruszająca powieść o trudnych relacjach rodzinnych, o nieumiejętności okazywania uczuć, braku rozmowy, potrzebie akceptacji, różnych obliczach miłości, niełatwych wyborach, wybaczeniu, dojrzewaniu. To książka uświadamiająca, że gdy się tylko postaramy, każdy z nas może ujrzeć tęczę na własnym kawałku nieba.
Aby przygotować się na lepsze jutro, trzeba pożegnać się z przeszłością. Życie nie rozpieszczało najstarszej z sióstr, Karoliny. Pośpiesznie zawarte...
W ten grudniowy czas wszystko może się zdarzyć. Anna nie lubi świąt od czasu, gdy tuż przed wigilią ojciec wyprowadził się do innej kobiety, tym samym...
Przeczytane:2019-02-10, Ocena: 4, Przeczytałam, Mam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2019 roku, Egzemplarz recenzencki,
To moje pierwsze spotkanie z autorką lecz z całą pewnością nie ostatnie. Książka porwała mnie już od pierwszych stron i nie mogłam się od niej oderwać.
Główną bohaterką jest Ewa, młoda kobieta, która dosłownie przez ¾ powieści irytowała mnie niemalże na każdym kroku. Momentami miałam ochotę mocno ją chwycić i nią potrząsnąć, żeby się opamiętała. Jej zachowanie nie mieściło mi się w głowie, ona dosłownie we wszystkim widziała jakiś problem czy też podtekst. I jak miałby ktoś z nią wytrzymać?
Ewa wraca po wielu latach do swojej rodzinnej miejscowości, z tym, że zastaje tam kompletne zmiany, i nic nie jest już takie jakie było w przeszłości. Drażnią ją te zmiany, a najbardziej drażni ją jej matka, z którą nigdy nie miała ciepłych i przyjemnych relacji matka – córka. Nie może jej tego wybaczyć, a jednocześnie tak bardzo tęskni za ciepłem własnej rodzicielki. Szuka swojego miejsca na ziemi, czy uda jej się je odnaleźć w swojej rodzinnej wsi? Czy pomimo dorosłego wieku uda jej się w końcu tak naprawdę dorosnąć?
Magdalena Kołosowska stworzyła powieść, którą czyta się niezwykle miło ze względu na przyjemny styl. I choć główna bohaterka irytuje przez ponad połowę książki, nie sposób odłożyć jej na bok. Z zapartym tchem śledziłam losy Ewy, zastanawiając się kiedy sięgnie po rozum do głowy i czy w ogóle to zrobi? Jej fochy były na porządku dziennym, chociaż wypierała się ich na każdym kroku.
"– Nigdy nie zrozumiem kobiet. - Kobiety nie są po to, żeby je rozumieć… - zaczęłam. - …tylko kochać. – Zamknął mi usta pocałunkiem."
Książka przedstawia różne oblicza miłości. Pokazuje nam jak trudne potrafią być relacje rodzinne, i jak wiele może spowodować brak komunikacji i rozmowa o problemach. Dlatego pamiętajcie, że tak ważne jest, abyśmy się komunikowali na każdym kroku i zawsze wyrzucali z serca to co na nim nas uwiera. Lepiej powiedzieć sobie prawdę w oczy, niż zamknąć się na rodzinę na wiele lat. Nasza Ewa nie miała łatwego dzieciństwa, matka była dla niej oziębła, ale jak się później okazało miała ku temu powód. Jaki? O tym przekonacie się czytając powieść.
Dzieci często myślą, że jeśli rodzice się rozwodzą to jest to dla nich koniec świata. Prawda jest taka, że nie w każdym związku zawsze wszystko układa się pięknie jak w bajce. Ludzie się wypalają, tracą uczucia do tej drugiej osoby i się rozchodzą. Tak bywa i nie ma w tym nic dziwnego. Lepiej się rozejść, niż wspólnie męczyć. A dzieci z czasem zrozumieją dlaczego ich rodzice się rozeszli.
Ewa wracając z Londynu przywiozła wszystkie swoje problemy, jednak nie chciała się nimi z nikim dzielić. Do czasu, aż spotkała Brunona, którego na początku nie mogła poznać i nie wiedziała z kim rozmawia. I tutaj ochy i achy w stronę postaci Bruna. Po prostu się w nim zakochałam, cierpliwy, troskliwy i wyrozumiały. Gdzie w dzisiejszym świecie można spotkać takich mężczyzn? Czy w ogóle jeszcze tacy istnieją?
Czasem wydaje nam się, że jesteśmy dorośli, a tak naprawdę okazuje się, że daleko nam do tego stanu. Czasem musi wydarzyć się coś, żebyśmy zmienili tok rozumowania, abyśmy dali szansę sobie samemu i pokochali siebie samych. Niezwykle ważna jest również umiejętność wybaczania, wszak każdy może popełniać błędy w życiu, najważniejsze jest jednak to, abyśmy potrafili się do nich przyznać. Życie nie polega na ciągłym obrażaniu się i strojeniu fochów. Czasem trzeba wszystko przemyśleć, spojrzeć na nasze życie oczami kogoś innego, by w końcu zrozumieć własne błędy. Pamiętajcie, w życiu nigdy nie jest na nic za późno, zawsze możemy wierzyć w lepszej jutro i lepszych siebie.
"– Jeśli będziesz omijać każdą rzekę, nigdy nie dopłyniesz do morza. – Tata odpowiedział w podobnym tonie i z tego krótkiego zdania zrozumiałam więcej, niż mogło się wydawać na pierwszy rzut oka. Pytanie jednak brzmiało, czy chciałam dopłynąć do morza?"
Autorka napisała książkę, która pomimo zadziornej bohaterki nie traci na wartości. Wręcz przeciwnie, po jej przeczytaniu czytelnik wysnuwa własne refleksje i przemyślenia. Końcówka powieści ujmowała mnie niesamowicie za serce. Czułam momentami łzy pod powiekami. Emocji zresztą tutaj nie brakuje, gdyż autorka zadbała o nie w należyty sposób.
"Tęcza nad jeziorem" to niebanalna powieść ukazująca trudy rodzicielstwa, tajemnice z przeszłości, zranione serca oraz nadzieję na lepsze jutro. W życiu nigdy nie jest za późno, aby odbudować coś na nowo. Polecam.